Nie smęcę tu , nie narzekam, marudzę rzadko. Ale po prostu wyobraźni mi nie starcza na to, co się u nas dzieje. U nas czyli w Polsce, w dużym mieście., w związku z nagłą śmiercią .
Zmarła nagle powinowata mojego męża. Zmarła w domu mojej teściowej. Do tego zmarła w sobotę, czyli dziś, czyli w dzień wolny od pracy dla lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej.
Zmarła około południa. Do tej pory, czyli dobre 7 godzin nie dotarł tam lekarz, żeby stwierdzić zgon! Już na początku, przy zgłoszeniu, nazywało się, że na lekarza trzeba poczekać 4 godziny! Po dwukrotnej interwencji telefonicznej Mój dowiedział się, że ma nie blokować linii, tylko cierpliwie czekać. a że jest osoba spokojną i grzeczną z natury, to nie zaczął domagać się krzykiem i groźbami, swoich praw. I tak czekają ... nie wiadomo do kiedy.
A bez lekarza, bez podpisanego przez niego aktu zgonu, nic nie można zrobić. I to ciało tak leży już kilka godzin u mojej biednej teściowej. Ja rozumiem, że zmarłej osobie się nigdzie nie spieszy, ale żywi potrzebują spokoju.
Gdyby można było przewidzieć swoją śmierć, to dla dobra rodziny: nie należy umierać w dni wolne od pracy, w swoim domu, a już szczególnie w nieswoim domu.
Im jestem starsza, tym częściej myślę o Ostatecznym. Moje mnie nie obchodzi za bardzo. Ale na wypadek odejścia Bliskich należałoby się podkształcić, dowiedzieć, co, gdzie, jak, kiedy., zapisać ważne numery telefonów, wiedzieć, co robić na wypadek nieszczęścia. Bo ja znam tylko numer pogotowia, a ono jeździ ratować, a stwierdzić zgonu oficjalnie nie może (bo w karetkach nie ma przecież teraz lekarzy). Ale bardzo jestem wdzięczna właśnie ratownikom z pogotowia, bo gdyby nie oni i ich pomoc , zostałabym sama w rozsypce po śmierci mojego taty w zeszłym roku.
A teraz będę czekać, nie wiadomo jak długo na Mojego. I zżymać się, że nie znamy nikogo, kto "tupnąłby nogą" i spowodował szybszy przyjazd lekarza, jakiegokolwiek.
I taka refleksja : dobrze mieć lekarza w rodzinie lub zaprzyjaźnionego, blisko.
A zmarła osoba była taką, co nigdy nikomu nic złego nie zrobiła. Wiem to. Smutek został i żal.
p.s
Jest jeszcze sobota, godz. 23.35. Mój jeszcze nie wrócił...
Potwierdzam, mój tato zmarł w Wigilię, na szczęście w szpitalu, ale to też nie gwarantuje szybkiego załatwienia spraw wszelkich.
OdpowiedzUsuńWyrazy współczucia dla wszystkich.
To jakiś koszmar! mam źle ustawiony zegar na blogu, ale mój mąż do tej pory nie załatwił sprawy, a zwłoki nadal leżą u teściowej!Nie chciał mówić przez telefon, ale dziś już chyba nie dojedzie do domu. (godz. 23.38)
UsuńCzy to jest daleko od miasta? Akurat tydzień temu, też w sobotę zmarł mój tato. Zadzwoniłam na pogotowie (co z tego,że niby znam numer jak i tak musiałam szukać w necie bo z nerwów zapomniałam) i po opisaniu sprawy za ok 15-20 minut był lekarz, wystawił poświadczenie, i od razu można było załatwiać co się da. W godzinach pracy POZ trzeba wzywać lekarza z przychodni a po godzinach pogotowie ale nie w celu ratowania tylko stwierdzenia zgonu. Współczuję bardzo, niewyobrażalna sytuacja.
OdpowiedzUsuńPogotowie nie chciało przyjechać do zmarłej. Podali numer tel do dyżurnych lekarzy. To środek Poznania. Czekano na lekarza 6 godzin!
UsuńSerdeczne wyrazy współczucia z powodu śmierci taty. Przeżyłam to 1,5 roku temu. Wtedy pogotowie zadziałało wcześniej, ale kazali tatę cały czas reanimować. I choć stwierdzili zgon, nie mogli wypisać aktu zgonu. Ale zadzwonili do lekarza dyżurnego, zjawił sie po godzinie. Na wsi. Pozdrawiam.
UsuńBardzo Wam współczuję tej sytuacji.
OdpowiedzUsuńKiedy zmarł mój kuzyn - też nagle i w domu - pogotowie przyjechało bardzo szybko i... wezwali policję. Potem pojawił się prokurator i na koniec lekarz, który wystawił kartę zgonu. Do dziś się zastanawiam, czy oni podejrzewali moją osiemdziesięcioletnią wtedy ciotkę o to, że zamordowała swojego syna?
A wracając do Waszej sytuacji, to też bym nie liczyła na powrót A. dziś, bo po wystawieniu karty zgonu będą musieli poczekać na pracowników zakładu pogrzebowego, którzy zabiorą zwłoki. Nie wyobrażam sobie, że po tym wszystkim A. zostawi mamę samą na noc. Nawet następnego dnia nie powinna być sama w domu. Na Twoim miejscu pojechałabym do nich jutro.
Czy ta powinowata miała jakąś rodzinę? Bo to chyba rodzina powinna zdecydować, który zakład pogrzebowy wynająć.
Trzymaj się dzielnie, Haneczko!
Halinko, napiszę Ci dokładniej w mailu. Oczywiście nie śpię, nie jestem w stanie. Dziękuję za szybki odzew.
UsuńHaniu - współczuję Ci...
OdpowiedzUsuńDziękuję. Jakie to trudne sprawy. Nawet jeśli jedynie zasmucają, nie raniąc serca.
UsuńNie mogę uwierzyć, to koszmar...
OdpowiedzUsuńBardzo współczuję.
Nigdy nie wiadomo czym nas zaskoczą służby, stworzone do pomocy ludziom w trudnych sytuacjach. Mąż wrócił do domu o 3 rano.
Usuńprzyjechała na święta do rodziców ze Szwecji, gdzie pracuje w polskiej szkole przy ambasadzie. Atak woreczka - wizyta na sorze,odesłano do domu, następnego dnia to samo. Trzeciego dnia stan zapalny, wiec wszczepiono jakąś protezę. Po świętach zabieg laroskopowo. po kilku godzinach wytworzyło się zapalenie trzustki, nerki odmówiły pracy, zapaść krążeniowa.Leży w śpiączce, rodzina rozpacza. Nie daj Boże zachorować w święta!
OdpowiedzUsuńA przecież nie sposób przewidzieć przyszłego...I ta nasza kulawa i dziurawa służba zdrowia. Mąż złożył skargę na działania Pomocy Doraźnej.
UsuńHaniu - zajrzyj proszę tutaj do mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://stokrotkastories.blogspot.com/2020/01/sesja-zdjeciowa.html
Cudności! Ale i ja mam swoją pociechę :) Czarny kot, wieczorny gość, już pozwala się głaskać:)
UsuńHaniu - znowu Cię do siebie zapraszam.
OdpowiedzUsuńSą zdjęcia z miasta, które dobrze znasz...
Serdeczności :-)
To bardzo przykra sytuacja dla rodziny - współczuję. Moje wspomnienie jest trochę inne, ale także przykre.
OdpowiedzUsuńKiedy mój mąż zmarł na początku grudnia, jego rodzina od razu wiedziała, że na pogrzeb trzeba będzie poczekać, bo ksiądz w okresie świątecznym jest bardzo zajęty. I czekaliśmy... miesiąc i tydzień. Przez ten czas można było odwiedzać ciało, najpierw w szpitalu, a potem w Domu Pogrzebowym i dla nich to było całkiem normalne.
No, dość makabryczne. Oni (w Wielkiej Brytanii) mają liberalne przepisy w związku z pochówkiem. I tego zazdroszczę im (wam). Moja kuzynka została skremowana i do dziś jej prochy stoją w domu, w witrynce. Bo partner miał te prochy rozsypać nad morzem, ale mieszka w centralnej Anglii, do morza daleko, "nie dotarł" jeszcze. A ma już nową kobietę, która pomaga mu w opiece nad synem (lat 11). Kuzynka zmarła 3 lata temu.
UsuńBardzo przykra wiadomość. Ja byłam ostatnio na pogrzebie kuzyna, 21 latka.... Niestety nowotwór. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia
OdpowiedzUsuńTo dopiero jest przykre, gdy taki młody człowiek umiera. Ano, życie... Pozdrawiam ciepło.
UsuńHaniu, przeczytałam dopiero dzisiaj o tej smutnej i przykrej sytuacji.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam wyrazy współczucia...
Na temat tej sytuacji nawet nie wiem, co napisać.:(