sobota, 13 czerwca 2020

Czas moich róż

Właśnie w czerwcu róże wszędzie wybuchają, kwitną najbujniej. witamy je niecierpliwie i z zachwytem.
To banalne, ale uwielbiam róże. Na pewno są odmiany, wymagające troski i dbałości, kapryśne i wrażliwe. Takie róże nie dla mnie.
Jako leniwy ogrodnik muszę mieć kwiaty wytrzymałe na nie zawsze komfortowe warunki pogodowe i glebowe. Na pierwsze nie mam wpływu, na drugie staram się wpływać, ale bez przesady.
Nie trzęsę się nad roślinami, nie chodzę stale z opryskiwaczem, nie nawożę, co miesiąc. Na początku wiosny, daję pod róże jakiś kupny nawóz w płynie, dorzucam granulowanego "kurzyńca"(z ptasich g..), jak sobie przypomnę. Potem, jak zobaczę mszyce, to likwiduję mechanicznie i truję.
Jestem przywiązana do moich róż. Nie obcinam krzewów, nie formuję. pozwalam im rosnąć "na żywioł". Jedna z róż, wielkokwiatowa, pąsowa, późna, sięga już chyba "I piętra" (choć  mam dom parterowy), trzeba będzie ją przyciąć, bo za rok nie dosięgnę już kwiatów, nawet wzrokiem.
Kupiłam pierwsze krzaki w szkółce róż, niedaleko domu. Wtedy ogrodnik jeszcze sam hodował młode róże, kosztowały 4 zł za krzaczek (przeszło 10 lat temu). Później zaczął sprowadzać małe sadzonki róż z Holandii i sprzedawał już większe, podrośnięte  krzaczki za 10 zł (4 lata temu).
Gdyby mi któraś róża nie przeżyła zimy, to byłoby mi smutno, ale tragedii by nie było, każdej chwili mogę dokupić podobne .
Te róże rosną mi przed kuchennym oknem. Teraz widzę je w pełnej krasie, cieszą moje oczy.




 Portrety róż :)
Tu te młodsze krzaki.


Te starsze.

A z drugiej strony domu, przy tarasie róża pnąca, też ma już około 10 lat.



I jeszcze "bonus" w postaci kotki - rezydentki. Zadomowiła się i nie opuszcza tarasu :)

wtorek, 2 czerwca 2020

Dzień Dziecka w plenerze

Można wymyślać różne atrakcje dla wnuków na Dzień Dziecka. Ale jakoś jestem ostatnio wyprana z pomysłów. Wybrałam proste rozwiązanie.
Po okresie długiego siedzenia w domu, po chłodnych nocach i średnio ciepłych dniach, wczoraj objawiło się lato! I wspaniale! Idealna okazja, żeby zabrać wnuki "w przyrodę".
Mamy pod Miastem , pod bokiem, Park Narodowy - Wielkopolski. Piękne lasy i jeziora.

"Wielkopolski Park Narodowy, utworzony w 1957 r., znajduje się w powiecie poznańskim, w odległości zaledwie ok. 15 km na południe od Poznania. Park obejmuje fragmenty Pojezierza Poznańskiego oraz Poznańskiego Przełomu Warty. Jego powierzchnia wynosi obecnie 76,2 km2, natomiast otulina obejmuje obszar 73,8 km2.
Krajobraz Parku ukształtowany został w wyniku działalności lądolodu podczas ostatniego zlodowacenia i charakteryzuje się dużym zróżnicowaniem rzeźby terenu. Występują tu liczne elementy krajobrazu polodowcowego: wysoczyzna morenowa, rynny wypełnione w większości wodami (11 jezior), pagórki kemowe*, ozy*, spotyka się głazy narzutowe. (...)
Przyroda parku jest bogata i urozmaicona (...) Na obszarze Parku dominują zbiorowiska leśne. Są to: bory sosnowe, sosnowo-dębowe (bory mieszane), kwaśne dąbrowy, lasy dębowo-grabowe (grądy), świetliste dąbrowy, łęgi wiązowo-jesionowe, lasy olszowe (olsy) oraz zarośla łozowe.
Najgłębsze i uważane za najpiękniejsze jezioro Parku to Jez. Góreckie (powierzchnia 97 ha) ." (to informacje z serwisu "Region Wielkopolska"). 
I właśnie Jezioro Góreckie było naszym  celem. 
Trasa spaceru wiodła brzegiem jeziora, szeroką ścieżką, wzdłuż czerwonego szlaku, od miejscowości Jeziory (siedziba WPN) do południowego "początku" jeziora. Jezioro jest rynnowe, wąskie (ok. 500 m w najszerszym miejscu) i długie (ok.2,5 km), z wyspą pośrodku.



Wydawało mi się, że idziemy i idziemy, a to było zapewne ok 3 km w obie strony. Ale tak dawno nie spacerowałam, że poczułam się zmęczona.

Po drodze był i taki głaz.

I zwalone pnie drzew, które trzeba było "zdobywać" :)

I ciekawe urządzenie hydrologiczne - aerator pulweryzacyjny.

Majaczy tam na środku, za nim Wyspa Zamkowa (z ruinami zameczku z XIXw., które hr.Tytus Działyński zbudował dla swej siostry hr. Klaudyny Potockiej).

Ptaki mają w Parku raj, niezakłócony przez nikogo. Słyszeliśmy zewsząd ptasie trele, ale zobaczyłam tylko te dwa łabędzie, akurat nieme ;)
Nie samym pięknem przyrody się żyje;) Przy jednym z licznych miejsc odpoczynku (stół i dwie ławy) zjedliśmy smaczne ciastka tortowe i popiliśmy wodą mineralną (bo nie pomyślałam wcześniej, żeby dla dorosłych wziąć kawy w termosie).
A po "trudach" wycieczki zjedliśmy jeszcze obiad w przydrożnym zajeździe. I zakończyliśmy dzień lodami. I wszystkim się  podobało, wszyscy zadowoleni :) Przyroda, to jest "TO". :)