poniedziałek, 8 listopada 2021

Rogale nieco "kwaśne" ;)

Już od początku listopada trwa w Poznaniu i Wielkopolsce rogalowy czas. Zbliża się święto Marcina. U nas "od zawsze"  w Marcina - 11 listopada, jada się rogale Świętomarcińskie. Dla mnie będą to zawsze rogale Marcińskie, tak nazywały się one w czasach mojego dzieciństwa. Wtedy 11 listopada nie był świętem państwowym, a święci byli "niesłuszni". Ale w Poznaniu tego dnia (i tylko tego) wszędzie sprzedawano rogale Marcińskie, w sklepach spożywczych, w kawiarniach na wynos, w piekarniach. Czekało się cały rok na ten jeden dzień łasuchowania. 

Jest w Poznaniu ulica Święty Marcin (tak właśnie, nie Św. Marcina), jedna z głównych ulic centrum. 11 Listopada, od "nowych" czasów, od lat dziewięćdziesiątych XX wieku, na tej właśnie ulicy, w południe, poznaniacy witają Świętego Marcina na białym koniu i oddają mu klucze do miasta :) To nasze lokalne święto ulicy Święty Marcin. Wzdłuż ulicy stoją niezliczone stoiska z rogalami Świętomarcińskimi, przede wszystkim. Trwa prawdziwy festiwal rogali. A wieczorem dla mieszkańców organizowany jest pokaz fajerwerków, często połączony z muzyką i widowiskiem "światło i dźwięk".

Rogale Świętomarcińskie, to nazwa zastrzeżona. To produkt regionalny, chroniony prawem Unii Europejskiej. Aby rogal mógł się nazywać świętomarcińskim  musi być wypiekany według specjalnej receptury i w specyficzny sposób , a każda cukiernia, która chce używać tej nazwy  musi uzyskać certyfikat autentyczności.  Przede wszystkim rogale muszą ważyć nie mniej niż 200g, mają być zrobione z ciasta półfrancuskiego (z drożdżami), nadzienie powinno być z białego maku z bakaliami (czasem jest mak niebieski, wtedy są tańsze), muszą  mieć oczywiście kształt rogala , zwykle są polane lukrem i zawsze posypane orzechami, dowolnymi. Ich smak nie zmienił się od XIX wieku, kiedy to zaczęto wypiekać te rogale na święto Marcina. Ja kocham ten smak :)

Co roku rogale są coraz droższe. Ale takich cen, jak w tym roku, to jeszcze nie widziałam. Ceny szybują! Jakiś tydzień temu kupiłam w poznańskim Aldim rogala za 6 zł (zwykle rogale kupuje się na wagę, nie na sztuki). Myślę sobie, "cóż,  5 sztuk średnio na kilogram, to tylko 30 zł /kg, tanio". Ale to był Aldi, tani sklep, a rogale miały mało nadzienia. Dziś weszłam do dwóch cukierni w małym miasteczku. W renomowanej miasteczkowej cukierni kupiłam  2 rogale za przeszło 17 zł (43 zł/ kg). Uff, nietanio. Ale to są certyfikowane rogale, najlepszej jakości.  Do Marcina jeszcze parę dni, muszę wypróbować, gdzie warto kupić te świąteczne rogale (już dziś zaczęłam degustację)  ;) W kolejnej cukierni rogali nie kupiłam, cena za kg - 49,99, czyli 50 zł! Było pusto, żadnych klientów, no nie dziwię się. Takiej ceny się nie spodziewałam. Jako nieodrodna poznanianka, która "każdy grosz potrafi przeliczyć dwa razy, nim go wyda w obce ręce" (tak opisuje przedwojennych poznaniaków Ryszard Ćwirlej w swoich poznańskich kryminałach retro), uznałam, że jest jakaś granica mojego łakomstwa, granica finansowa.

Weszłam po sąsiedzku do Dino, a tu rogale, może mniejsze niż 200g, ale jak najbardziej marcińskie. I za tanie pieniądze. Bardzo smaczne, spróbowałam, mają ten smak, co trzeba ;) I nadzienie z białego maku. Można się czepiać, że zamiast orzechów włoskich, czy migdałów, mają fistaszki na lukrze. Ale przez wiele lat fistaszki były głównymi orzechami na rogalach marcińskich (zwłaszcza w tamtych czasach).

Z rogalami trzeba uważać, są bardzo kaloryczne ;) Ale jak tu sobie odmówić takiej przyjemności raz do roku?  I chociaż w niektórych cukierniach można kupić rogale przez cały rok, to na imieniny Marcina są ona najsmaczniejsze :)


Te rogale z większą ilością lukru są posypane orzechami włoskimi, te nico drobniejsze - orzechami arachidowymi. Obie wersje równie smaczne :)




11 komentarzy:

  1. Rogale to tradycja, u nas nazywają się bydgoskie, choć i tak wszyscy używają nazwy Marcińskie.
    Kiedyś kupiliśmy rogale w Poznaniu, kosztowały majątek!
    Przyjdzie upiec własne, może z dżemem, choć to nie to samo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, bydgoskie, to nie świętomarcińskie , bo bez certyfikatu ;) nawet, jeśli tak samo smakują (ale czy na pewno?). Dziś kupiłam rogale za 35/kg, da sie przeżyć ;) Też sobie robię festiwal rogali, a co tam, raz do roku można :) A mnie nigdy nie wyszły takie prawdziwe rogale, chociaż mam ponoć autentyczny przepis. Natomiast moja synowa upiekła kiedyś identyczne, jak te cukiernicze. I na oko i na smak (biały mak kupiła przez internet).

      Usuń
  2. Czyli cena poniekąd pomaga w zwalczaniu łakomstwa, bo nawet jeśli się spróbuje, to nie za wiele. Więcej w portfelu i mniej centymetrów w talii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponoć są amatorzy i na te rogale za 50 zł. Zjem sobie trochę rogali w rogalowym czasie, a potem będę czekać do kolejnego Marcina.

      Usuń
  3. Jak może pamiętasz Haniu - byliśmy całą rodzinką w Poznaniu we wrześniu.
    I wtedy objadaliśmy się rogalami .... chociaż były bardzo drogie...
    Ale w Warszawie w mojej piekarni tez takie są, tylko nieco mniejsze.
    Serdeczności pozostawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też "od zawsze" były takie rogale - drożdżówki, małe. Ale ona mają inne nadzienie, "ubogie", bez maku, z masą, która udaje masę migdałową. Te Marcińskie, jako produkt regionalny, mają pewnie zastrzeżoną recepturę. Ale przecież każdy cukiernik może piec coś podobnego. I nie dziwię się, bo to smaczny wypiek :) Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Witaj Haniu.:)
    Nigdy nie jadłam takich rogali.
    A wyglądają smakowicie.:)
    Pozdrawiam Cię bardzo ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj Basiu! A ja własnie wczoraj o Tobie myślałam intensywnie :) Nie mam innego kontaktu, tylko blogowy do Ciebie .
    A rogale nasze stały się dość popularne, może zawędrują i do Was? No przecież każdy region ma swoje specjały, także cukiernicze :) Serdecznie Cię pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj słoneczną sobotą Haneczko
    Jak wiesz rogale nie dla mnie. Chociaż bardzo je lubię. Ale za to gęsina... Czy była u Ciebie na Św. Marcina na obiad gęsina?
    Pozdrawiam ciepło życząc spaceru pod rękę z kolorową Panią Jesienią

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gęsiny nie było. Ale często przejeżdżam obok gospodarstwa w którym hodują gęsi. Chodzą sobie wolno, po wybiegu. Zauważyłam, że spore stado mocno się przerzedziło ;)
      I ja Ciebie serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń