Tytuł może na wyrost, ale trochę tych cywilizacji zobaczyłam.
Często słyszymy "Anatolia". Wydawało mi się, że to jakiś region w Turcji. Jednak to znacznie więcej. To cała azjatycka część Turcji, ten wielki półwysep otoczony Morzem Czarnym od północy, Morzem Marmara, Morzem Egejskim od zachodu i Morzem Śródziemnym od południa. Cała Turcja, to jeszcze część europejska, granicząca z Grecją i Bułgarią. To ogromny kraj. Turyści docierają zaledwie do połowy Anatolii. Poza Kapadocję nikt ich nie wiezie. Zbyt duże odległości, zbyt mało tolerancji, zacofanie, bieda i głęboka "Azja".
A ta część "turystyczna" Turcji (Anatolia i Stambuł) jest nastawiona na maksymalny zysk, na "strzyżenie" turystów na wszelkie sposoby. Podobno Turcy są gościnni i życzliwi. Ja niestety miałam wrażenie, że za każdym uśmiechem w sklepie, za każdą herbatką, wręczaną na "powitanie" , stała chęć wyciagnięcia ode mnie kasy, chęć wymuszenia na mnie zakupu. Jedynie w sklepie sieciowym w galerii handlowej (jakimś tureckim, nieznanej mi firmy) sprzedawczynie zachowywały się "normalnie" - zupełnie nie zwracały na mnie uwagi 😉No i ceny były na metkach ( i bardzo dobrze, bo ja nie cierpię się targować).
Anatolia, jak rzadko która kraina, była domem dla wielu dawnych cywilizacji. Ludzie zamieszkiwali te tereny już w paleolicie. Potem powstało tam imperium Hetytów -14 wieków przed naszą erą, prawie 4 tysiące lat temu! Na południowym wschodzie Anatolii swoje wpływy, przez kilka stuleci, do 600 lat p.n.e., miała cywilizacja asyryjska (która rozwinęła się w dolinie Tygrysu i Eufratu). Anatolię podbijali także władcy perscy, czyniąc z niej swoje prowincje (Dariusz, Kserkses). Później na wybrzeżu Morza Egejskiego kwitła kultura helleńska (słynne miasta Efez, Milet, Pergamon, także Troja) i kolonie rzymskie. W Muzeum Anatolijskim w Ankarze (muzeum archeologiczne) pięknie pokazano historię i kulturę ludów zamieszkujących te tereny.
Fascynujące (mnie) wyroby gliniane sprzed 30 wieków!
Hetyckie byki, przedmioty kultu.
Wyroby z brązu (z późnej epoki brązu ok 800 lat p.n.e.).
Na drugi dzień pojechaliśmy zwiedzać zabytki cywilizacji hetyckiej.
Stolicą imperium Hetytów było ogromne miasto Hattuszasz (200 tys. mieszkańców), z murami obronnymi długości 6 km, z sześcioma podwójnymi kamiennymi bramami (wewnętrzne i zewnętrzne), z bramami ziemnymi (w wałach ziemnych). Jest to teraz rezerwat archeologiczny, wpisany na światową listę dziedzictw UNESCO już w 1986 roku.
Może to teraz sprawia wrażenie "kupy kamieni", ale to pozostałości dawnych świątyń, pałaców, domów, rozrzucone na szczycie wzgórza na 1,8 kilometrach kwadratowych.
Obecny widok Bramy Lwów i wizualizacja z czasów Hetytów.
Połowa bramy, zrekonstruowana w 2010 roku (nie chciałam wymazywać twarzy Mojemu, wolałam go "schować w cieniu").
Kolejne bramy, znacznie gorzej zachowane:
Brama Sfinksów, od strony miasta, widać fragment bramy zewnętrznej.
Wejście do bramy pod wałem ziemnym, od strony zewnętrznej, 70 m tunelu, wyłożonego ogromnymi głazami.Już widać wyjście, do miasta.
I to , co pozostało z bramy wewnętrznej, wyjście z tunelu.
Bardzo rozległy teren, archeolodzy ciągle mają tu dużo do zrobienia. Powiem to "po cichu": to "bogactwo kamieni męczy (zwłaszcza laika). Chociaż doceniam to, że tysiąclecia patrzą na nas (a my na nie).
Następnego dnia była Kapadocja, niebywałą kraina geologiczna, krajobraz z innego świata, zamieszkana przez ludzi od stuleci, do 1956 roku, kiedy przesiedlono ludzi do normalnych domów zbudowanych na powierzchni. Bo w Kapadocji ludzie od setek lat mieszkali w "skałach". Drążyli w plastycznym tufie komory, pomieszczenia, gdzie temperatura latem i zimą była taka sama (lub prawie), nie za zimno i nie za gorąco. Bo my trafiliśmy akurat na upał +30 st.+. Mnie było ciężko. A tam żadnego cienia (każdy cień drzewa na wagę złota).
To ostatnia zamieszkana, do lat 50-tych XXw. wioska Zelve, oczywiści rezerwat na liście UNESCO.
Zawieziono nas też do prawdziwego, dwupoziomowego podziemnego "miasta", a raczej schronu, na wypadek napaści obcych wojsk (w wiekach minionych). Miejsce zdecydowanie posępne i nie dla klaustrofobów. Mieszkańcy okolicznych miejscowości mogli przeżyć w takim "mieście' do kilku miesięcy, miasto było nie do zdobycia z zewnątrz, korytarze zamykały ogromne okrągłe kamienie. Temperatura cały rok ok.+17 st.
Wąskie, niskie korytarze, czasem kiepsko oświetlone (tu widać ten kamień, którym w razie najazdu blokowano przejście).
Niesamowicie bogata we wrazenia wycieczka. Tyle zabytkow i wspanialosci.
OdpowiedzUsuńWyobrazam sobie jaka bylas szczesliwa ze tyle na wlasne oczy moglas zobaczyc.
Nie pekne z zazdrosci....bo czekam na ciag dalszy :-)
Pozdrawiam pieknie.
Stokrotka
Dziękuję Jadziu! Postaram sie do końca tygodnia dopisać ciąg dalszy. Życzę Ci udanego świętowania !
UsuńHaniu, cudowna wycieczka, czekam na emeryturę męża, by móc wybrać się na podobne wycieczki!
OdpowiedzUsuńZwiedzanie oboje bardzo lubimy, a widać, że wasz wypad obfitował w zwiedzanie bardzo!
Wodospad przepiękny!
Było intensywnie, na szczęście upał nie powalił nas, bo nachodził stopniowo ;) No, właśnie, ja dopiero na emeryturze miałam czas (taki który mi odpowiadał) na wyjazdy . Mąż nie był ograniczony czasowo, więc było łatwiej (wcześniej). Miłego dalszego świętowania!
UsuńWycieczka przepiękna, kraj bogaty kulturowe to i wrażeń dużo:) Z chęcią wybrałabym się tam ale raczej nie z wycieczką. Lubię zwiedzać w swoim tempie:) Czekam na dalszą część wrażeń. Miłego weekendu Haniu:)
OdpowiedzUsuńWiesz, że jesteśmy indywidualistami, ale nie wybrałabym się sama tylko z A. autem na te ogromne odległości i bez znajomości języka. Niby wszyscy się uczą w szkołach języków obcych, ale... chyba nie wszyscy się przykładają, a też wielu do szkół nie chodzi. W dużym turystycznym mieście u "bram" Kapadocji - Nevsehir, w sieciowym sklepie galerii handlowej nie sposób się było dogadać, no owszem zawsze można na migi. A i bardzo cenny okazał się rosyjski, bo tam mnóstwo Azerów, którzy chodzili do rosyjskojęzycznych szkół. (mówi się, że Azerbejdżan, to ta część Turcji, co przypadła Rosji po rewolucji, a azerski, to turecki z minimalnymi regionalizmami, spytałam o to jednego z kelnerów, Azera właśnie). No i nie zobaczyłabym tyle, co z przewodnikiem, który był dokładnie zorientowany co, gdzie, jak. To jest akurat biuro na objazdówki. Na wypoczynek bym do Turcji nie pojechała na pewno. Nie moje klimaty.
UsuńJa wiem, że jest wiele miejsc, bardzo pięknych, jak to gdzie byłaś, że zwiedzanie z przewodnikiem jest najlepszą opcją:)
UsuńWspaniały wyjazd, tak dużo odwiedziliście pięknych i niesamowicie ciekawych miejsc. Obejrzałam zdjęcia i przeczytałam Twoje informacje z ogromną ciekawością i przyjemnością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Agness:)
Cieszę się, że się podobało. Niedługo napiszę o tureckim "sposobie" na turystów ;) I dla Ciebie serdeczne pozdrowienia !
UsuńPiękną miałaś wycieczkę Haneczko. Aż zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńA jak tam kulinarnie? Może jakaś zupa?:))))
Pozdrawiam majowo
Teraz będzie także kulinarnie :) Pod tym względem Turcja jest wyśmienita :))
UsuńPiękne zdjęcia, widoki wspaniałe... Jednym słowem wycieczka udana i bogata w różnorodne wrażenia:)))
OdpowiedzUsuńOdnośnie targowania się to ja także bardzo tego nie lubię..
Serdecznie pozdrawiam:)
Ten komentarz miałam wpisać w poście powyżej:))))
UsuńAleż nie szkodzi. Cieszę się, że Ci się podobało :)
Usuń