Uwaga, będę marudzić!
Święto Trzech Króli. Niby święto. Ale w sobotę, to kiepsko 😉
Gdy znajoma zaproponowała nam wspólne wyjście na musical "Metro", to jak ten Cygan, dla towarzystwa, zgodziłam się i namówiłam Mojego (którego nie tak łatwo namówić na masowe spędy). Ja też przecież dałam się namówić, zachęcona perspektywą wspólnej kawki po spektaklu (bo sam musical, to jedynie byłaby ciekawostka). Bilety drogie, ale w końcu i święto, i nigdy nie widziałam tego "Metra" (a wiele słyszałam, bo grają to już 30 lat!), i nie byłam dotąd w tej sali-hali widowiskowej na Targach (pawilon 3A).
No i dotarliśmy, a przenikliwy wiatr przewiewał na wskroś, czyniąc chłód (-2) jeszcze przenikliwszym.
Sala - hala na Targach (MTP) ogromna! Przeszło 6 tysięcy m kw.(ale może z wszystkimi powierzchniami, bo nie wyglądała na większą od mojej "posiadłości"). ! A sufit na wysokości 10 metrów. I może pomieścić przeszło 6 tysięcy widzów! Koszmar, ja się boje tłumów!
Wczoraj się okazało, że znajomi (właściwie zaprzyjaźniona rodzina), nie pójdą z nami na kawkę , bo idą z drugimi znajomymi, z którymi też wybrali się na musical (tamta pani miała urodziny, nie znała nas i nie chciała poznawać). No trudno. Ale to jednak dziwne, nie chcieć poznać kogoś nowego. Mnie to zupełnie nie przeszkadza. Może obawiano się, że trzeba będzie za nas zapłacić? Zupełnie niepotrzebnie, stać nas nie tylko na kawę w lokalu.
Ci ludzie po koncercie udawali, że "ich nie ma". Porozmawiałam chwilę z tą moją znajomą parą, a ta para nieznajoma gdzieś tam się oddaliła. Podstawowy brak kindersztuby, żeby nie powiedzieć o braku czego innego, w końcu nie znam ludzi. Zostaliśmy zmarginalizowani, w każdym razie ja tak to odczułam.
A sam musical? Nie rozumiem zachwytów, dla mnie nic szczególnego. Nie warte to było 300 zł i dwóch godzin w , jak zwykle, zbyt wielkim hałasie i kiepskiej widoczności. Basy nachalnie "masowały" wszystkie organy wewnętrzne, a (ponoć jakaś) fabuła ginęła w cichym przekazywaniu treści mówionych albo w niezrozumiałym śpiewie, który często zamieniał się w nieprzyjemny krzyk. Na tej ogromnej sali krzesła ustawione były płasko na podłodze i dolnej części sceny nie było widać. Owszem, były dwa ekrany ze zbliżeniami (żebyśmy mogli zobaczyć solistów i szacownego Józefowicza, twórcę, który grał jedną z ról mówionych). Parę razy miałam ochotę po prostu wyjść, pal piernik wydane pieniądze, hałas i basy męczyły. Ale jednak chciałam zrozumieć o co w tym przedstawieniu chodzi. Doczekałam końca i nadal nie bardzo wiem. Podobno, jak napisano w rekomendacji (reklamie) chodziło o miłość. Nie przekonali mnie.
A jeszcze dodatkowo, w tej sali - hali było zimno(nawet te setki ludzi nie dogrzały stale wietrzonej zimowym powietrzem hali, czułam, jak mi wieje po nogach). Wszyscy siedzieli w swoich zimowych okryciach (marzły mi kolana, bo niestety miałam kurtkę, nie płaszcz i nawet gruba spódnica, wełniane rajstopy i botki nie pomogły). Czemu nie napisano nigdzie, że dobrze byłoby wziąć ze sobą koc? Może ze wstydu?
Niewątpliwie młody zespół piosenkarzy i tancerzy włożył sporo pracy w przygotowanie występu. Było kilka melodyjnych "kawałków". Ale dlaczego te "kawałki" są mi zupełnie nieznane (jedyne "Szkło" obiło mi się o uszy). Dlaczego przez minione 30 lat nie stały się rozpoznawalne (żeby nie rzec -popularne)? Czemu nie słyszałam ich w jakimkolwiek radiu? Przecież najchętniej słucha się znanych utworów ("znacie, to posłuchajcie"). No cóż. Na pewno są fani "Metra", jeszcze z dawnych czasów. I dobrze.
No to sobie pomarudziłam. Przynajmniej wiem, żeby takie masówki omijać, to nie dla mnie.
Powiedzcie mi, co ludzie widzą w takich masowych imprezach, bo ja nie wiem.
Nigdy nie chodzę na spektakle grane w różnych "stodołach". Nie wyobrażam sobie oglądania czegokolwiek, siedząc w kurtce! Że o akustyce nie wspomnę.To jest zwykłe wyciaganie od ludzi pieniędzy. Szkoda, że dałaś się namówić znajomym, bo i na afront sie naraziłaś, i na wątpliwej jakości występ. Ale można na to spojrzeć z drugiej strony - wiesz, że "Metro" nie jest dla Ciebie, a i owi znakomi też niekoniecznie.
OdpowiedzUsuńMogę zrozumieć, że "tamta pani" chciała spędzić urodziny w gronie swoich znajomych, ale Ci Wasi powinni byli wcześniej Was o tym uprzedzić.
Miłej niedzieli. 🌹
Ja już więcej na taki spęd nie pójdę. tez uważam, ze to wyciąganie pieniędzy od fanów i niezorientowanych. A znajomi, to, cóż, rodzinka. I moja naiwna kuzynka była przekonana, że owa "pani" nie będzie miała nic przeciwko nam(bo kuzynka jest otwarta na nowe kontakty). A potem, ale dopiero tuz przed koncertem kuzynka musiała "świecić oczami" za ową panią i mnie przepraszała. Ale niesmak pozostał. Niedziele mamy piękną słoneczną, domową i jest przytulnie :) Ściskam Cię!
UsuńOch, tylko troszkę pomarudziłaś!
OdpowiedzUsuńMy byliśmy kiedyś na stadionie na koncercie Andrei Bocellego jesienią i tez koc i termos by się przydały...za to koncert zrekompensował wszystko.
Dziwny w ogóle ten wyjazd/propozycja, bo to wasi znajomi powinni się poczuwać do zorganizowania kontaktu lub wcześniej wyjaśnić sytuację, a tak powstał niesmak.
Metra nie widziałam, jakoś nie było okazji...
No tak, Bocelli, to zupełnie inna liga i o wiele mi bliższa. Chociaż na stadion bym nie poszła. Wolałabym koncert np. w kościele albo w sali przygotowanej do koncertu akustycznego. Już nie dam się namówić na żaden 'spęd", bo boję się tłumów. Mąż też stwierdził, że w TV byśmy z tego musicalu więcej skorzystali i warunki byłyby o niebo lepsze, nie mówiąc o kosztach. A kuzynka w sumie przepraszała za tę znajomą, ale w ostatniej chwili. Nie było już raczej możliwości zrezygnować.
UsuńMoże kiedyś pokażą Metro w TV, ale nie widząc go niewiele straciłaś ;)
Pomarudzic zawsze trochę można. W końcu nie zawsze świeci słońce!!!
OdpowiedzUsuńStokrotka
Dziękuje za wyrozumiałość :)
UsuńWitaj Haneczko umykającą bielą za oknem
OdpowiedzUsuńA ja się cieszę, że święto to było w sobotę. Dostałam dodatkowy wolny dzień w pracy:)))
Pozdrawiam ciepło i dobre słowo przesyłam
Tak, wolny dzień w tygodniu, to zawsze powód do zadowolenia :) I ja Cię pozdrawiam ! Dziś u nas słońce , śnieg i wiatr. Cóż, zima przecież :)
Usuń