Jak wspomniałam wcześniej, trafiłam na "górce" na moje stare widokówki. A także widokówki adresowane do moich rodziców i dodawane do moich kolekcji (kartki z Polski i osobno z zagranicy). Wśród tych znalezisk trafiły się też listy. Przez 40, 50 (i więcej) lat zapomniałam o autorach, autorkach tych listów. A że jestem maniakiem druku i czytam wszystko, co potrafię przeczytać (poza łacińskim alfabetem i grażdanką nie przeczytam), to przeczytałam i te listy ( a także teksty na tych wszystkich kilkuset widokówkach).
No i dopadły mnie wspomnienia. W podstawówce i w liceum uważałam się za szarą myszkę, no może za brzydkie kaczątko (nie tracąc nadziei na tego "łabędzia" drzemiącego we mnie). A jednak, sądząc po listach, miałam wielu znajomych, dobrych koleżanek, przyjaciół. No i bardzo kochających rodziców i babunię, oraz dorosłych przyjaciół rodziny, którzy pisali do mnie serdeczne listy.
Czytając te listy (zwłaszcza od osób, które już odeszły na zawsze) zrobiło mi się tak nostalgicznie, smutno. Wiadomo, wszystko ma swój kres, a śmierć jest tym najpewniejszym z wydarzeń w naszym życiu. Ale co z moimi rówieśnikami? Z większością "korespondentów" straciłam kontakt. Ktoś nie odpisał raz, drugi, kontakt się urwał. Tak bym chciała się dowiedzieć, czy żyją jeszcze, jak ułożyło im się życie, czy zrealizowali swoje plany, marzenia, czy czują, że dobrze przeżyli życie? Z koleżankami ze szkół miałam jako taki kontakt (spotkania rocznicowe), choć nie zawsze z tymi, z którymi wymieniałam się listami. Czasem były to wiadomości "z drugiej ręki". Czasem informacje z mediów (tak, niektórzy ze znajomych osiągnęli coś, o czym warto było poinformować w mediach). Ale o innych (przez lata zapomnianych) nie wiem nic. Co u Was słychać: Teresko, Zosiu, Gierku, Marku, Włodku, Gienku(Żeniu)? A co z ukraińskimi przyjaciółmi? Aż strach myśleć.
Ale pozytywne jest to, że z dwiema "dziewczynami" mam kontakt do dziś. Przez przeszło 50 lat stale jesteśmy "na bieżąco", zaprzyjaźnione, teraz już 'rodzinnie'. Jak było mi miło, że mogę do nich zadzwonić i opowiedzieć im o moich "odkryciach", zacytować fragmenty ich listów do mnie (bardzo ciekawe to były listy i często zabawne).
Jak w jednym memie: "jestem tak stara, że miałam przyjaciół i znajomych jeszcze przed epoką facebooka". Co pozostanie z dzisiejszych wirtualnych "znajomości? Rozwieją się w "kosmosie", jak dym. I żadna "chmura" ich nie zatrzyma (szczególnie, jak jakieś zakłócenia elektromagnetyczne spowodują, że wszystko na prąd "padnie).
Oczywiście, gdyby nie te wirtualne możliwości i udogodnienia, kontakty międzyludzkie byłyby skromniejsze. I ja również nie poznałabym kilku bardzo ciekawych osób, w realu (dzięki wirtualowi).
Z trzecią koleżanką (do widokówek której dotarłam) po latach wznowiłam kontakt na którejś z rocznic szkolnych, po długich latach milczenia. I teraz dzięki WA widujemy się wirtualnie i osobiście. Internet i telefonia komórkowa, to z całą pewnością epokowe wynalazki :)
Ale papierowych listów i widokówek żal. Jakaś epoka się skończyła. Świat pędzi naprzód i nic tego nie powstrzyma. Co komu po moich wspomnieniach?
A mnie samej? Chwilowy sentyment. Co z tymi papierami zrobią potomni? Może stare widokówki będą miały jakąś materialna wartość, za kolejne dziesiątki lat? To już nie mój kłopot. Zostawię go moim "zstępnym" ;)
Bo (według treningu uważności) należy żyć tu i teraz, nie wybiegać myślami w przyszłość, nie żyć przeszłością, bo nie mamy wpływu na to, co już było, ani na przyszłość, jeśli tylko się jej obawiamy. Więc koniec z sentymentami. Chociaż trochę żal :)

D
awnych wspomnień czar (Ha lat 23) 😊