Przy okazji remontu domku na daczy znalazłam kolejną partię "szpargałów" po mojej mamie. Na daczy spędzaliśmy letnie miesiące wspólnie z rodzicami, trzy pokolenia razem. Niezapomniany, rodzinny czas.
Oczywiście musiałam wszystkie zapisane papiery sprawdzić, przeczytać (taki mus, wręcz natręctwo). I znalazłam stare zeszyty z przepisami kulinarnymi, zapisane ręką mojej mamy. Czytałam te, często zatarte, przepisy i przypominałam sobie tamte smaki. Albo odkrywałam przepisy na wypieki (ale nie tylko), których nie znałam. Widocznie mama zapisała je, ale nie doczekały się realizacji. Znalazłam wśród tych przepisów także takie, które robię i ja, do tej pory (miałam je od mamy). Ale także parę przepisów, które mama wzięła ode mnie.
Jednym z pierwszych przepisów, które postanowiłam wypróbować, był przepis na ciastka, pod intrygująca nazwą "sołtysiki". Jako łasuch pamiętam domowe smaki ciast i ciastek, i jestem pewna, że tych sołtysików nigdy u nas się nie piekło. Nie znam ich.
Przepis mama dostała od swojej współpracownicy (pani Stasi), z którą utrzymywała także kontakty towarzyskie. Być może kiedyś przy wspólnej kawie mama jadła owe sołtysiki i poprosiła o przepis? Już się tego nie dowiem, nie ma już kogo spytać...
Przepis jest bardzo prosty: mąka, masło i śmietana, a na wierzch ciastek polewa z cukru pudru i białka. Niby wszystko proste: zagniata się ciasto (dodałam trochę cukru waniliowego) i robi polewę (ubite 1 białko + dużo cukru pudru, wychodzi taki lukier - polewa). Ale...w tamtych czasach ( ok 50 lat temu) miary były inne, produkty były inne. Dodałam do ciasta śmietanę, czyli śmietanę kwaśną. I w cieście tę "kwaśność" się czuje. No a po niewczasie doszło do mnie, że w czasach powstania przepisu "śmietana" była tylko jedna(zdaje się, że za 6,20, kto pamięta?), w małej szklanej butelce ze złotym aluminiowym kapselkiem, zawsze słodka (no chyba, że za długo stała w sklepie i zrobiła się "kwaśna", jak te obecnie specjalnie ukwaszane). Reszta składników była na szczęście podana w dekagramach.
Ale wystąpił inny problem, po mojej stronie. Nie umiałam ładnie i równo rozłożyć tej słodkiej polewy na wykrojone szklanką ciastka. A należało je piec z ta polewą. W piecu lukier albo spłynął, albo było go nieco za mało. No i jak długo i w jakiej temperaturze miałam piec te ciastka? Nie było informacji. Tylko, żeby wkładać do ciepłego pieca.
Polewa zrobiła się ładnie podpieczona, ciasto ciągle miękkie, ale (w większości) upieczone. Tylko, że te ciastka "nie wyglądały", nie ma się czym chwalić. Pokażę, żeby było wiadomo, o czym piszę (ostatnie dwa, z 20). Dla mnie były smaczne. Trochę w typie anyżków. Mój stwierdził, że nie warto tego wypieku powtarzać. Ale ja ten przepis jednak zapisze w swoim kajeciku. Spróbuję do polewy dodać trochę zmielonego anyżu, zmienić sposób wypieku i dodać śmietanki, słodkiej. Może efekt mnie usatysfakcjonuje?
A swoją drogą, jak wiele się zmieniło w tych przepisach. Dawniej miarką bywała "szklanka". A ile to jest teraz? Kiedy wyszły z użycia cienkie szklanki? Albo "kostka masła"? Teraz wszędzie powszechne są kostki 200 -u gramowe, dawniej miały 250 g (zdarzają się takie i dziś np. z "Jany"). W tamtych przepisach na pierniki króluje sztuczny miód i margaryna (widzę, że i teraz są kostki 250 g, czasem do wypieków używam). A ile to - słoik białek? Ile ich i w jakim słoiku się zmieszczą? Ot zagadka ;) Albo czym zamienić Ceres czy Omę, takie tłuszcze dawniejsze, na których się wtedy smażyło pączki czy faworki, a które były używane też do wyrobu ciastek (mam taki przepis)?
Czytam sobie te przepisy, planuję, co następnego upiekę. Żeby sobie przypomnieć tamte smaki, a bardziej, tamte szczęśliwe czasy (bo smak pamiętam przecież). Takie ciasta i ciasteczka, które tylko mama robiła. Przeszłość, to przeszłość. Ale tu i teraz mogę Młodym przypomnieć w wypiekach tamten czas, czas ich dzieciństwa. A sobie zrobić przyjemność 😊
Haniu, pierwsze słyszę o pieczeniu z polewą.
OdpowiedzUsuńSołtysiki, to nazwa mi nieznana.
Pyszne ciasta piekły nasze mamy i bacie, ja kilka przepisów mam, ale nie udało mi się powtórzyć ciast teściowej...
Ja nie potrafię powtórzyć smaku zupy pomidorowej mojej mamy. Są takie smaki, które już do nas nie wrócą...
UsuńA nazwa "sołtysiki", może od nazwiska jakichś znajomych owej pani Stasi?
Szklanka to 250g. Tyle wiem. Piekę bardzo rzadko (raczej bez cukru), bo go unikamy.
OdpowiedzUsuńDla mnie smak dzieciństwa to chleb posypany właśnie cukrem i pokropiony wodą. 🙂 Dziś nie do powtórzenia, bo nikt już nie piecze takiego chleba.
Uściski Haneczko!❤️
Wiesz, teraz szklanka szklance nierówna. Ja piekę małe porcje, zwykle z połowy albo ćwiartki przepisu. Nigdy nie wiem, kiedy któryś synek nas odwiedzi (wszyscy blisko), lubię coś słodkiego i swojego mieć. Jemy tylko po jednym ciasteczku czy kawałku ciasta 2 razy na dzień ( do kawy). Lubię i póki mogę, to się 'truję". Taka ze mnie hedonistka ;) Ściskam Cię Halinko!
OdpowiedzUsuńWitaj Haniu.Mam też starą ,bardzo starą książkę kucharską mojej teściowej.Przegladając ją przepisy różnią się od tych co ja robię.Mam też mojej mamusi przepis na murzynka.Ale nigdy nie robiłam ,bo dużo w tym pracy..Kiedyś wszystko w misce z pałką ucierało się.Teraz nowoczesność wkroczyła. I inne smaki.Anyżu nie lubię,sam zapach już mnie odtrąca..😀pozdrawiam cieplutko Danka -Szwecja
OdpowiedzUsuńWiesz, ja za anyżem też nie przepadam, ale te ciastka, anyżki, takie z białą "czapeczką", to ledwo co tam można ten anyż wyczuć, jedna szczypta na kilo cukru chyba. Inaczej też bym ich nie jadła. Nie wiem, czy umiałabym zrobić takie "anyżki". Może kiedyś spróbuję. Ostatnio zrobiłam rogaliki z dżemem, ze starego przepisu. Zrobię zdjęcie, póki jeszcze jakieś zostały ;) Ale "pierwsze koty za płoty". Robiłam je pierwszy raz i nie są zbyt kształtne. Nie mam wprawy :) Uściski serdeczne :)
UsuńWitaj Haneczko w tym szczególnym dla mnie dniu
OdpowiedzUsuńCiekawy przepis. Nigdy nie słyszałam tej nazwy. A anyż uwielbiam. Kiedyś rozsmakowałam się w anyżówce.
Nieustająco czekam na Twoje zupy. Znajdziesz jakiś stary przepis?
Pozdrawiam nadzieją na dalsze nasze pisanie tutaj
No popatrz, jakie rózne bywają upodobania smakowe :) Ja z anyżu to tylko ciastka anyżki i może jeszcze ouzo, ale tylko odrobinę (bo to jednak wódka, a nie likier). czasem dodaje troszkę anyżu do pierników, w mieszance z innymi przyprawami.:) A zupy sprawdzę i jeśli jeszcze nie opisałam tej, którą właśnie zrobiłam, to o niej napiszę :) Uściski!
Usuń