No i już po długim weekendzie. Znów, jak w przypadku Wielkanocy, te wolne dni minęły bardzo miło i intensywnie. Owszem, wiedziałam, że "będzie się działo", ale nie było szczegółowych planów i organizowaliśmy czas całkiem spontanicznie.
Gościliśmy naszych długoletnich przyjaciół, którzy znali już nasze bliższe i nieco dalsze okolice. Co tu pokazać nowego, czym zainteresować, żeby ciekawie razem spędzić czas? Postawiłam na "prywatę". Pojechaliśmy na mój stary ogród, teraz plac budowy domu rodzinnego mojego syna. Syn sam, swoimi rękami ( ze sporadyczną pomocą taty, czyli Mojego i rodziny) buduje ten dom. Po prostu "złota rączka", jak jego tato, a nawet w jeszcze większym zakresie. Dużo potrafi zrobić 😊 Na placu budowy, widomo, rozgardiasz, szczególnie, gdy przebudowuje się stary dom, najpierw rozebrany do połowy, a potem nadbudowany o piętro w górę. Ale pogoda była piękna, znajomi też niedawno budowali, więc rozumieją, że przy takiej budowie trudno o zachowanie ładu. "Pochwaliłam się" moimi najmłodszymi wnusiami 😍 Potem poszliśmy nad bród. To spacer leśną drogą, wśród lasu mieszanego (dużo zieleni, bo i krzewy, i sporo drzew liściastych) nad rzeczkę Główną (dopływ Warty). Rzeczka w tym roku wąska, wysuszona, kamienie ułożone, jak mostek, w najwęższym miejscu. Tam był właśnie bród, jeszcze ze 20 lat temu. Drogą jeździły ciągniki i samochody terenowe, na pola i do żwirowni. Żwirownię zlikwidowano, zasadzono małe sosenki. Teraz to już wysoki las sosnowy. A na wjeździe do lasu, na drodze postawiono szlaban, można przejechać tylko rowerem albo innym jednośladem (tylko po co, ta droga prowadzi tyko do brodu). Pogoda był letnia, ciepła, słoneczna, ale nie spotkaliśmy nikogo, żadnych spacerowiczów, mimo, że w pobliżu osiedle domów letniskowych i (od pewnego czasu) całorocznych.

Tak wyglądał nasz domek letniskowy (w którym spędzałam wakacje z moimi rodzicami i dziećmi, a nawet wnukami, przez prawie 30 lat) kiedy jeszcze byłam "panią na włościach", ale już po śmierci Rodziców.
A tak wygląd teraz nowy dom mojego Najmłodszego, który zawsze kochał to miejsce - Gorzkie Pole.
W Dzień Flagi, czyli w piątek 2 maja pojechaliśmy na drugi ogród - ogród mojej szwagierki, który podczas jej nieobecności dogląda brat, czyli Mój. Szwagierka niedługo przyjedzie, więc była okazja obejrzeć ogród (i sprawdzić domek), zwłaszcza, że nieruchomość położona jest w rekreacyjnej dzielnicy Poznania - Kiekrzu, w pobliżu największego poznańskiego jeziora - Kierskiego (i jednego z największych w Wielkopolsce - 2,85 km kw. powierzchni i 4,3 km długości).
Po południowej kawce w ogrodzie wybraliśmy się nad jezioro. Było ciepło, słońce czasem chowało się za chmurę, ale przez dłuższy czas było słonecznie. Nad jeziorem sezon turystyczny, weekendowy już się rozpoczął. otwarte bufety, lodziarnie, grill-bary, czynna wypożyczalnia sprzętu wodnego. Wypożyczyliśmy rower wodny na 4 osoby i popłynęliśmy (panowie pedałowali, panie się relaksowały).
Już płyniemy 😊
Słońce akurat zaszło, a żeglarze trenują.Na brzegu już spory ruch, mieszczuchy odpoczywają na łonie przyrody😉A my wróciliśmy po obiedzie (w miejscowej restauracji) na ogród, wypić herbatę . Bo można wydać na obiad sporo, ale są granice przyzwoitości. Jeszcze nigdy nie płaciłam za szklankę herbaty w lokalu 20 zł, jak tam sobie życzyli. I nie zamierzam😖
A na ogrodzie rozkwitła wisteria (Glicynia). Gdy parę dni wcześniej tam byliśmy, wyglądała, jakby przymarzła. A ona miała jeszcze czas.
Ale jest taka jakaś blada. No i jako pnącze zarasta wszystko w niebywałym tempie (tu zarosła cały ganek, wejścia nie widać.Bez na tym ogrodzie kwitnie bujnie (u mnie taki sam, pełny, w tym roku bez rewelacji).I ten wiosenny krzew, złotlin, pięknie rośnie i kwitnie.W ogrodzie kwitną też teraz kępkami niezapominajki i nieznane mi wcześniej hiacyntowce, małe roślinki cebulowe, które podobno całymi dywanami kwitną w lasach Szkocji. W tym ogrodzie tylko pojedyncze kwiatki, w kilku miejscach (jak wszystkie wiosenne cebulowe, znikają latem).

Na 3 Maja znów pojechaliśmy nad wodę, do niedalekiej Środy Wielkopolskiej, w której już jakiś czas temu powstał zalew na niewielkiej rzeczce Moskawie. Teraz ten zalew - "jezioro", to miejsce rekreacji dla mieszkańców Środy i okolic. W Poznaniu nad Kierskim gwar i brak miejsc parkingowych, a tutaj pustki, do sezonu pewnie jeszcze z miesiąc (jak nie więcej) i to, kto wie, może nawet jeśli pogoda zrobi się letnia. W to majowe święto pogoda przed południem rzeczywiście nie zachęcała. Było pochmurnie i wietrznie. Ale, żeby aż tak zatrzymać ludzi w domu? Nad jeziorem pusto, nawet psów na spacerze (i ich właścicieli, oczywiście) nie było widać. Mieliśmy nadzieję na lody, które sprzedają nad jeziorem. Ale wszystko zamknięte na głucho, i restauracja, i budka z lodami, i wypożyczalnia sprzętu wodnego. No cóż. Pojechaliśmy na kawę (i lody) do domu.

Po drodze wstąpiliśmy do stanicy myśliwskiej, którą z Moim odwiedzaliśmy często, od kiedy zamieszkaliśmy na wsi. Jeździliśmy tam rowerami, do najbliższego nam lasu. Od paru lat stanicę dzierżawi osoba prywatna ( a nie oddział Związku Łowieckiego, jak dawniej). Nie byliśmy tam chyba ze 2 lata. Nadal są tam ławy i ławki, na których dawniej robiliśmy sobie piknik z kawką z termosu i ciastkiem. Nadal teren jest otwarty, to znaczy nie ma furtek ani bram zamkniętych na cztery spusty. Jednak pojawiła się niemiła tabliczka :" Nieupoważnionym wstęp wzbroniony". Jak to przykro brzmi... Czy nie ładniej i kulturalniej brzmiałby napis "teren prywatny, uszanuj to miejsce"? Kto nie uszanuje, to i "wstęp wzbroniony" , ani wysokie płoty i kłódki go nie powstrzymają.A my "wstąpiliśmy", na chwilę, na moment. Pokłonić się myśliwym, którzy odeszli na wieczne łowy. I zrobić kilka zdjęć pięknego, spokojnego miejsca, na leśnej polanie, gdzie ptaki śpiewały rozgłośnie.
Goście wrócili do domu, a my dalej "świętowaliśmy" 😉
W niedzielę niedaleko nas Muzeum Przyrodniczo - Łowieckie zapraszało na "Festiwal Leśnych Smaków". Dawniej (dawno, dawno temu), gdy moje dzieci i wnukowie byli w wieku szkolnym, to jeździliśmy do Uzarzewa, do tego muzeum, jako do atrakcji turystycznej w pobliżu naszej daczy. Potem byłam tam jeszcze kiedyś ze znajomymi. Ale...nie lubię polowań, zabijania dzikich zwierząt, zwłaszcza , gdy słyszę o grupowych polowaniach. I mam mieszane uczucia wobec wypchanych, czyli preparowanych zwierząt. A w Uzarzewie właśnie są eksponowane trofea myśliwskie w postaci niezliczonej ilości poroży- jelenich wieńców i małych rogów rogaczy (czyli samców saren - zapewne mają swoją fachową nazwę w języku myśliwych). No i jest tam przegląd krajobrazów Wielkopolski, takie dioramy pełnowymiarowe: pół i lasów, wraz z wypchanymi zwierzętami i ptakami (najbardziej poruszają mnie wypchane maluchy: warchlaki czy sarenki). Wiem, że to ekspozycje edukacyjne, można obejrzeć z bliska te zwierzęta, które zwykle są dla ludzi niewidoczne na polach czy w lasach. Ale w dobie elektroniki i różnych 5D takie ekspozycje przejdą pewnie do historii?
Tu pałac, w którym są ekspozycje trofeów myśliwskich i sal pałacowych z epoki. A na zdjęciu jedna z prelekcji na tematy leśnych smaków (np. Dzikie owoce, Grzyby w kuchni, Dziczyzna - królowa wśród mięs). Pojechaliśmy na ten Festiwal dla towarzystwa😊Tam umówiliśmy sie ze znajomymi.
Festiwal - bez przesady. Kilkanaście stoisk kół łowieckich i kół gospodyń wiejskich z okolicy.
Tu trochę "prywaty"😉
Wyroby własne. Do degustacji pasztety z dziczyzną (to jedyne zaobserwowane leśne smaki), domowe smalce, "wiejskie" chleby, żurek, miody na sprzedaż w zaporowych cenach (miód faceliowy 400g za 30 zł!, ja bezpośrednio u pszczelarza kupuje taki za 14 zł), wyroby "gospodyń wiejskich" - najróżniejsze placki (jeden kawałek 6-8 zł), wyroby rękodzieła - najczęściej biżuteria, poroża, które można było kupić. Także wyrób białej kiełbasy - zachęta do odwiedzin filii Narodowego Muzeum Rolnictwa, czyli Muzeum Gospodarki Mięsnej w Sielinku i festynu tam organizowanego "Biała Fest" w końcu czerwca.
A po festiwalu kawa ze znajomymi u nas w domu. Ostatnio pijamy kawę, jemy podwieczorek na tarasie. Ale wczoraj było wręcz zimno i słońce przykryły chmury. Jednak atmosfera spotkania była ciepła. I o to chodzi😊
A dziś jakby przedłużenie przyjemności: starsza wnusia ze swoim tatą (moim Najstarszym) u nas na zupce i kompocie z rabarbaru 😋 Dla nas obu sporo radości 😊
I mam nadzieję, że reszta tygodnia będzie równie udana, jak jego początek . Wam też tego życzę😄