wtorek, 23 lutego 2021

Po zimie?

 Przez parę dni mamy mieć ciepło. Podobno. Na razie od kilku dni codziennie świeci słońce. I grzeje :) Chociaż z natury jestem piecuchem i nie lubię się ruszać, ta słoneczna pogoda skutecznie wywabia mnie z domu. Zaraz za domem mam pole i polną drogę. Prowadzi na okoliczne pola, jeżdżą nią , z rzadka, traktory z przyczepami albo z wielkimi pługami, albo z bronami i innymi narzędziami do kultywacji gleby. A w czasie żniw zjawiają się kombajny. Przez większą część roku jest tu cicho i bezludnie.

W każdy słoneczny dzień idę na spacer, z kijkami. Nie wiem, czy chodzę "prawidłowo", po prostu idę . Droga dochodzi do gospodarstwa (biegnie z tylu domostwa, tuż przy płocie, rzadko tam dochodzę, mam wrażenie, że skradam się komuś po opłotkach). Najczęściej dochodzę do wielkiego stogu ze słomianych balotów. Jestem leniwym piechurem, więc robię tylko około kilometra (ale codziennie). 


Codzienny widok. Po prawej ozime żyto, które na razie wygląda, jak chwasty. Po lewej będzie , jak co roku, kukurydza dla "naszych" krów. Kukurydza jest taką niezwykłą rośliną, że może wiele lat rok po roku rosnąć w tym samym miejscu. Inne rośliny wymagają płodozmianu, mimo nawożenia, w tym samym miejscu żyto, czy rzepak, czy pszenica nie udadzą się, plon będzie kiepski. Mówił mi to fachowiec, autorytet, mój tato.

Mówiąc "nasze krowy", mam na myśli krowy w oborach w mojej wsi. Od wielu lat obory po byłej spółdzielni są dzierżawione, a mleko od tych krów służy do wyrobów Spółdzielni Mleczarskiej "Jana". Jestem "fanką" tych wyrobów, bo są smaczne i w naszym sklepie firmowym naprawdę tanie, a do tego widzę tę kukurydzę od siewu do zbioru i wszystkie zabiegi agrotechniczne przy niej, i mam wrażenie, że to zdrowa pasza. Więc te masła, mleka, sery są też, prawie, nasze ;)

A na polu jeszcze niewiele się dzieje. Ozimina się dopiero budzi po zimowym śnie, a jare będą siać dopiero na wiosnę. Ale pola są już przygotowane, nawiezione obornikiem (jechali z tym "złotem" obok nas) i świeżo przeorane.


Lasy są piękne, widowiskowe. Ale i pola mają wiele uroku. O każdej porze roku mam inne widoki. Żadnych zwierząt nie widziałam, a ptaki fruwają w sporych stadach, płochliwe, nawet zwykłe u nas, codzienne, mazurki. Nie zdążyłam zrobić zdjęcia, już podrywały się całą chmarą i tyle je widziałam.


Poza tym nie mam aparatu, tylko smartfon, nie zrobię odpowiedniego zbliżenia. Tu, gdy się powiększy zdjęcie, widać mazurki, które schowały się przede mną w krzakach nad rowkiem melioracyjnym (pełnym wody).
A wczoraj widziałam duże stado żółtozielonych ptaszków, w środku pola. Zapewne były to trznadle. Ale nie pozwoliły podejść bliżej, rozpierzchły się po krzakach zanim się im mogłam lepiej przyjrzeć.



A w ogrodzie pierwsze przebiśniegi. zaskoczyły mnie tuż przed tymi silnymi mrozami. Przykryłam jedliną, potem zasypał tę konstrukcję śnieg. Gdy śnieg stopniał, ociepliło się, z niepokojem odkryłam gałęzie i z radością zobaczyłam przebiśniegi w pełnym rozkwicie :) A obok wyrastające pędy innej, późniejszej odmiany. jeszcze i one zakwitną. 
Ale leszczyna wydaje się jeszcze spać, nie widzę, czy już pyli? Luty, to jej miesiąc kwitnienia. Ciekawe, czy uda się równie dobrze, jak rok temu?


I czy to już zwiastuny wiosny? 
Tak bardzo tęsknie za zielenią wokół nas:)


wtorek, 16 lutego 2021

A u nas Podkoziołek :)

 W Wielkopolsce (i na Kujawach)  ostatni wtorek karnawału nazywamy Podkoziołkiem. Także Ostatkami, czasem Zapustami, Śledzik jest mi nieznany ;)

I dziś w ten Podkoziołek, po karnawale, którego nie było, zrobiłam torcik, a właściwie półtorcik, żeby "dosłodzić się" przed Wielkim Postem. Nie, żebym jakoś specjalnie pościła, ale pewnie ograniczę znacząco swoje hobby ciastkarskie ;)



To średni półtorcik, na miodownikowym spodzie, z kremem z mascarpone i kroplą likieru waniliowego :)

To taki rosyjski zwyczaj: piecze się cienkie krążki miodownika i przekłada kremem tortowym. Najsmaczniejszy z takich tortów nazywa się tortem praskim. Można było taki tort kupić w kartonie w sklepie spożywczym (jeszcze 20 lat temu cukiernie były w Moskwie rzadkością, kupienie ciastka typu pączek, beza czy ciastko tortowe graniczyło z cudem, dawno nie była, na pewno wszystko zmieniło się na zachodnią "modłę").



Mnie się nie chciało bawić w cieniutkie krążki, upiekłam jeden, grubszy, a mniejszej tortownicy nie miałam. 

I jeszcze pociecha taka, że i na Popielec też kawałek został ;), "odpokutuję" w kolejnych dniach, bezciastkowych.

Pochwalę się jeszcze Walentynkowym wyrobem:


To Pavlowa (tak twierdzi znajoma). Była tak smaczna, jak wygląda:) To malutki torcik i płaski, został podzielony na 3 części. Kiedyś powtórzę, bo smakowity i łatwy (na bezie krem z mascarpone i owoce).

I nie utyłam tej zimy, mimo ciast i ciasteczek. Ale trzymam się zasady : jeden kawałek do kawy, a kawy tylko dwie w ciągu dnia. I żadnych innych słodyczy i żadnego dodatkowego cukru. Może mój organizm mi wybaczy tę skłonność do ciast? Oby jak najdłużej.

A wszystkim życzę dużo zdrowia i szybkiej wiosny!

czwartek, 11 lutego 2021

W polu

 Zima nie odpuszcza. na dzisiejszą noc zapowiadają u nas - 14 st. Mróz. Podobno bez opadów.

A dzień był piękny, słoneczny, z lekkim mrozem - 3 st. Cieniutka warstwa świeżego, nocnego śniegu stopniała na aucie, na tarasie, na panelach słonecznych. Na polu snieg się skrzył, pod butami snieg skrzypiał.

Zimą jestem piecuchem, nie lubię wychodzić z domu, jeśli nie muszę. Ale nawet ja nie oparłam się tej pięknej pogodzie i poszłam na niedaleki spacer w pole (to moje najbliższe sąsiedztwo). Gdyby w pobliżu był las , to tam bym poszła. Niestety, najbliższy las mam 3 km od nas, jeżdżę tam rowerem w zielonych porach roku. 

Pole w południe wydawało się puste, a w każdym razie ja nie zobaczyłam żadnego zwierzęcia ani ptaka. Ale pełno śladów (najwięcej jednak psich, sąsiedzkich, wyprowadzanych na smyczy).




Te chaszcze, to rowy melioracyjne, które przecinają pola, na pewno siedzą w tych krzakach jakieś zwierzaki, ptaki.


To ślady zająca, kiedyś podchodziły aż na mój ogród. Teraz tylko zostawiły wizytówki .


W zbliżeniu widać ślad raciczki. Tu biegła sarna.


To ślady jakiegoś drobiazgu? Myszy? Ktoś wie? Sporo tych śladów.


A to w moim ogrodzie zostawił któryś z " rezydentów",  kotów, o których się mówi "wolnobytujące", a które w taką srogą zimę wcale nie chcą być wolne. Wolałyby być czyjeś, wejść do domu i siedzieć w cieple.


Lulu obserwuje mnie przez okno kuchenne.

Wracając ze spaceru widziałam za polem, po drugiej stronie szosy, nową część mojej wioski.


Tak, zima bywa ładna. Ale i tak nie mogę się już doczekać wiosny.


czwartek, 4 lutego 2021

Z ciasteczkami w tle

 Ciasteczka to wynik wspomnień. 

Najpierw wpadła mi w ręce stara książka z przepisami na ciasta i ciasteczka. Tak, stała na półce z innymi książkami kucharskimi, ale nie zwróciłam na nią wcześniej uwagi. Zabrałam ją z kuchni rodziców, jakiś rok temu, gdy zaczęliśmy tam generalny remont. Wtedy tyle było innych sprzętów, że książkę wstawiłam na półkę i o niej zapomniałam. A tu zimą, gdy szukałam natchnienia na ciekawy obiad, objawiła mi się taka niepozorna książeczka.



To wydanie z 1973 roku.

A ile w niej smakowitych przepisów! Od samego czytania ślinka leci i nabiera się ochoty na pieczenie. Samym wyobrażaniem sobie smaku nie można się nasycić, ale jest to przyjemne uczucie, mimo wszystko. I ta świadomość, że każdej chwili mogę sobie takie cudo upiec (no, powiedzmy, że co któreś, bo jednak nie mam wszystkich potrzebnych składników zawsze pod ręką).

Na pierwszy ogień poszły zupełnie zwyczajne ciastka "na oleju". Takie keksy, herbatniki. Łatwe, proste i tanie (co za PRL-u było nie bez znaczenia).


I mają tę zaletę, że można je przechowywać, jak inne herbatniki, przez dłuższy czas, bez szkody dla smaku (ja mam różne puszki do ciastek).

Potem zrobiłam łatwe i szybkie bezy (z dodatkiem kawy instant, mają szlachetniejszy smak).


I też nie trzeba ich szybko zjadać  w obawie, że się zestarzeją. Mogą poleżeć ;)

A potem chciałam zrobić "makaroniki" orzechowe. Poprosiłam Mojego o rozbicie większej ilości orzechów włoskich, wyłuskałam je, zmieliłam i...przypomniałam sobie inne ciastka z orzechami mielonymi. I te upiekłam.

I utonęłam we wspomnieniach :) Pierwsze , jakby podstawowe wspomnienie, to ciastka, zwane rożkami, jedzone u mojej licealnej przyjaciółki. Ach, tak mi smakowały, że poprosiłam o przepis. Te rożki, to ciastka z Małopolski, pieczone przez przyjaciółki babcię (która stamtąd pochodziła), na Gwiazdkę i w czasie karnawału. Jeszcze niedawno mama przyjaciółki piekła owe różki. Gdy na wspólnym spotkaniu (a było to jeszcze przed pandemią) podałam u siebie te rożki, to przyjaciółka się wzruszyła, że ktoś jeszcze umie i chce je piec (bo ona sama ich nie piekła, ale postanowiła podtrzymać rodzinną tradycję i też je upiec). Te rożki i u mnie mają długą, prawie 50-letnią tradycję. Ale nie zawsze mam tak dużo orzechów, żeby pamiętać o rożkach orzechowych (mogą być też migdały zamiast orzechów).


Nie wiem, dlaczego te ciasteczka w formie "nawiasów" nazwano rożkami, ale jest to oficjalna nazwa.

I właśnie drugie wspomnienie, związane z tymi ciastkami, dotyczy tej "oficjalnej" nazwy. 

Jest w Krakowie bardzo "krakowska" cukiernia. Na ulicy Starowiślnej - Cukiernia Cichowskich (żadna kryptoreklama, nikt mi za nią nie płaci, po prostu moja ulubiona w mieście Kraka). Trafiłam tam dawno temu, gdy okazało się, że w żadnej cukierni na starym mieście nie mogłam kupić nugata. A dawniej w każdej krakowskiej cukierni były nugaty (w Poznaniu ich nie uświadczysz).  Ktoś polecił mi właśnie Cichowskich. A tam było tyle smakowitości! I nugaty, i piszingier (wafle przekładane kremem), makaroniki z różą i z kremem orzechowym, i rożki maślane! Moje rożki, jeszcze delikatniejsze "nawiaski", niż ja robię. Ale w smaku- moje. 

Już dawno nie byłam w Krakowie (ostatnio w 2016). Czy jeszcze, w tych trudnych czasach, cukiernia działa? Musiałam to sprawdzić w necie. Działa! Jaka ulga! Co prawda nie znalazłam w spisie produktów owych rożków, ale nugaty i piszingier są, a makaroniki "wspięły się" na europejski poziom (to są już macarons, francuskie kolorowe makaroniki), ale te swojskie, z różą, pozostały.

I znów zatęskniłam za podróżą, choćby do Krakowa :) Myślę, że mimo trudności obiektywnych, jest to do zrobienia, jeszcze w tym roku. Oby!

Zapowiadają znów powrót mrozów, boję się, że te mrozy nas dosięgną. Śnieg stopniał, mróz zaatakuje "gołe" roślinki, A tu wiosna się "przebija".


Byle do wiosny!