Już od początku listopada trwa w Poznaniu i Wielkopolsce rogalowy czas. Zbliża się święto Marcina. U nas "od zawsze" w Marcina - 11 listopada, jada się rogale Świętomarcińskie. Dla mnie będą to zawsze rogale Marcińskie, tak nazywały się one w czasach mojego dzieciństwa. Wtedy 11 listopada nie był świętem państwowym, a święci byli "niesłuszni". Ale w Poznaniu tego dnia (i tylko tego) wszędzie sprzedawano rogale Marcińskie, w sklepach spożywczych, w kawiarniach na wynos, w piekarniach. Czekało się cały rok na ten jeden dzień łasuchowania.
Jest w Poznaniu ulica Święty Marcin (tak właśnie, nie Św. Marcina), jedna z głównych ulic centrum. 11 Listopada, od "nowych" czasów, od lat dziewięćdziesiątych XX wieku, na tej właśnie ulicy, w południe, poznaniacy witają Świętego Marcina na białym koniu i oddają mu klucze do miasta :) To nasze lokalne święto ulicy Święty Marcin. Wzdłuż ulicy stoją niezliczone stoiska z rogalami Świętomarcińskimi, przede wszystkim. Trwa prawdziwy festiwal rogali. A wieczorem dla mieszkańców organizowany jest pokaz fajerwerków, często połączony z muzyką i widowiskiem "światło i dźwięk".
Rogale Świętomarcińskie, to nazwa zastrzeżona. To produkt regionalny, chroniony prawem Unii Europejskiej. Aby rogal mógł się nazywać świętomarcińskim musi być wypiekany według specjalnej receptury i w specyficzny sposób , a każda cukiernia, która chce używać tej nazwy musi uzyskać certyfikat autentyczności. Przede wszystkim rogale muszą ważyć nie mniej niż 200g, mają być zrobione z ciasta półfrancuskiego (z drożdżami), nadzienie powinno być z białego maku z bakaliami (czasem jest mak niebieski, wtedy są tańsze), muszą mieć oczywiście kształt rogala , zwykle są polane lukrem i zawsze posypane orzechami, dowolnymi. Ich smak nie zmienił się od XIX wieku, kiedy to zaczęto wypiekać te rogale na święto Marcina. Ja kocham ten smak :)
Co roku rogale są coraz droższe. Ale takich cen, jak w tym roku, to jeszcze nie widziałam. Ceny szybują! Jakiś tydzień temu kupiłam w poznańskim Aldim rogala za 6 zł (zwykle rogale kupuje się na wagę, nie na sztuki). Myślę sobie, "cóż, 5 sztuk średnio na kilogram, to tylko 30 zł /kg, tanio". Ale to był Aldi, tani sklep, a rogale miały mało nadzienia. Dziś weszłam do dwóch cukierni w małym miasteczku. W renomowanej miasteczkowej cukierni kupiłam 2 rogale za przeszło 17 zł (43 zł/ kg). Uff, nietanio. Ale to są certyfikowane rogale, najlepszej jakości. Do Marcina jeszcze parę dni, muszę wypróbować, gdzie warto kupić te świąteczne rogale (już dziś zaczęłam degustację) ;) W kolejnej cukierni rogali nie kupiłam, cena za kg - 49,99, czyli 50 zł! Było pusto, żadnych klientów, no nie dziwię się. Takiej ceny się nie spodziewałam. Jako nieodrodna poznanianka, która "każdy grosz potrafi przeliczyć dwa razy, nim go wyda w obce ręce" (tak opisuje przedwojennych poznaniaków Ryszard Ćwirlej w swoich poznańskich kryminałach retro), uznałam, że jest jakaś granica mojego łakomstwa, granica finansowa.
Weszłam po sąsiedzku do Dino, a tu rogale, może mniejsze niż 200g, ale jak najbardziej marcińskie. I za tanie pieniądze. Bardzo smaczne, spróbowałam, mają ten smak, co trzeba ;) I nadzienie z białego maku. Można się czepiać, że zamiast orzechów włoskich, czy migdałów, mają fistaszki na lukrze. Ale przez wiele lat fistaszki były głównymi orzechami na rogalach marcińskich (zwłaszcza w tamtych czasach).
Z rogalami trzeba uważać, są bardzo kaloryczne ;) Ale jak tu sobie odmówić takiej przyjemności raz do roku? I chociaż w niektórych cukierniach można kupić rogale przez cały rok, to na imieniny Marcina są ona najsmaczniejsze :)
Te rogale z większą ilością lukru są posypane orzechami włoskimi, te nico drobniejsze - orzechami arachidowymi. Obie wersje równie smaczne :)