sobota, 14 grudnia 2024

Pudełko małych radości

 Kiedyś, już dość dawno temu (gdy byłam przez krótki czas uczestniczką gminnego Uniwersytetu Każdego Wieku) dostaliśmy takie plastikowe pojemniczki (jak do surówek na wagę), nazwane pudełkami radości. Poradzono nam, żeby zapisywać na kartkach wszystkie miłe, przyjemne momenty dnia, każdego dnia. A gdy będzie nam smutno, gdy będziemy w dołku, to mamy sobie takie pudełko otworzyć i przeczytać kilka kartek, lepszy nastrój murowany. 

I robiłam tak przez smętną jesień i smętne przedwiośnie. Aż nie do wiary, jak dużo drobnych zdarzeń może wywołać uśmiech czy zadowolenie.

Nie wiem, czy ten "smętek" tegorocznej jesieni tkwi bardziej w zgniłej aurze, czy bardziej we mnie. W każdym razie postanowiłam zwracać większa uwagę na codzienne miłe drobiazgi. I nie dramatyzować, patrzeć z większym optymizmem w przyszłość. Wczoraj zapełniłabym "pudełko" kilkoma kartkami. Jestem malkontentką, wybredną, nie tak łatwo daję się "ucieszyć". Jednak wczorajszy największy plus - wizyta u mojej (od trzydziestu lat) pani fryzjerki. Mądra, rozsądna i fachowa pani, sporo młodsza ode mnie, ale też już na emeryturze. Wiadomo, że ładna fryzura, brak siwych włosów zawsze poprawiają nastrój kobiety (mój zawsze). Znamy się tyle lat, wiemy o sobie naprawdę sporo, o swoich rodzinach także. Mogłam sobie pogadać, w końcu bezpośrednio (bo do tej pory od dwóch tygodni tylko przez telefon) z życzliwą drugą kobietą. Było też miłe spotkanie z ulubioną synową, krótkie, ale serdeczne. W końcu byłam w moim Poznaniu, nawet jazda tramwajem była miłą odmianą, dawno nie jechałam (a mam ten przywilej, że nie muszę płacić za bilety). Spacerując na przystanek wstąpiłam do sklepu zielarskiego, niegdyś sklepu Spółdzielni Pszczelarskiej. Nadal połowa asortymentu sklepu, to produkty pszczelarskie. Kupiłam tu świeczkę z wosku, w okazyjnej (jak na ten rok) cenie. Zawsze kupuję woskową świeczkę na Boże Narodzenie, zapach wosku w Święta, to moja tradycja. Widziałam też najróżniejsze miody i ceny na nie, które zwalają z nóg. Taki litrowy słój miodu (nie wiem, co to był za rarytas, nie "dowidziałam", kosztował prawie 100 zł!! Nie przejęłam się wielce, wręcz poczułam miłą satysfakcję, że mam możliwość kupować miód, też litrowy (czyli ok. 1,1 kg), a także mniejsze, bezpośrednio u pszczelarza, w sąsiedztwie, za znacznie mniejszą cenę (co prawda miodu spadziowego nie mają, ani gryczanego, ale jest lipowy, akacjowy, rzepakowy, wielokwiatowy i ponoć bardzo zdrowy, faceliowy).  A potem zadzwoniła przyjaciółka, miła rozmowa. Dostałam też sms-a od dawno niewidzianej przyjaciółki, która obiecuje zadzwonić, gdy tylko będzie mogła mówić, bo teraz tylko "skrzypi".

Po powrocie do domu nowa radość, jeden z synków nas odwiedził. Jako ta mama kwoka zawsze cieszę się z odwiedzin moich chłopców (gdyby jeszcze przyjechał mały wnuś byłabym wręcz szczęśliwa). Wspólnie zjedzony (bardziej 'wypity") podwieczorek i nastrój podniesiony :)

A na koniec dnia jeszcze jeden telefon od przyjaciółki. I kolejne wzajemne słowa życzliwości. Grzeję sie w nich i czekam z nadzieją, co dobrego przyniosą kolejne dni.

Nawet napisanie tego postu jest małą przyjemnością. "Gaduła" ze mnie, lubię pisać 😊

I jeszcze taki drobiazg: gdy jechałam tramwajem zaświeciło słońce! Ja z tej tęsknoty za słońcem już zaczęłam o nim śnić sny. A ono sobie wyjrzało zza chmur i wywołało mój uśmiech. Może to są drobiazgi. Ale przecież życie składa się z tysięcy drobiazgów. I na pewno wszyscy chcemy, żeby te drobiazgi były pozytywne, żeby tych dobrych chwil było , jak najwięcej. Mam nadzieję, że mimo (ciągłego) braku słonka każdy następny dzień będzie równie pozytywny, jak ten wczorajszy.


A to moje kuchenne okno, już czeka na Święta😊

piątek, 6 grudnia 2024

Bardzo subiektywnie o imionach

Ostatnio  pokazuje mi się taka jakaś strona, która chce każdym sposobem przyciągnąć czytelnika. Jak to się mówi kolokwialnie "olewam" tytuły o darmowych ubezpieczeniach dla seniorów, o darmowych aparatach słuchowych dla seniorów, katastroficzne wieści, jak to fatalnie mieszkają obecnie niektóre gwiazdy i parę jeszcze totalnych bzdur i kłamstw.

Ale czasem trafiają się teksty, zwracające uwagę na nasze zdrowie, jakieś plotki ze świata kultury. No i trafiłam na "listę" imion. Autorzy twierdzą, że kobiet o "tych" imionach należy unikać. Badań socjologicznych nikt nie zrobił, ale oni, autorzy "swoje wiedzą". Poczytałam i pokiwałam głową. Cóż, nie znam żadnej Claudii ani Żanety, ale z takim imieniem można (chyba) być wkurzonym (i wkurzającym). W końcu imię można sobie zmienić, jeśli się nie podoba.

Mam książkę, podobno poprzedzoną wieloletnimi badaniami autora "Wpływ imienia na życie". Oczywiście można ją traktować (i może należy) z przymrużeniem oka. Jednak moi synowie dość poważnie się do niej odnieśli, nadając dzieciom imiona, które (w założeniu)  wpłyną pozytywnie na ich życie. Jeden z synków wręcz mi zarzuca, że z innym imieniem byłby bardziej ambitny i przebojowy (a jest "jedynie" szczęśliwy w małżeństwie).

Oczywiście nie ma imion lepszych i gorszych. Może jedynie jedne imiona brzmią nam lepiej, inne gorzej (znacie jakąś Petronelę w młodszym wieku, a Klotyldę?) 

Ale czy czujecie jakieś powinowactwo z osobami, noszącymi to samo imię co wy? Ja się dobrze czuję w towarzystwie Hań i Ań, wiem, czego mogę sie spodziewać, naprawdę są podobne do mnie w swoim podejściu do świata, do życia.  

Albo Małgosie: pracowite, obowiązkowe, ambitne i stale głodne życia (moje przyjaciółki).

A o Teresach mogę powiedzieć, że są eleganckie, bardzo pracowite i zawsze chętne do pomocy. I też stale ciekawe świata. I jeszcze Aleksandry, dla których rodzina stoi na pierwszym miejscu.

No i Ewa, której hasłem w książce o imionach jest "ta, co króluje w niebie i na ziemi" (bo ma ponoć identyczne cechy, jak Maria). Dla mnie pierwsza kobieta mojego życia, której wady zaczęłam dostrzegać dopiero będąc już babcią 😉

Jak to się dzieje, że niektórych imion nie ma w moim otoczeniu? Widocznie po pierwszych kontaktach nie ma woli znajomości. Nie znam Katarzyn. Jakoś się mijamy. Niestety, jest to jedno z niewielu imion, do którego jestem uprzedzona. Bo czy pamiętałybyście swoją wielką fascynację przedszkolną, przez przeszło 65 lat? W przedszkolu byłam zafascynowana Kasią (do dziś pamiętam jej nazwisko, sprawdzałam nawet  na "Naszej klasie", co z niej wyrosło). To była dziewczynka z bogatego, tradycyjnego poznańskiego  inteligenckiego domu, zawsze ubrana jak z igiełki (nie to co ja, córka dwojga biednych młodych asystentów wyższej uczelni, bez żadnej " historii"). Kasia 'kręciła" mną, jak chciała, a ja byłam szczęśliwa, że się ze mną bawi. Ale na szczęście (dla mnie) po przedszkolu nie spotkałyśmy sie więcej. O Katarzynach autor "Wpływu imienia na życie" też wyraża się  dość sceptycznie :np. "nerwowe, impulsywne, co tu ukrywać - egoistyczne. Ślepo ufają swej inteligencji, która nie zawsze jest tak wielka, jak to sobie wyobrażają. Doskonale znoszą porażki, zwalając winę na innych. Te kobiety potrzebują do życia sukcesów. Ich wdzięk kryje oschłość serca i brak zrozumienia dla innych, z którymi to cechami zawsze można podjąć walkę" - konkluduje autor. I wierzę, że niektóre Katarzyny wyrosły na wartościowe osoby (jednak nie chciałabym ich widzieć w roli pielęgniarek, ciekawe jakie imiona przeważają w tym zawodzie?).

Ach, mogłabym z mojego bogatego doświadczenia życiowego, opisać jeszcze wiele imion, których posiadaczki lubię, cenię, które odegrały w moim życiu ważną rolę. Ale tak bez ankiet, badań socjologicznych, to tylko subiektywne wrażenia😉


Kot balijski, bez imienia 😏