Ja wiem, że to nie do końca historia patrzy na mnie z tych murów. Mam tyle lat, że sama jeszcze pamiętam gruzy na ulicach Głównego Miasta, czyli zabytkowego serca Gdańska. W 1966 roku spacerowałam ulicą Piwną i wielkie wrażenie zrobiły na mnie ogromne kamienne kule "walające się " , nieledwie, po jezdni. Ulica w remoncie, domy w rusztowaniach i te kule luzem. Po latach zobaczyłam je na swoim miejscu, przy wejściach do domów. A wspomnienie pozostało. Czuję duży sentyment do ulicy Piwnej :)
Tu wieczorem. W tle sylwetka Bazyliki Mariackiej, ponoć to największy ceglany kościół na świecie.
Uwielbiam zabytkowe miasta, nawet, kiedy te zabytki powstały, jak Feniks z popiołów.
I jakoś milej chodzi mi się po Gdańsku, niż po Krakowie (chociaż tam historia siedzi w murach).
Ale Gdańsk od wieków był wielkim miastem. Gdańskie stare miasto rozpościera się na kilkadziesiąt ulic i uliczek, domy są okazałe, wysokie, piękne, widać dawne bogactwo mieszczan, ulice też nie przyprawiają o klaustrofobię: w miarę szerokie (jak na tamte czasy), długie , proste, z kilkoma placami - targami (teraz już tylko z nazwy): Targ Węglowy, Targ Rybny, no i Długi Targ.
Piękny gotycki Ratusz , a obok renesansowy Dwór Artusa, pieczołowicie odrestaurowany, a ostatnio pięknie odmalowany.
A przed Dworem Artusa - fontanna Neptuna.
Wieczorem całkiem świąteczny klimat.
Czułam się, jak w innym świecie. Bo niby mieszkam przy Poznaniu. Tu też mamy pięknie na Starym Rynku i w mieście, szczególnie przed Świętami. Ale nie chce mi się ruszać ze wsi. Chyba mam za blisko ;)
A do Gdańska jadę, kiedy tylko nadarzy się okazja. A ta nadarza się mniej więcej co roku. Jadę "na przyczepkę", Mój pracuje, a ja się zachwycam ;)
Tym razem na dodatek pogoda dopisała. W końcu mamy grudzień. A tu piękne słońce i nawet było względnie ciepło i nie wiało :)
Tu widok na Muzeum Morskie i statek muzeum "Sołdek" (pierwszy statek zbudowany po wojnie w gdańskiej stoczni).
Zapamiętałam go, bo gdy byłam tu w 96 roku, to idąc ulicą usłyszałam graną "na dzwonach" melodię pieśni "Gaude Mater Polonia". Wtedy akurat śpiewaliśmy tę pieśń z ówczesnym moim chórem. Melodia była mi bliska. Napisałam "na dzwonach", bo tak to brzmiało. Potem dowiedziałam się, że to sławny karylion Świętej Katarzyny. Instrument, z grupy idiofonów: w dzwony i dzwonki uderza się z zewnątrz (a nie przez rozhuśtanie serca dzwonu, czyli od wewnątrz) i na karylionie gra jedna osoba. Żeby grać na dzwonach klasycznie (ciągnąc za sznury) potrzebny jest zgrany zespół kilku osób.
Kościół jest już pięknie odbudowany, dach lśni nowa dachówką. Ale czy odbudowano karylion? Nie wiem.
W swoim spacerze po Gdańsku dotarłam też do "świątyni mamony". Przed nowym ogromnym centrum handlowym "Forum" stoi gigantyczna sztuczna choinka.
I można by pominąć tę galerię milczeniem. Ale żadna galeria handlowa w Polsce nie może się poszczycić taką fantastyczną panoramą miasta!
Tak nowoczesność łączy się z przeszłością :) (zdjęcie zrobione o godz. 15.00).
A po długim spacerze po mieście postanowiłam się wzmocnić w restauracji gruzińskiej. W Poznaniu niedawno bardzo smacznie zjadłam w restauracji ormiańskiej, byłam pewna, że kuchnia gruzińska także mnie nie zawiedzie. I miałam racje :)
Czy znacie chinkali? Wspaniałe gruzińskie pierogi z delikatnego zwartego ciasta, z nadzieniem mięsnym lub serowym (ser dojrzewający).
Te "sakiewki", to właśnie chinkali, gdy są z mięsem, to mają też trochę rosołu. W głębi pieczarki zapiekane z serem.
A tu instrukcja jedzenia chinkali (bez sztućców). Pychota :)
I tak pełna nowych miłych wrażeń, z nowymi siłami mogę się zabrać za przygotowania świąteczne :)