niedziela, 9 czerwca 2024

Ogrodowe zapiski

 Przyroda w tym roku tak się spieszy, tak pędzi, że tradycyjnie czerwcowe kwiaty już przekwitły. Na przykład róże. Powinny zacząć kwitnąć w czerwcu i potem spokojnie dalej zdobić ogród i w lipcu, aż do jesieni (albo zakwitnąć jeszcze raz).

U mnie w końcu maja zakwitły "nagle" wszystkie. Było pięknie, ale krótko, zdecydowanie za krótko ;)


Wystarczył jeden solidny deszcz, potem kolejny i kwiaty przemokły, a potem, na silnym słońcu - wyschły, "niedokwitnąwszy" do końca. Teraz mam zadanie poobcinać te biedne zbrązowiałe kwiaty, żeby to "jakoś wyglądało".


Moje śliczne purpurowe róże wielkokwiatowe, cudnie pachnące zakwitły niespodziewanie wszystkie naraz. I po jednym z gorących dni zrobiły się z nich "papcie" (ale zapach niósł się po ogrodzie).


Różowe róże wielokwiatowe też "zgryzł" deszcz. Napite wodą pełne kwiaty pochylały gałęzie aż do ziemi. A potem w słońcu więdły. W tle jaśminowiec - też "przemknął" jak meteor, kwitł chyba niecały tydzień i też na przełomie maja i czerwca.


Została mi dziś białoróżowa róża wielokwiatowa. Cieszy oczy, gdy patrzę na nią przez kuchenne okno.

Z "ciekawostek" przyrodniczych muszę odnotować lipę, która zwykle i tak kwitła w czerwcu.


Ale w tym roku pobiła "rekord": zakwitła jeszcze w maju (30.V.). No i oczywiście już przekwitła, tylko trochę zapachu, z tych suchych kwiatów, zostało, gdy siadam z kawką na ławeczce pod lipą.

Innym ciekawym rekordem tegorocznego lata są czereśnie. Skubię je już od tygodnia. I nie są to czereśnie majowe (mieliśmy kiedyś takie na ogródku działkowym). Nie, to normalne późnoczerwcowe - wczesnolipcowe czereśnie. Piękne w tym roku, bez "wkładki" biologicznej, bo pryskane (no, cóż, w zeszłym roku nie dało sie ich jeść ze względu na "robaki"). I osy ich nie gryzą (odpukać), bo jest dość wody w przyrodzie (ostatnio pada co noc, wspaniale, bo u nas  wody nigdy za dość). A szpaki chyba dopiero się szykują do nalotów. Może one działają według zeszłorocznego "kalendarza". Cieszyliśmy się nieobecnością tych czereśniowych  marniszy, ale dziś, idąc na wybory zauważyliśmy stadko tych hultajów, poszukujących "zdobyczy". Brr. Bo one nawet, jak coś na drzewie zostawią, to podziobią, podziurawią, zniszczą. Plaga, niestety (widziałam dziś nad naszymi czereśniami dwóch zwiadowców, przegoniłam, ale na jak długo?)

Mamy trzy drzewa, wszystkie samosiewki, zostawione na łut szczęścia. No, bo nie było wiadomo, co z nich wyrośnie - dziczki wielkości małego paznokcia, czy smaczne duże owoce? Wczesne, czy późne?  Mieliśmy szczęście, najmłodsze drzewko (broniłam przed wycięciem) wczesne owoce, jasnoczerwone z żółtym, miąższ miękki. Słodkie, ale dopiero całkiem dojrzałe. Nie wszyscy lubią taką konsystencję (ja kocham wszelkie czereśnie, te dzikie też). Robię z nich kompoty (w kompocie bledną).




Ta moja ulubiona, najstarsza czereśnia (ma ze 20 lat) ma jędrne, soczyste, ciemnoczerwone owoce  - w fazie pełnej dojrzałości. Oczywiście jest słodka. I można ją "podskubywać" nawet, gdy nie jest jeszcze ciemnoczerwona. W ogóle przez kilka pierwszych lat byłam przekonana, że to taka czerwona czereśnia. Aż pare lat temu wyjechaliśmy w okresie dojrzewania tej czereśni. Jakież było moje zdumienie, gdy stwierdziłam po powrocie, że owoce na drzewie są prawie czarne, słodkie i smakują wspaniale. Ale tak trudno się opanować i czekać na tę "bordową" dojrzałość. No i trzeba ubiec szpaki, zdążyć zjeść czereśnie przed nimi. Więc podjadam, kiedy tylko się zaczerwienią ;)




Na słońcu wydają się jeszcze mało "wiśniowe", ale są już słodkie😋

No i jest jeszcze jedna czereśnia (z jakiejś, obcej, wyplutej pestki) 😉
Chyba najmniej smaczna, najpóźniejsza, ale i tak dość wczesna (zwykle wczesnolipcowa). Czerwona, ale zwyczajnie czerwona, nie osiąga wiśniowego koloru. Dość twarda. Ostatnia z z moich, więc i w lipcu mogłam jeszcze zrywać dla siebie czereśnie. W zeszłym roku dojrzewała tylko odrobinę później, niż ta moja ulubiona, najstarsza. I też nie było z niej pożytku, bo osy ją poszatkowały. Jak nie robaki, to osy albo szpaki. Czereśnie są dość kłopotliwe (no a jak jeszcze jest urodzaj, to jest robota). Ale bardzo się cieszę, że je mam. Bo uwielbiam czereśnie 😋

Truskawek mam niewiele. Resztki wcześniejszych upraw. Rosną sobie po krzakach, żadne chwasty im nie przeszkadzają, nie są wielkie, jak te niektóre z plantacji, ale mają smak. Jako dodatek do deserów wystarczą. I dojrzewają w tym roku już od połowy maja! I jeszcze codziennie znajduję ich sporą garść.

Bardzo lubię borówki amerykańskie. Nie miałam do tej pory. W tym roku posadziłam trzy krzaczki. Będę mieć pierwsze dwa owoce 😉, od czegoś trzeba zacząć. Mam też jagodę kamczacką, posadzoną jako wypełnienie pustego kątka pod domem. Nie lubię gorzkiego smaku, a jej owoce, niestety, zawsze maja nieco goryczki. Ale na bezrybiu...Miała dość sporo owoców (jak na warunki - malutko słońca i ciągły deficyt wody). Już się skończyły. Z bitą śmietaną można zjeść.

Niedługo będą wiśnie, potem pare brzoskwiń i jabłka lipcowe, potem mirabelki i śliwki, i trochę późniejszych jabłek (niewiele, na szczęście). No i zapewne jeszcze winogrona (ale dopiero zakwitły, więc jeszcze nic pewnego).

Warzywa, kwiaty, no coś tam jest, ale nie takie i nie tyle ile bym chciała (zwłaszcza kwiatów). 


Tu jeszcze rosną sobie dziko margarytki, a na grządce tojeść (kropkowana). Margarytki już raz były skoszone, ale nie odpuściły. A ja przypilnowałam, żeby ich przed kwitnieniem nie wykosić. A tojeść, to letni kwiat, kwitnie długo, ale do lipca chyba nie dotrwa. 

Nie mam siły na chwasty, nie mam pomysłu jak "zjeść ciastko i mieć ciastko". Bo żeby mieć ładne klomby, to musiałabym przekopać to, co mam i zasadzić, zorganizować przestrzeń na nowo. A na to nie mam ani siły, ani pomysłu (a może i czasu...). Jest, jak jest. Niech kwitnie, co chce kwitnąć. I pozostaje mi jedynie lubić to co mam (pamiętając o piosence Andrzeja Poniedzielskiego o tym, "że jak nie ma co się lubi, to nie lubi się i tego co się ma ").

Mam nadzieję, że jak w końcu wyleczę gardło  ( z jakiegoś upartego wirusa), to i nastrój mi wróci do stanu naturalnego😊


Na poprawę humoru podwieczorek na tarasie z aktualnie kwitnącymi kwiatkami (tojeść, gajlardie, floksy, margaretki).

8 komentarzy:

  1. To prawda, w tym roku natura zaszalała, nie zdążyłam najeść się truskawek, a te, które jadłam jakieś takie bez wow!
    Najlepiej wyglądają łąki wielokwiatowe, a róże niby kwitną u nas, ale słabo cos pachną...
    Ulewy chyba roślinom nie robią dobrze, a i gradobicie się zdarza.
    Zdrówka życzę, bo chorowanie o tej porze może być denerwujące!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Róże kupowałam dawno temu, u ogrodnika, takie w doniczkach, czasem już kwitnące. Wtedy je wąchałam i brałam te pachnące (choć trochę). Ta biała akurat pachnie najmniej, ale ślicznie kwitnie przez dłuższy czas :) Ulewy, to spore zaopatrzenie w wodę, ale kwiaty nie lubią tzw. zlewnych deszczy. Najlepiej, jak codziennie przez całe lato kropi sobie co najmniej 2 razy dziennie, jak w Szkocji, gdzie kwitną najpiękniejsze róże, jakie widziałam. ;) Oczywiście wole nasz suchy klimat, a róże? Muszą sobie radzić :) Ja im pomagam, bo kocham róże. Chyba zdrowieję, dziękuję, ogród znów mnie woła. ;)

      Usuń
  2. Anonimowy6/10/2024

    W tym roku przyroda po prostu galopuje!!!
    U mnie lipy już na początku maja zakwitły.
    Czy to znaczy że jesień przyjdzie szybciej?
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byle nie "listopad" we wrześniu ;) A długa złota jesień? Czemu nie :)

      Usuń
  3. Pięknie:) Bo chociaż po trochę to wszystko u Ciebie jest. Moje drzewo czereśniowe nie ma ani jednego owocu, chociaż kwitło przepięknie. Wszystko przemarzlo, zbrązowiało i opadło.. Mamy trzy jabłonki i tylko na jednej jest kilka owoców. Niestety w tym roku u nas marnie.. Nawet róże, które dopiero zaczynają kwitnąć jakieś takie niewydarzone są.. No ale cóż.. Cieszę się że u Ciebie są czereśnie:))) Dużo zdrówka Haniu i do usłyszenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas wszystkie morele opadły, a były już wielkości orzechów(włoskich). Swoją drogą orzechów w tym roku nie będzie, też podmarzły, gdy kwitły. Czereśnie cieszą, ale znów czeka mnie praca. Odezwę się wkrótce :) Buziaki!

      Usuń
  4. Witaj w ostatnią wiosenną niedzielę Haniu
    I u mnie róże przekwitają. A przecież pierwsze pojawiały się dopiero w moje imieniny. Przyroda pędzi w tym roku za szybko.
    Pozdrawiam rozkwitającymi hortensjami

    OdpowiedzUsuń
  5. O, widzisz, nie mam hortensji. To znaczy jedną mam, dostałam w zeszłym roku na urodziny. Jak to się mówi "ledwo pika", ale żyje, rośnie, może za rok coś z niej będzie? To taka biała hortensja ogrodowa, wybarwia się na różowo, gdy już kończy kwitnienie. ja jestem dosłownie przysypana czereśniami. Przerabiam, wydaję, jem na surowo, ale ile można . No nic, gdy siś skończą, to będę za nimi tęsknić ;) I ja Cię serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń