sobota, 18 stycznia 2025

Bez (moich) zdjęć

Tydzień miałam wyjątkowo (jak na mnie) bogaty w spotkania towarzyskie. Było miło i serdecznie. Przyszła sobota, piękna słoneczna, choć dość chłodna (w promieniach słońca szadź stopniała, ale w cieniu nadal widać było nocny przymrozek). Czekałam na taki ładny dzień, żeby odwiedzić sąsiednie miasteczko gminne - Neklę (pow. wrzesiński). Przejeżdżałam obok szosą tzw. gierkówką (krajowa 92), na Wrześnię, dawniej na Warszawę, wielokrotnie. Także wszystkie pociągi do Warszawy prowadzą przez stację Nekla (oczywiście żaden ekspres się tam nie zatrzymuje, jedynie pociągi Kolei Wielkopolskich). A ja mieszkam tak blisko i to już kilkanaście lat, a do tej pory nie byłam w tym miasteczku. Jadąc pociągami w stronę Warszawy zawsze zwracał moją uwagę zgrabny kościółek w Nekli, widoczny z okien wagonu. Jego czerwona kopuła sygnalizowała, że właśnie mijamy trzydziesty szósty kilometr w drodze do Warszawy.


Neoromański kościół pod wezwaniem św. Andrzeja Apostoła z 1901 roku. (zdjęcie M.i E. Wojciechowscy, Wikimedia).

Tym razem pojechaliśmy z zamiarem wypicia południowej kawki w Nekli. To malutkie miasteczko gminne. Prawa miejskie otrzymało ponownie w 2000 roku. Liczy zaledwie nieco ponad 3700 mieszkańców. Ale z tego, co widzieliśmy z okien samochodu, prężnie się rozwija (mnóstwo nowych domów jednorodzinnych i bloków). Ryneczek malutki, ale jest. Jednak żadnego miejsca, gdzie można by wypić kawę. Szukałam piekarni, która swego czasu dostarczała chleb do Kostrzyna. Miałam nadzieję, że i cukiernię tam znajdę. Pod podanym w Internecie adresem nic nie wskazywało na jakąkolwiek działalność usługową, żadnego sklepu, ba, żadnej informacji o jakiejś piekarni nie było (?) Może należało zapytać  "tubylca", "tubylczynię"? Ale na ulicach pusto, małe senne, uśpione miasteczko. I kościółka też nie było widać. Trudno, Mój nie chciał "niepotrzebnie palic paliwa", więc pojechaliśmy szukać południowej kawki w bardziej pewnym miejscu.

Kilka kilometrów od Nekli, w kierunku Czerniejewa powstał parę(naście) lat temu elegancki hotel Barczyzna 4*(to też nazwa miejscowości). Były to ponoć tereny olęderskie (ale w otoczeniu hotelu tego nie widać). Już kiedyś tam zajechaliśmy, a droga do hotelu jest dość zawiła i pełna zakrętów, na pewno nie "po drodze". Wtedy tylko skonstatowałam, że to ośrodek dla "zasobnych" (i "koniarzy", w pobliżu stajnie i padoki), nie poświęciliśmy mu więcej czasu. Teraz pojechaliśmy tam specjalnie na południową "słodką chwilę". Bo wiadomo, że w hotelu 4* , na uboczu, w prawdziwym "środku niczego" musi być restauracja. I była (jak w wielu podobnych hotelach z dala od większych ośrodków). I jak we wszystkich takich hotelach, odwiedzanych często przez nas, tutaj też ceny były pięciogwiazdkowe. Szefowie kuchni starają się, żeby ich wyroby, także cukiernicze, były wyjątkowe, niepowtarzalne. Bardzo żałuję, że nie zrobiłam zdjęć naszych deserów, zwłaszcza mojego. Ale po prostu rzuciłam się na ciasto, a gdy sobie przypomniałam o zdjęciu, to ciasta zostało tylko pół. Mój miał sernik z polewą toffi, przybrany paroma truskawkami (mniej więcej 1/6 tortownicy, ale ciasto standard). Ja miałam tartę z gruszkami i kremem budyniowym, ubrane jakimś zielonym "wafelkiem", o koronkowym wzorze (smak wafelkowy, czyli bez smaku). Gruszki z zalewy, 3 kawałki, leżały na kremie, wszystko zalane takim "tortrenguss", czyli "kisielogalaretką" (też spory kawałek z okrągłej tortownicy).  No i ta cena! W naszym przydrożnym zajeździe zjedlibyśmy za te cenę obiad dla dwojga.  Ale co tam, smaczne było, obsługa sympatyczna i pomocna (dziewczyna podpowiedziała nam, że oprócz deserów w karcie są jeszcze dodatkowe ciasta i te właśnie wybraliśmy). Parku wokół hotelu nie było, mimo słońca czuć było zimę na dworze, las był kawałek dalej, więc nie poszliśmy na spacer. Ale byłam zadowolona z tego krótkiego wypadu. W hotelu jest też strefa SPA, gabinet odnowy biologicznej i basen. Wiem już gdzie mogę wpaść na dzień ,dwa, żeby uciec od codziennej monotonii i chandry (gdy mnie dopadnie).


Hotel (zdjęcie ze strony hotelowej). Kiedyś tu zawitam :)

8 komentarzy:

  1. Nekla - ładna i nietypowa nazwa, a kościółek przypomina cerkiew.
    Ceny deserów nieraz nas zdziwiły, ale czasami długo się takowe wspomina.
    Jestem ciekawa Twojej opinii o tym hotelu, bo gdy mąż zostanie emerytem, zaczniemy także poszukiwać podobnych atrakcji.
    Miłej niedzieli, Haniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy1/19/2025

      To ja Hania. Na razie hotel nie ma wolnych miejsc , chyba przez cały czas ferii szkolnych. ogólne wrażenie przyjemne, wszystko takie czyste, bez zbędnych "upiększeń", prosto, funkcjonalnie. Ale drogo (jeszcze nie przywykłam do tych inflacyjnych cen). Gdybyśmy chcieli tam pojechać dziś, to cena za pokój wynosi 600 zł, ze śniadaniem, strefą wellness, parkingiem. Są też pokoje jednoosobowe. Ale nie wiem, kiedy nadarzy sie okazja, kiedy znajdą sie wolne miejsca (i za ile) ;). A do Nekli na pewno jeszcze się wybiorę, żeby po niej pospacerować. Bo z tego auta niewiele zobaczyłam ;)

      Usuń
  2. Czasami takie małe senne miasteczka potrafią zadziwić. Może latem pojawią się jakieś kawiarenki? W Twojej okolicy też jest mnóstwo pięknych miejsc i jak widać jeszcze nie wszystkie poznane:) Najważniejsze że deser smakował:)))
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowy1/19/2025

      Tu Hania. Też myślę o spacerze po Nekli w cieplejszej i zielonej porze. Może zauważę coś ciekawego?

      Usuń
  3. Pamiętam jak dawniej pomieszkiwałam we Francji, i obserwowałam, że dla nich jedzenie to była czynność neoreligijna. Od śniadania, petit dejouner, czyli kawy i croissanta lokale były pełne, a już lunch, a szczególnie kolacja, to całe wyjście. I potrafili jechać kilkadziesiąt kilometrów, żeby coś zjeść. Przy okazji przejść się po danym miejscu, gdzie się udali, A my często wspólnie z nimi.
    Traktowałam to jako nie lada atrakcję, ale też wtedy myślałam, że oni nic nie robią, tylko jedzą 🤣 mieszkałam w końcu w "emeryckiej" angielskiej kolonii we Francji.
    I my po latach dogoniliśmy zachód, a nawet prześcignęliśmy w niektórych dziedzinach 😃 ja z koleżankami czy z córkami, lub z mężem, gdy z nim jestem, tylko zastanawiamy się gdzie by tu pojechać. Co się nowego gdzieś otworzyło? Gdzie yby coś zobaczyć. Córka potrafi jechać 100 -150 km, żeby dla dzieci znaleźć jakąś rozrywkę i smakowicie zjeść.
    Bo my miasteczka wokół siebie, to już bardzo dobrze znamy.
    To taka długa dygresja do twoich odwiedzin w Nekli. Piękna nazwa. Na pewno w lecie są kawiarenki, jak ktoś zauważył.
    Pozdrowienia ❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy1/19/2025

    Jestem smakoszem, nie potrzebuje dużo, ale ma być smacznie:) Nie pojadę specjalnie gdzieś dalej do restauracji, ale przy każdym wyjeździe staram się znaleźć ciekawe miejsce gastronomiczne, które zachęci mnie swoim wyglądem, zapachem i jadłospisem :) I najlepiej jeśli można przy okazji coś ciekawego zobaczyć, oczywiście. Zatrzymaliśmy sie we Frydku, w drodze do Ołomuńca. Zwiedziliśmy muzeum zamkowe ,przeszliśmy sie po zamkowym parku i wypiliśmy smaczna kawę w zamkowej kawiarni (na dziedzińcu). Musiało być obowiązkowo ciastko do kawy. Ale nie mogliśmy sie z młoda kelnerka dogadać. Polskiego "ciastka" nie rozumiała, po angielsku ani niemiecku też nic, w końcu koleżanka jej pomogła, a ja już na zawsze zapamiętam, że ciastko po czesku to "kus" (czyli kęs). I ja pozdrawiam! Hania

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa wyprawa. Powodzenia w następnych wyprawach , podróżach , w poznawaniu Polski.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy1/19/2025

    Dziękuję. Na razie tylko małe wypadziki. Na wyprawę przyjedzie jeszcze czas.

    OdpowiedzUsuń