czwartek, 17 sierpnia 2023

Wieści ze wsi

 Moja wioska jest malutka. No może teraz nieco większa, bo zbudowano ostatnio kilka "osiedli", domów typu bliźniak, czy "czworak" (cztery mieszkania na dwóch poziomach pod jednym dachem), a także sporo pojedynczych domów na terenach dawnych pól. Mimo wszystko to nadal tylko 3 ulice na krzyż (i główne skrzyżowanie przy kościele w środku wsi).

Tak sie rozpisuję o tej wiosce, bo zaraz będzie modne ostatnio " coming out". Ja co prawda nigdzie nie "wychodzę" (coming out), ale w końcu "wszyscy"  (którzy jeszcze tego nie wiedzieli) dowiedzą się, gdzie mieszkam :))

Przez naszą wioskę, pierwszy raz w jej historii (liczącej ponad 800 lat, tak!!) przejechał najstarszy w Polsce wyścig kolarski Tour de Pologne :)

Z tej okazji mieszkańcy postanowili "zaistnieć" (raczej nie w pamięci kolarzy, zajętych ściganiem się) w świadomości ewentualnych widzów, oglądających w mediach relacje z wyścigu.



 

Wyścig zakończył się już jakiś czas temu, ale rowery nadal stoją :)

A tu link do dokładniejszych informacji o tej ciekawej wsi:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Czerlejno  

Ale ja tu tylko mieszkam. Nie żyję życiem wsi, nie znam ludzi, jestem na dożywotnich(zapewne) "wakacjach" . Ale czasem coś do mnie dotrze.

Wczoraj było święto. W mojej wsi celebruje sie ten dzień od czasów konsekracji kościoła, czyli od drugiej połowy XVIII wieku. Od tamtego czasu barokowy kościół jest pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny Wniebowziętej.


Piękne barokowe wyposażenie, to samo od prawie 300 lat (zdjęcie z albumu "Kostrzyn i okolice " Henryka Błachnio).

 I wczoraj, jak co roku 15 sierpnia, odbył się odpust, czyli "kolorowy jarmark". Nie poszłam, za gorąco. Ale dzwony biły długo i przypominały mieszkańcom o Święcie. Bywałam tam w poprzednich latach. Z odpustowych tradycji zachowały się zdobione serca z piernika i inne piernikowe wyroby z kolorowym "lukrem" z mąki ziemniaczanej, a także "rury"- ciastka w formie zwiniętych na okrągłej formie , rombów. No i zabawki, jedyne w swoim rodzaju: "piłeczki' w celofanie ściągnięte gumkami i powieszone na gumce, blaszane koguciki z kolorowym piórkiem, plastikowe pistolety na kapiszony. Ale też mnóstwo "chińszczyzny "  bez atestów.

Czy te "domowe" zabawki jeszcze istnieją, nie wiem, nie sprawdziłam w tym roku.

Mieszkam na skraju wsi. Do "centrum" chodzę tylko odbierać paczki w paczkomacie i czasem do sklepu, gdy jest nagła potrzeba (z reguły robię większe zakupy w Dino, których jest w okolicy kilka, najbliższy 4,5 km od nas, najdalszy z tych okolicznych 7 km).

Ogród, jak wiecie, jest dość rozległy (jak dla emerytów), a ja jestem leniwą ogrodniczką.

Cieszy mnie to, co rośnie. podsypię wiosną trochę nawozów mineralnych, potem (jak sobie przypomnę) sypnę obornika granulowanego (najlepszy krowi, czyli bydlęcy, nie przenawozi się nigdy). Najbardziej lubię byliny, bo "same " rosną. I raczej z tych wytrzymałych, niewybrednych, tych bardziej pospolitych. Nie mam ambicji ani siły na egzoty, jak zmarnieją szkoda mojej  pracy i pieniędzy. 


Słoneczniczki (Heliopsis helianthoides) naprawdę nie  są wymagające, kwitną co roku i zawsze obficie.


Róże zaczęły mi kwitnąć znów, po deszczach. I nawet upały im nie przeszkadzają .

Miałam też parę gladioli. Co roku coś wysadzę, dokupię, ale chyba przestanę. Wiatr i deszcz położył mi tych parę kwiatów. Uparłam się podtrzymywanie tradycję rodzinną (tato hodował), ale "ledwo" cebule  wysadzę, to już trzeba je przed zimą wykopać.


To już wspomnienie (ostatnia gladiola zakwitła teraz na klombie). Jabłka lipcowe też już zjedzone i rozdane dzieciom (bardzo smaczne). Teraz czekam na jabłka późnosierpniowe. Bo mam trochę drzew owocowych (5 niedużych jabłoni, z w tym 3 jesienne, do przechowywania).

 I kilka drzewek brzoskwiniowych.

Ale tylko jedna jest szlachetna i dojrzewa w połowie sierpnia. Pozostałe, to polska odmiana rakoniewicka, dojrzewa we wrześniu, raczej po połowie.



To pierwsze owoce, prawie kilogram :)


Ta ważyła prawie 300g :)

Na moim małym warzywniku dojrzewają warzywa na letnie obiady. Uwielbiam fasolkę z masełkiem i bułką tartą. Na warzywniku sadziłam (siałam) ją w odstępach dwutygodniowych. Część już zjedzona albo wysycha na siew, część właśnie zbieram, a część dopiero kwitnie, będę ją zbierać do końca września (mam nadzieję)

Teraz najobficiej rodzi fasola pnąca, amerykańska (nasiona dawno temu dostaliśmy od znajomych).


Ta fasola pnie się po gałęziach moreli, która w tym roku nie miała, niestety ani jednego owocu (pierwszy raz od kilku lat).



Duża, smaczna, nie łyczeje :)

Z roślin, które same rosną muszę pochwalić milin. Pewnie nawet gdybym chciała się go pozbyć, to miałabym problem. To bardzo ekspansywne pnącze. Ale tak ładnie kwitnie. Ozdabia mi iglaki z sąsiedniej działki (niezamieszkanej ;).


Tu akurat widać jeszcze winną łozę (winogrono), które wymknęło się spod kontroli, zapomniane przy przycinaniu (a mamy tych krzaków kilkanaście, tworzą żywopłot).

Tuż za "moim miejscem na Ziemi" jest pole. Najbliżej nas rośnie kukurydza (we wsi mamy obory z krowami mlecznymi, to dla nich ta kukurydza, na paszę).


Na spacer w pole można nawet rowerem wyjechać (drogę poszerzono dla wielkich kombajnów i ciągników, widać w gminie zostały pieniądze na takie cele).

Kukurydza wysoka na co najmniej 2 metry. I bardzo dorodna.


A obok przepływa rów melioracyjny. Widuje się tu bobry (!?) Do najbliższej "normalnej" stałej wody (jezioro, rzeczka) jest kilka, jeśli nie kilkanaście kilometrów. Zdarza się, że woda w rowie wysycha. Ale nie w tym roku.

Urokliwie, prawda?

I tak sobie mieszkam  w tym "środku niczego" i zwłaszcza w zielonych porach roku, dobrze mi tu :)


Pozdrawiam wszystkich serdecznie :)