piątek, 3 stycznia 2020

Szaruś

Nie wiem nawet, czy to Szaruś czy Szarusia. Kot. Melanżowy, niby szary, ale ma całkiem nietypowe ubarwienie futerka. jakby włosy brązowe, białe, szare układały sie w pepitkę ;)
Odwiedza mnie od czasu do czasu, w dzień. dość rzadko. Zawsze głodny, zawsze je łapczywie. Ale zawsze grzecznie "udaje", że przyszedł w celach towarzyskich. Podchodzi blisko do nóg, nie ociera się o nie, ale gdy się nachylam z wyciągniętą ręką podstawia głowę pod rękę, przyjmuje głaskanie z widocznym zadowoleniem. Nie pręży ogona. Nie może. Jego ogon jest w jakiś sposób uszkodzony. Na oko nawet ładny, puszysty, długi. Ale bez życia, jakby ktoś mu go kiedyś wyrwał(?). Gdy kot idzie, ogon kiwa się jak małe wahadło. Ogon, to taki znak informacyjny: podniesiony prostopadle do grzbietu, jak postawiony żagiel, pokazuje wszystkim zadowolenie, akceptację osoby, do której kot się zbliża. Ogon energicznie machający na boki - to zdenerwowanie i złość, czubek ogona lekko zwijający sie na końcu, minimalnie sie porusząjący - kot "myśli", kot kombinuje. Szaruś nic nie może z ogonem zrobić. Ale jest ufny, widać ktoś go kiedyś głaskał, może i teraz Szaruś gdzieś ma swój kąt? Nie jest chudy (ale zimowe futro dodaje objętości), futro jest w dobrym stanie. No i bywa głodny tylko czasami (zjawia sie rzadko). Ale zauważyłam ciekawą rzecz. Domowe koty, karmi się karmą suchą i mokrą. Szaruś nie znał suchej karmy! Gdy podałam mu za pierwszym razem suche  'chrupki', nie wiedział w pierwszej chwili, co z nimi zrobić. Wąchał, oczywiście, a gdy dotykał nosem chrupek, odskakiwał do tyłu. To było niebywałe. Ale widocznie zapach przesądził o tym, że kot postanowił spróbować tego "dziwnego" tworu.  Nadal śmiesznie rozgryza kłami każdą kulkę i wykrzywia pyszczek, ale już je tą pełnowartościową karmę, pozostałą jeszcze po mojej kotce. Chyba będę musiała znów zacząć kupować kocie jedzenie. Zawsze cieszę się na widok Szarusia. Bo mogę go pogłaskać. I zawsze trochę mi smutno, gdy Szaruś , najedzony, siada pod drzwiami tarasowymi na wycieraczce w słoneczny dzień (jak wczoraj), grzeje się, odpoczywa i oczekuje, że wpuszczę go do środka. A ja nie mogę tego zrobić. Taka jest teraz umowa "żadnych kotów w domu; na dworze, proszę bardzo". Ciekawe gdzie i jaki ma dom ten kotek? Może nigdy się tego nie dowiem.


Jestem kociarą, a natura nie lubi pustki. Szaruś cieszy mnie, bo mogę go dotknąć.
Ale to nie jedyny kot, który mnie odwiedza. Szaruś przychodzi zawsze w dzień.
Ten drugi zawsze po zmroku. Luluś. Tak nazywam większość kotów.
Gdy pierwszy raz go zobaczyłam, to serce mi drgnęło, a z oczy poleciały łzy. Deja vu!  Siedział na wycieraczce czarny kot, zupełnie, jak moja koteczka. Tylko otworzyć drzwi i wpuścić! I utulić!
Ale to przecież nie moja koteczka! I zupełny dzikus. Młody i raczej kocurek, ale nie na pewno.
To "koto" przychodziło regularnie, co wieczór przez 2 tygodnie do zeszłego tygodnia, jeszcze w Święta. Gdy otwierałam drzwi na taras, kot zwiewał w szybkim tempie. Ale mówiłam do niego łagodnie i czule, i zostawiałam smaczne kęski: gotowana rybka, gotowane mięsko, suche chrupki. Wabiłam, oswajałam. Wiem, nie powinnam. Jesteśmy odpowiedzialni za tego, kogo oswoimy. Już na mój widok kot zaczął prężyć ogon, niebywale długi, odchodząc ode mnie zaledwie na długość moich rąk, parę razy wręcz otarł się ogonem o moje ręce. Ale nadal dziki i czujny. Jak moja: nie spoufalała się z każdym, nie pozwalała sie dotknąć obcym (chyba, że "wybraniec" jej się spodobał). I nagle kot zniknął. Przestał sie pojawiać. Tydzień minął, kota ani śladu.
A dziś znów siedział, jak gdyby nigdy nic, na wycieraczce, na "kocim" miejscu. Bardzo mnie ucieszył. Znów radośnie ogonek prężył i tańczył na tarasie, uciekając na trawę, gdy za bardzo się zbliżyłam. Gdy się najdł, zniknął, jak zwykle. Też mam nadzieję, że ma swój dom, swój kąt na wypadek ulewy, mrozu, gdzie co najmniej raz dziennie dają mu jeść. Bo mimo wszystko nie chciałabym brać za niego odpowiedzialności. Już się pogodziłam z brakiem kota, już ta tygodniowa nieobecność mnie smuciła. Nie chcę martwić się znów o kota, nie mojego kota, który nawet nie pozwala się pogłaskać.
Zobaczymy, jak będzie. W zimie na pewno będę te koty dokarmiać. A potem? Może znajdą sobie swoje tereny łowieckie?

Ledwo go widać, ale to jest czarny kot.

17 komentarzy:

  1. Wszystkiego dobrego w nowym roku, Haneczko!😘

    Na wsi miałam kilka takich przydomowych kotów. Kiedy spadł śnieg, zostawiały swoje tropy i wtedy widziałam, z których "stołówek" korzystają. Z dobrobytu stawały się okrutnie grymaśne. Uwielbiały ziemniaki, ale tylko z pieczarkowym sosem. Jak zobaczyły sztuczną karmę, to odchodziły obrażone. A futra miały jak puch!🐈

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te koty nie grymaszą, ale staram sie im ludzkiego jedzenia zbyt dużo nie dawać. Moja koteczka też bardzo lubiła ziemniaki, chociaż ponoć niezdrowe dla kotów. Gdy zostawiłam na kuchence parę sztuk, bez pokrywki, to zwaliła garnek na ziemię, żeby zjeść, co lubi. To jej chyba zostało z czasów 'kocięctwa', gdy była jednym z kilkorga bezdomnych ogrodowych kociąt, karmionych naszymi resztkami obiadowymi (wtedy nie mieliśmy kota w domu i nie wiedziałam nic o kocim jedzeniu, to był sam początek XXI wieku). A tej zimy może jeszcze pojawi sie śnieg, chociaż wcale za nim nie tęsknię.

      Usuń
  2. To koteczka, Szarusia. Tylko kotki bywają tricolor:) Dobrego roku!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech będzie Szarusia. Będę teraz mówić do niej, jak do kotki. I tobie do siego roku!

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz puszyste towarzystwo i dobre serce:-)
    Ciekawe, że niektóre posty wyświetlają się z opóźnieniem...
    Dobrego roku, Haniu i dobrego zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Joasiu:) I Tobie też wszystkiego najlepszego!

      Usuń
  5. No wlaśnie tez miałam o tym pisać - że tricolory to panie są. Sama taka mądra nie jestem dzieci mnie nauczyły, bo mają koty.Ja bym chętnie miała kotka, ale pod warunkiem, że byłby zawsze mały, nie gubił sierści i trzeba by było czyścić kuwety - czyli nigdy mieć kota nie będę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja kotka, zanim zachorowała, nie używała kuwety, musiałam ją wypuszczać na dwór (kuweta dyżurowała, na długotrwałe ulewy i mrozy). Ja mogłabym mieć kota nawet starego (po kotach właściwie nie widać wieku), ale przywiązanie zobowiązuje, a śmierć boli. Nie chce już tego przeżywać. Kochałam i byłam kochana przez dwie czarne kotki. Musi wystarczyć.

      Usuń
  6. kiedy miałam kotkę "ogrodową" w dowód przyjaźni przynosiła mi pod drzwi upolowane myszki. Teraz koty chodzą bokami, bo obejście zawłaszczył pies. Ale kotów nie gania, to one czują mores:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno kot przynosi mysz, w domyśle: muszę o ciebie zadbać, bo coś mizernie w twojej spiżarni ;) Tak słyszałam. Moja przynosiła mysz na wycieraczkę, a potem demonstracyjnie ją zjadała. Nie miałam sumienia jej tej myszy zabierać.

      Usuń
  7. Kotek zawsze wyzwala pozytywne uczucia. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie koty wszystkie wyzwalają czułość. Ale nie wszyscy lubią koty. Ludzie są różni, ot co...Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  8. Haniu, myślę, że jednak pisany jest Ci kot, same do Ciebie przychodzą, to coś znaczy... Wiem, że rozstanie boli... ale czy nie jest warte tych lat radości z bycia razem? Czy warto się tego wyrzekać jeśli się kocha... takie jest życie, że kiedyś musimy się pożegnać kimś kogo kochamy... ale... może warto <3 <3 <3
    Ściskam Cię kochana serdecznie i dużo szczęścia w Nowym Roku <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem od dziecka wielbicielka kotów. I nie zniechęcam kotów do odwiedzania mnie, wręcz przeciwnie. Ale jestem przekonana, że te koty są czyjeś. Nakarmię, zawsze, ale więcej, to nie wiem...
      Dziękuję za życzenia i wzajemnie do Siego Roku, jak najlepszego! Serdeczności dla Ciebie!

      Usuń
  9. Haniu, przepraszam. Myślałam, że zostawiłam komentarz.
    U mnie ciągle chaos trochę w życiu.
    Życzę Tobie i Twoim bliskim wszelkiej pomyślności w Nowym Roku. Przede wszystkim zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, nie szkodzi :) życzyłaś mi pod poprzednim wpisem :) I dla Ciebie wszystkiego, o czym myślisz, marzysz, a zdrowia przede wszystkim! Pozdrawiam Cie serdecznie!

      Usuń
  10. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń