Dziś był przepiękny dzień, pierwszy naprawdę ciepły dzień w tym roku. Słońce świeciło cały dzień, mój termometr od północnej strony pokazywał w południe + 16 st,w słońcu podobno było +25 st kto wie, czy nie cieplej). Pierwszy raz w tym roku wypiliśmy południową kawę na tarasie, chociaż fotele jeszcze w garażu, czekają na wiosnę (wystawiłam stolik i dwa krzesła i było super). A wcześniej cudna pogoda wyciągnęła mnie w końcu z domu. Wiosna się zbliża - "trza siać" ! Ziemia już odmarzła na moim zagonku warzywnym, więc przekopałam mały kawałek saperką (akurat sił starcza mi na taką łopatkę) i posiałam pietruszkę i marchew, w ilościach szczątkowych na razie, żeby było na szybkie podskubanie, posiałam też groch niski, bezłykowy. Będzie przed fasolką, z masełkiem i bułeczką, jak fasolka szparagowa (będzie, jeśli w ogóle wzejdzie, znalazłam nasiona sprzed dwóch lat, ale wierzę w siłę kiełkowania grochu). Wszystkiego na razie "mini", bo ja taka ogólnie na pół, a czasem i na ćwierć gwizdka ostatnio. Tytuł bloga zmieniłam, ale stale "nie dzieje się nic". I właściwie mi to nie wadzi, póki co.
A wiosna jeszcze przed progiem, chociaż ptaki były dzisiaj innego zdania. Ptasie trele, dzwonienie, świergot rozbrzmiewały od rana do zmierzchu, cudowna muzyka:) Roślinki jeszcze czekają i bardzo słusznie, bo przymrozki pewnie nie odpuszczą. Tak byłam zajęta warzywną grządką, że nawet nie sprawdziłam, czy dereń już kwitnie (bo pąki ma od miesiąca). Jutro sprawdzę. Moje młodziutkie przebiśniegi stały w białych pakach jeszcze przed mrozami, teraz rozkwitły w pełni. Posadziłam je dopiero tej jesieni, na razie mało ich, mam nadzieję, ze się rozrosną.
Jeszcze jedna roślinka koniecznie chce rosnąć, też pojawiła się przed mrozami, pierwszy zwiastun wiosny. To dziki czosnek. Rośnie pod akacjami i krzakami bzu "od zawsze", był tam, zanim posadziliśmy bez, zanim postawiliśmy płot. Wygląda jak szczypiorek i nawet dość podobnie smakuje. Ale nie zwracałam na niego uwagi, bo "chwast", dopóki nie dostałam w prezencie książki "Dziko rosnące rośliny jadalne".
Co za wspaniała książka. Gdy przeczytałam w książce ( i dopiero wtedy), że większość moich ogrodowych chwastów nadaje się do jedzenia, to zaczęłam je dodawać do sałatek. Wcześniej nie miałam odwagi. Teraz przynajmniej wiem, jak smakują różne ziółka. Gorzkawych nie lubię, ale takie podobne w smaku do sałaty używam, czemu nie, mają dużo soli mineralnych, są moje, ekologiczne. A ten mój dziki wiosenny czosnek nazywa się czosnek zielonawy. I jak napisano w tym przewodniku jadalnych roślin dziko rosnących - wszystkie odmiany dzikiego czosnku (a jest co najmniej kilka) są jadalne. Sama mam jeszcze jedną odmianę dziką, podobną do czosnku niedźwiedziego, o szerokich liściach, podobnych do liści czosnku uprawnego. Wykopałam sobie kilka roślinek na łące i teraz to już nie dziki czosnek, tylko hodowlany ;) Wieloletni. Ten czosnek też nie przemarzł i zielony rośnie, ale rozwinie się w pełni gdy będzie cieplej.
Mało tej wiosny w ogrodzie jeszcze, ale z każdym dniem będzie więcej. Takie są prawa przyrody.
U mnie temperatury jak na razie nie przekraczają 8 C. I może dobrze, bo to byłby jak dla mnie zbyt duży przeskok... Jeszcze na ogrodzie leżą resztki śniegu...
OdpowiedzUsuńOdpowiedziałam poniżej, teraz już do mnie dotarło, że powinnam odpowiadać tutaj. Poprawię się.
Usuńbardzo potrzebujemy wiosny:)) Widziałam już stada żurawi.
OdpowiedzUsuńPróbowałaś komosy i pokrzywy? A owoce nasturcji?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńCzesiu, odpowiedziałam poniżej.
UsuńU mnie dopiero startuja krokusy...
OdpowiedzUsuńOdpowiedziałam poniżej, dotarło do mnie, że tu się odpowiada ;)
UsuńPodobno natura stworzyła wszystko, czego potrzebujemy, tylko trzeba sie wiele nauczyć, ja nawet ogrodu nie mam, więc nadrabiam spacerami i wycieczkami:-)
OdpowiedzUsuńOdpowiedziałam poniżej, ale od teraz już wiem, że tu się odpowiada .
UsuńWietrzyku
OdpowiedzUsuńMiałaś śnieg, to mniejsza obawa, że byliny wymarzły. U nas było mrozisko bezśnieżne, boję się narobiło spustoszeń w ogrodzie. Czekam aż ruszy wegetacja i wtedy się okaże.
w tym roku w moim ogrodowskim ozdabiały będą warzywa - zobaczymy jak się uda wysiew
OdpowiedzUsuńOdpowiedź poniżej.
UsuńCzesiu
OdpowiedzUsuńKomosę nazywają u nas lebiodą. Tej dzikiej nie jem, ale mam jeszcze z babci ogrodu lebiodę - komose białą, odmianę warzywną. Tato wspomina, że jadał ją już przed wojną. Pokzyw prawie nie mam, a znam smak tylko herbaty z pokrzywy, także ze świeżej, nie tylko suszonej. A lebiodę robię jak szpinak.
Anno
OdpowiedzUsuńU mnie krokusów jeszcze nie widać (ale są po krzakach, więc po prawdzie nie patrzyłam wczoraj). Potem się zwykle zadziwiam, że oho, już kwitną ;)
Jotko
OdpowiedzUsuńZe mnie domorosła zielarka;)i ogrodniczka "przez wpływ". Bo ogród towarzyszy mi od 6 roku życia (ogródek działkowy rodziców). Może przez to towarzyszenie rodzicom troszkę się nauczyłam?
Dorotko
OdpowiedzUsuńWidziałam wspaniałe rabaty z warzywami w Królewskim Ogrodzie Botanicznym w Edynburgu. Zachwyciło mnie zestawienie razem różnych warzyw. To naprawdę może być ozdoba. Do tego praktyczna :)
No, jak można być tak ograniczoną? To o sobie. Dopiero teraz dziś do mnie dotarło, że każdej z was powinnam odpowiedzieć pod jej wpisem. teraz już to sobie uświadomiłam i będę stosować. Przecież nie jestem już na bloogu.
OdpowiedzUsuńZ pewnością nadciąga wiosna. Widać to na każdym skwerku i w najmniejszym parku.
OdpowiedzUsuńPtaki też już ją czuję.
Tylko - że niestety ma wrócić zima.
Serdeczności Haniu.
Dla Ciebie też Jadziu, słonka, ciepła, nie tylko słonecznego :)
Usuń