Pierwszym przystankiem w drodze na południe był Chełm. Wiadomo, "chełm" to wzgórze (por. rosyjskie "chołm" - холм). Miasto na wzgórzu. Malowniczo położone, z długą historią. Powstało już w X wieku, a prawa miejskie uzyskało w wieku XIV.
Jak przeczytałam, to trzecie co do wielkości miasto Lubelszczyzny (prawie 62 tys. mieszkańców). Jednak centrum pokazuje turyście oblicze niewielkiego miasta powiatowego, jakim było wtedy, gdy powstawało owo centrum, czyli nie więcej niż 100 lat temu.
Zatrzymaliśmy się w mieście "na chwilę", krótka przerwa w podróży. Byłam już tu, 46 lat temu, gdy Chełm został nowym miastem wojewódzkim. Nie pamiętam nic, poza kredowymi podziemiami. To było coś, co robiło wrażenie. Białe korytarze, wydrążone w kredowym podłożu. Nadal można je zwiedzać. Ale nie tym razem.
Poszliśmy na Górę Chełmską. znajduje się tutaj barokowa Bazylika Narodzenia NMP, której początki sięgają XIII wieku. Wtedy i przez późniejsze stulecia, była to świątynia prawosławna. Dopiero w 1919 roku stała się świątynią katolicką.
Akurat słońce zaszło za chmury.
Potem ulicą Lubelską zeszliśmy na Plac Łuczkowskiego (ciekawe czemu nie Rynek, kiedy to wyraźnie jest Rynek) .
Zrekonstruowana studnia miejska.
Takich ulic schodzących w dół (ta odchodzi od owego placu - rynku) i oczywiście, wspinających się pod górę jest w Chełmie bardzo dużo, jak to w mieście na wzgórzu. Tu widok na jedyną zachowaną, czynną cerkiew pw św. Jana Teologa, z początku XIX wieku.
Na Placu wstąpiliśmy do Imbryk Cafe & Lunch. Wybraliśmy bardzo smaczny tort bezowy z owocami (rewelacja) i nieudany tort "podobny do tiramisu", jak powiedziała kelnerka. Nie był wcale podobny do tiramisu, nie byłam w stanie go zjeść do końca (ja- łasuch!).
Z Placu podeszliśmy do pobliskiego pięknego kościoła, jego barokowe wieże widoczne były z dołu ulicy, gdy wjeżdżaliśmy do zabytkowego centrum. Niestety, okazało się, że reszta fasady ginie pod płachtami folii. Remont.
To kościół Rozesłania św. Apostołów (nigdy nie słyszałam wcześniej takiego wezwania). Barok.
Pokrzepieni kawą i ciastem pojechaliśmy dalej. Nasz następny cel (i przystanek), to Zamość.
Stare Miasto zamojskie jest jak z bajki. Przepiękne. Pieniądze, ambicja i dobry gust jednego człowiek, hetmana Jana Zamoyskiego, wyczarowały to modelowe miasto (w założeniu "miasto idealne"). Było to prywatne miasto szlacheckie, założone w oparciu o prawo lokacyjne, w 1580 roku.
Pomnik założyciela i fundatora miasta, Jana Zamoyskiego, z tyłu - Pałac Zamoyskich.
A teraz pięknie odnowione, kolorowe kamienice w Rynku i wokół niego, nadal remontowane liczne zabytkowe budowle świeckie i sakralne przyciągają turystów. Wcale sie nie dziwię. Przecież zamojskie unikalne Stare Miasto, zwane "perłą renesansu", zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO (w 1992 roku).
Tłumy ludzi (w czwartek, we wrześniu), wycieczki, także zagraniczne. Rynek obstawiony "ogródkami" gastronomicznymi, stolikami pod parasolami. Jak w innym kraju, w innym świecie. Uwielbiam takie klimaty.
A zaczęliśmy zwiedzanie od umocnień obronnych. Zamość od swoich początków był miastem warownym.
Fragmenty zachowanego bastionu VII. Za bramą, już na Starym Mieście - Katedra Zamojska.
Katedra zamojska, renesansowa, z końca XVI wieku.
Ten renesans widać także wewnątrz, w eleganckich, łukach, prostych kolumnach.
Na drzwiach wejściowych katedry dobrze mi znany herb rodu Zamoyskich - jelita (znany z Kórnika pod Poznaniem, także własność Zamoyskich).
Ratusz na Rynku Wielkim (100 m x 100 m).
Zobaczcie sami, co mnie zachwyciło.
To synagoga zamojska.
Współczesny Zamość, to duże przeszło 63- tysięczne miasto.
Ale dla mnie liczy się tylko to "idealne" miasto renesansu. Byłam tu także 46 lat temu (wycieczka szlakiem nowych miast wojewódzkich). Ale z wielką przyjemnością pospacerowałam po dawnym Zamościu znów. Perła!
Po szybkiej pizzy pojechaliśmy do celu podróży, do Tomaszowa Lubelskiego.
To też dawne wspomnienie. Pamiętałam, że wtedy, 46 lat temu, po spacerze wzdłuż szumów na Tanwi, przyjechaliśmy do Tomaszowa, żeby obejrzeć piękny stary i duży kościół drewniany.
A teraz dałam się namówić jednej z sieci hotelowych na nocleg w nowiutkim hotelu w centrum miasta, za okazyjną cenę. I dopiero, gdy zapłaciłam z góry za nocleg, to spojrzałam na mapę! Ojej, ten Tomaszów leży przeszło 133 km na południe od Włodawy! Ale dzięki temu noclegowi mogłam pokazać Mojemu te piękne miasta Chełm i Zamość , i je sobie przypomnieć.
Tomaszów Lubelski miło mnie zaskoczył. Owszem, nieduże miasto powiatowe (19 tys. mieszkańców), ale zadbane i takie uporządkowane. Powstał w końcu XVI wieku i był także prywatnym miastem szlacheckim Jana Zamoyskiego, a nazwę przyjął od imienia jego syna Tomasza.
To centrum miasta, Rynek, rozległy i dość pusty. Na pierwszym planie dawna siedziba straży, obecnie szkoła muzyczna. W głębi czynna cerkiew prawosławna z końca XIX wieku.
Na Rynku pomnik niepodległości, przedwojenny.
Duży i nietypowy (z dwoma wieżami) drewniany kościół pw Zwiastowania NMP z początku XVII wieku, przebudowany sto lat później. Piękne barokowe wnętrze, weszłam tam podczas mszy i nie śmiałam robić zdjęcia. Byłam oczarowana.
Przy kościele zabytkowa drewniana dzwonnica z XVIII wieku.
Wspomniałam wcześniej o szumach na Tanwi. Pewnie się zastanawiacie, co to takiego? To rezerwat na rzece Tanew "Nad Tanwią". Według przewodnika :"największą osobliwością rezerwatu są widowiskowe, choć niewielkie wodospady, zwane szumami" :)
To widok z mostku. Bardzo nam sie tam podobało. Woda, przyroda i cisza. Sami we wszechświecie ;)
Po odwiedzeni tego rezerwatu zaczęliśmy podróż do domu. Bagatela, prawie 600 km!
A jak już byliśmy na tak dalekim południowym wschodzie, to wracać musieliśmy stale na północny zachód ;) Wybrałam drogę przez Sandomierz. Jak zwiedzać, to tylko piękne miejsca.
Zanim dotarliśmy do Sandomierza, to mijaliśmy wsie, miasteczka i pola uprawne Lubelszczyzny, a potem Podkarpacia, bo województwo podkarpackie wcina się klinem w Lubelskie (taki klin miedzy Wisłą a Sanem mniej więcej).
I stwierdziłam ze zdumieniem, że palenie tytoniu ma się w Polsce chyba jeszcze całkiem dobrze. Te rozległe pola upraw tytoniu widziałam pierwszy raz w życiu. A ciekawe czemu "marychy" nie uprawiają na skalę przemysłową? Nie robi większych szkód niż tytoń, a ponoć nawet mniejsze. I żeby tam zaraz "marycha", ale czemu zwykłych konopi uprawnych nie uprawiają, a olej konopny pomaga podobno "na wszystko".
Tytoń już dojrzał do zbiorów, już zaczęto w wielu miejscach zrywać od dołu duże liście. Na wszystkich roślinach były jeszcze ostatnie kwitnące kwiaty.
Wyobrażam sobie, jak musiało być tam pięknie i pachnąco, gdy kwiaty były w pełnym rozkwicie :)
Bardzo lubię tytoń ozdobny. Też ma takie trąbkowe kwiaty i pięknie pachnie. A wyrobów tytoniowych nigdy nie lubiłam.
Zaskoczyła mnie też inna uprawa. Widziałam ją już na dolnośląskiej wsi, pierwszy raz w życiu, zaledwie 9 lat temu.
Wiecie co to?
To gryka! Wschodnia kaszka, jakoś mało znana i nie bardzo lubiana w Wielkopolsce. Moi chłopcy, po powrocie z Ukrainy, gdzie karmiono nas regularnie "hreczką", nazwali grykę papierową kaszką, bo z jakiegoś powodu jej smak przypominał im farbę drukarską;) Byli wtedy jeszcze mali. Niby nie lubili tej kaszki. Ale jako dorośli nie mają nic przeciwko jej jedzeniu, może przypomina im dzieciństwo i rodzinny dom (bo ja, lubiąc grykę, urozmaicałam obiady także o tę kaszę).
Po drodze mijaliśmy także Stalową Wolę, duże przemysłowe miasto "bez historii"(miasto od 1945 roku), jedno wielkie blokowisko. Nie mogłabym mieszkać w takim mieście.
W chwilę po Stalowej Woli dojechaliśmy do Sandomierza.
W Sandomierzu byłam przeszło pół wieku temu, na szkolnej wycieczce w VII klasie!
I z tamtego pobytu pamiętałam tylko lessowe podziemia pod Rynkiem (znów tylko podziemne korytarze, jak w Chełmie, nie lubię niskich ciasnych pomieszczeń, może stąd pamięć tych miejsc).
Sandomierz przywitał nas słońcem i tłumami. Był początek weekendu i Festiwal Czekolady na Rynku.
Pierwszy widok na miasto z mostu na Wiśle.
Potem brama "do miasta".
No i piękny Rynek.
Renesansowy ratusz :)
Obowiązkowy deser z pięknym widokiem.
Tak posileni poszliśmy zwiedzać dalej.
Czasu mieliśmy niewiele, przed nami była długa droga. Więc takie zwiedzanie "w pigułce", żeby poczuć ducha miasta.
Oczywiście katedra! Ale słońce niekorzystnie świeciło w oczy, a wkoło katedry ciasno, trudno objąć całość z bliska. Więc fragmenty.
Potężne mury gotyckiej katedry.
Byłam też wewnątrz: blask, przepych i historia. Ale słońce świeciło na organy, a ołtarz główny w cieniu. Nie zrobiłam zdjęcia.
Miniatura katedry, żeby wyobrazić sobie jej wygląd :)
To zabytki przed katedrą.
A ze wzniesienia, na którym stoi katedra - piękny widok na zamek królewski Kazimierza Wielkiego( który stoi na wiślanej skarpie). Od przeszło 30 lat jest tam Muzeum Okręgowe.
Trzeba było jechać dalej.
Dogoniła nas noc. W domu byliśmy o 21.00. Zmęczeni, ale pełni wrażeń i wspomnień.
W żadnym z tych miast nie byłam, ale z Wami mi się udało, chociaż wirualnie! 🙂
OdpowiedzUsuńDziękuję za moc wrażeń i miłe Towarzystwo! 🙂🙂🙂
A może Ci się trafi jakaś wycieczka objazdowa? jedź, warto ! Pięknie jest, chociaż tak inaczej.
UsuńMiejsca znane mi z wycieczek, w jednym z tych miast nawet mieszkałam przez pewien czas:)
OdpowiedzUsuńZatem zaspokoiłaś ciekawość, jak to jest na tym wschodzie:)
Na pewno to inna Polska, niż ta bliska i codzienna. Spokojniejsza jakby. I chyba nieco biedniejsza (ogromna ilość dachów z eternitu, no bo nawet, jak za darmo go usuną, to czym go zastąpić i za co?) Ciekawe, jak tam jest zimą, na tych "kresach"? Ale tego nie będę sprawdzać ;) Fakt, latem pięknie jest!
UsuńWitaj Haniu, widzę, że wyprawa na Lubelszczyznę już za Wami, byliście nawet w moim mieście, bardzo żałuję, że nie miałyśmy okazji się poznać w realu. Ale rozumiem, że plan dnia napięty i trzeba było zaliczyć wszystkie zaplanowane punkty wyprawy :) Bardzo chętnie powędrowałam po znajomych okolicach razem z Wami i spojrzałam na nie Waszymi oczami :)
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie, Agness<3
Myślałam o Tobie będąc we Włodawie, ale niestety nie umiałam sie z Tobą wcześniej porozumieć. Jestem z pokolenia przedinternetowego ;) W pięknej okolicy mieszkasz :) Pozdrawiam!
UsuńHaniu, tak bardzo żałuję. Wystarczyło na blogu napisać, od razu podałabym Ci mój numer tel i umówiłybyśmy się... ależ szkoda <3
UsuńWiesz, podałam Ci mój adres mailowy w Twoich komentarzach. No trudno. Nie wiem, czy jeszcze tam dotrę, no, szkoda ...
UsuńKochana, mam nadzieję, że jeszcze trafisz w moje okolice i wtedy, mam nadzieję, że uda nam się spotkać, zaproszenie cały czas aktualne <3
UsuńWitaj Haniu.Wspaniałe relacje.Cudowne fotki,z radością poczytałam.😀Pozdrawiam Haniu.⚘Danka
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny :) Może zajrzysz też na mój nowy blog? O zupach. Nie umiem wpisać aktywnego linka,ale łatwo go przepisać
Usuńhaniamrok.blogspot.com :) Na pewno masz swoje ciekawe pomysły na zupy :) Pozdrawiam!
Haniu, zachwycają mnie Wasze desery w czasie wypraw, to niezastąpione umilenie trudów podróży:-)
OdpowiedzUsuńLubelskie mamy w planach, może nawet w przyszłym roku, może na wiosnę...
Zaplanujcie, warto. Mnie się bardzo podobało :)
UsuńMoże wiesz, dlaczego w Koszalinie jest Góra Chełmska? A tam Sanktuarium Matki Bożej (Sanktuarium Przymierza)
OdpowiedzUsuńCzesiu , nie wiem, nie wiedziałam. Ale jako "ciekawski pingwin", zaraz zajrzałam na Google i wiem nawet kiedy i gdzie powstało zgromadzenie Sióstr Szansztadzkich :) Co znaczy dobrze zadane pytanie :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite!!!! Prawie całą lubelszczyznę zjechaliście. Byłam i ja w tych wszystkich miastach oprócz Chełma...
OdpowiedzUsuńAle Zamośc i Zandomierz to perły prawdziwe.
Serdeczności
Taki szybki rajd na południe Lubelszczyzny. A na Sandomierz Ty mnie namówiłaś :) Skorzystałam z podpowiedzi :) Warto było :) Pozdrawiam Cię serdecznie.
UsuńDziękuję Haniu za piękną wycieczkę.:)
OdpowiedzUsuńByłam tylko w Zamościu i Sandomierzu. Chętnie bym tam wróciła.
A inne miejsca także zobaczyła. Oj, wkradł mi się rym częstochowski...
Ja z przyjemnością odwiedziłam te miejsca po prawie pół wieku (ależ to brzmi) ;) Wszystko takie ładne, zadbane. Piękna jest nasza Polska. Zwłaszcza, jak nie było możliwości wyjeżdżać gdzies dalej ;) Ściskam Cię.
Usuń