Wiem, że na razie jestem monotematyczna. Ale nastrój mam zmienny, jak obecna pogoda, sporo "deszczu", troszkę słonka. I właśnie przyrod i te słoneczne chwile dobrze na mnie działają. Wiosna, to czas kwitnących drzew. W następnych porach roku kwiaty będą "u naszych stóp", ale już nie nad głową :) Po kolei kwitły moje drzewa: morele, brzoskwinie i śliwy (o których już wspominałam). Potem chwila przerwy i czereśnie, u mnie bujne trzy drzewa.
Potem wisienki(2), znacznie drobniejsze.
A potem jabłonie.
W tym roku kwitną mi bujnie tylko dwie jabłonie. Na szczęście (bo mam 5 drzew). Ta na zdjęciu, to niby dziczka, jakaś samosiewka z wyrzuconego ogryzka. Przy polnej drodze rosła sobie jabłonka i miała piękne czerwone, niewielkie jabłka. Spróbowałam, bardzo smaczne (jak Jonatan). Pod jabłonką pełno młodych siewek (pewnie z tych opadłych wcześniej owoców, których nikt nie zbierał). Wzięliśmy trzy małe sadzonki do naszego, młodego wtedy, ogrodu. Bywa, że ze smacznych owoców (niewiadomego pochodzenia) wyrosną dzikie drzewa z kwaśnymi małymi jabłkami. Więc nie przejmowaliśmy się za bardzo tymi sadzonkami, sadząc je w "lasku" i traktując je, jak dodatkową zieleń. A po paru latach okazało się, że jedna z tych sadzonek, już większe drzewko, rodzi smaczne czerwone jabłka (jak jabłoń - matka). Dwa pozostałe drzewka nadal rosną w lasku, bardziej, jak krzewy, niż drzewa, nie mają szans wyrosnąć, za mało słońca. Ale czasem też zakwitają i mają małe, ale smaczne jabłuszka (parę sztuk). Ta jabłonka na zdjęciu pierwszy raz ma taką bujność kwiecia. Ciekawe, czy będzie dużo owoców i czy nie będą maluśkie?
Ta jabłoń rośnie przy domu. Bardzo sie cieszę, że tak ładnie kwitnie. Bo jest bardzo wczesna, lipcowa, jeszcze przed papierówkami, bardzo smaczna, słodka, z rumieńcem. Chociaż to jakaś współczesna odmiana, to jednak ma ochotę obficie owocować tylko co dwa lata. W zeszłym roku miała tylko kilka jabłuszek. To jabłoń dla moich młodszych wnucząt. Świeże jabłuszka z drzewa, u babci, to zupełnie co innego, niż jabłka ze sklepu ( a takich w ogóle nie sprzedają).
Pozostałe jabłonki mają jedną, czy dwie gałęzie w kwiatach, jedynie. I bardzo dobrze. W zeszłym roku "zaszalały". Te trzy jabłonie urodziły tyle jabłek, że nadal mam pełne skrzynie, mimo, że i musy robiłam, i placki, i suszyłam, i codziennie zjadamy ze 3 jabłka. I pewnie zdążą się zepsuć zanim zdołam je zagospodarować. No, chyba, że jak w zeszłym roku, pani sąsiadka "nie pogardzi" jabłkami na kompot, na placek. Tak mnie serce boli, gdy muszę wyrzucać jedzenie, a tym bardziej efekty moich starań i pracy...
Ale co mam zrobić? Obrywać co drugi zawiązek? Czy kwiaty? Przecież nie wiem, które ? A nadmiernie nie chciałabym się pozbyć jabłek. Za mało - kiepsko, ale za dużo - jeszcze gorzej. A sprzedawać nigdy niczego nie umiałam...
Byłam dziś na moim ogrodzie po rodzicach. Tam jest co najmniej 12 jabłoni. To już stare drzewa. I wcale nie jakieś wielkie. Przycinane, dawniej formowane w "lichtarze" (takie "ukrzyżowane" drzewa). A że to stare odmiany (szczepione przez tatę po kilka na jednym drzewie), to rodzą co drugi rok. No i w tym roku jest ten "ich" rok. Kwitną przepięknie (a na ogrodzie dzikość, bo nie mam sił na dwa ogrody).
Kwitną pięknie, ale już się martwię, co ja z tym "bogactwem" zrobię. I czy będą zdrowe, czy od razu na kompost (bo nawet gdybym zrobiła calvados, to nie ma kto pić).
Tutaj w tle są bzy (widoczne na powiększeniu). Stąd, z tego ogrodu mam bzy przed moim domem. Które też kwitną miesiąc wcześniej, niż zazwyczaj. Jeszcze nigdy, w swoim niekrótkim przecież, życiu nie widziałam bzów kwitnących w połowie kwietnia!
Kwitną i pachną. Przyjemnie wyjść przed dom. Szkoda, że ten czas bzów tak krótko trwa.
Ciekawe, czy poznański ogród botaniczny otwierają, jak co roku pierwszego maja? Tam są cudne bzy, w kilkunastu odmianach i kolorach. Do 1.V. to raczej przekwitną. Może na otwarcie będzie można już piwonie podziwiać? To by było coś !😁
Z jednej strony cieszy mnie ze tak wczesnie w tym roku wszystko rozkwitlo. Z drugiej strony martwie sie ze wszystko przemarznie. I nie bedzie zadnych owocow...
OdpowiedzUsuńPieknie jest... ale jakis taki niepokoj czuje...
Stokrotka
Jadziu, nigdy (no prawie) nie jest tak, że nie ma żadnych owoców. Zawsze choć pare sztuk się ostoi, a są rejony, gdzie nie będzie przymrozków i tam będzie owoców dość, żeby pojawiły się w sklepach. Pamiętam tylko jeden taki rok, gdy - 7 st. pojawiło się w maju! Wtedy rzeczywiście pomarzły nawet zawiązane już owoce, świeże listki na winogronach i orzechach włoskich. Nie było nic na drzewach (u nas, a w lubuskim był urodzaj). A u nas były truskawki, maliny i porzeczki. Zawsze coś jest :))
UsuńHaniu, to całe kwiecie może spowodować zawrót głowy. Gdy przechodziłam niedawno przez stary sad, to od zapachów aż w nosie kręciło.
OdpowiedzUsuńKwiaty na drzewach i pod nogami cieszą, ale fachowcy martwią się małą liczbą owadów zapylających o tej porze, więc owoców może nie być aż tyle, ile się spodziewamy...
Uściski serdeczne:-)
Widzę trochę pszczółek (na czereśni były). Są trzmiele też. Ale przy takiej zmiennej pogodzie faktycznie owady boją się wylatywać dalej. Przy deszczach nie latają ... Zobaczymy. Ja nawet nie pragnę wielkich zbiorów. Od nadmiaru mam tylko kłopot ;) Serdeczności!
UsuńWitaj mżawką za oknem Haneczko
OdpowiedzUsuńJakże pięknie u Ciebie. Zatęskniłam za takim prawdziwym sadem.
U mnie jabłonka już przekwitła...
Niestety wszystko kwitnie, ale zbyt szybko.
Pozdrawiam kwietniowymi kwiatami kasztanów
no i zjadło komentarz
OdpowiedzUsuńAle przeczytałaś :)
Usuń