Jeszcze w sierpniu zamówiłam ten wyjazd. Pośrednik turystyczny (niemiecka filia francuskiej agencji) reklamował ten wyjazd, jako rejs po Renie, rozpoczynający się w Strasburgu, połączony ze zwiedzaniem Alzacji.
Nasz hotel na wodzie.:)
To było niezwykłe doświadczenie, dawno nie byłam na tak udanej wycieczce, z tak bogatym programem zwiedzania i tak fantastycznym jedzeniem 😊
O zwiedzanych miejscach napiszę później. Teraz opowiem o atrakcjach kulinarnych, które mnie zaskakiwały i wprawiały w dobry nastrój .😋
Ten "rejs", to był właściwie pretekst. Statek "Beethoven" był naszym hotelem przez 5 dni.
Zaokrętowaliśmy się w Strasburgu. Pierwszego wieczoru było oficjalne powitanie gości na pokładzie - przez kapitana, załogę, aż po kucharzy i personel, dbający o nasze rozrywki na pokładzie. Wspólnie wypity toast i aperitif na dobry początek. Potem pierwszy "dinner" - 4 dania! Przystawka, danie ciepłe, ser i deser :) Porcja "obiadowa" + podwieczorek. I tak każdego dnia. A po jedzeniu malutka filiżanka kawy, zapewne typowo francuskiej (czy ona się różni od espresso? wyglądała podobnie). No i wino do wyboru (albo piwo, jeśli ktoś lubi) do posiłków. Uff!
Po prostu musiałam zrobić zdjęcia tym perełkom sztuki kulinarnej :) (to ta pierwsza kolacja).
Przystawka z mozzarellą i paluszkiem z ciasta francuskiego.
Delikatna polędwiczka wieprzowa, duszona, w ciemnym sosie, z zapiekanym piure ziemniaczanym i fasolką.
A na koniec deser - pianka z delikatną galaretką morelową i musem malinowy (i sosem waniliowym). Dla takiego łasuch, jak ja, wspaniała sprawa. Był jeszcze "na deser", przed słodkim, ser, twardy, długodojrzewający (ser po obiedzie?, na deser?, to tylko Francuzi mogli wymyślić) 😉.
Potem rozpieszczano nas tak i na statku, i na lądzie. Bo gdy 9 godzin zwiedzaliśmy, to dbano o nas i jadaliśmy obiady w regionalnych zajazdach , oberżach (auberge). I tam serwowano nam tradycyjne potrawy alzackie, sycące i przyciężkie, raczej w niemieckim duchu (nadal bardzo smaczne).
Na przykład coś podobnego do kulebiaka z mięsem, tylko w cieście kruchym, a nie drożdżowym.
Sałaty była cała micha, dla kilku osób przy stole.
Na drugie danie mieliśmy spory płat mięsa (karkówki?) marynowany i upieczony, z ziemniakami poszatkowanymi w niewielkie kawałki, duszonymi z cebulą (te ziemniaki też były w dużej misie, do podziału między gości, a na pierwszy rzut oka wyglądały jak łazanki). No ale to było proste chłopskie jedzenie, przy drewnianych długich stołach w górskiej oberży.
Ale nawet w górskiej oberży, po serze (alzacki Munster), podano nam słodki deser: jagody z gałką lodów i bitą śmietaną, pyszny 😋
I do tego takie widoki na Wogezy (fr. Vosges).
Wiem, że dla niektórych jedzenie nie jest zbyt ważne ( ci, co "jedzą żeby żyć", w odróżnieniu do tych którzy "żyją, żeby jeść"). Ale dla mnie było równie ważne, jak zwiedzane miejsca. Zawsze jestem ciekawa nowych smaków, a tu wszystko było bardzo ciekawe, smaczne i dodatkowo spodobała mi się forma serwowania dań (szczególnie na statku). Czasem tego jedzenia było aż za dużo (dwa obiady dziennie, do tego jeden zdecydowanie za późno, jak dla mnie). Ale w odróżnieniu od innych naszych wyjazdów, tych ze wspaniałym wyżywieniem typu self service, tutaj miałam wszystko podane do stołu i nie musiałam podejmować decyzji co wziąć i ile.😉 Przyjemnie być obsłużonym, raz na jakiś czas, odpocząć od codziennej gonitwy.
Haniu, ależ macie ostatnio turystyczny czas, dobrze wykorzystujesz wszelkie atrakcje. nigdy nie byłam na takim rejsie, już dla samych smakołyków warto!
OdpowiedzUsuńJuż czekam na opowieść o Alzacji:-)
jotka
Wykorzystuję każda okazję, na jaką mnie stać ;) Póki sił starcza :) Właśnie się zaziębiłam (najpierw Mój, a ja od niego). Bliżej mi do łóżka niż komputera, więc druga część będzie troszkę później :)
UsuńHaniu, jestem szczerze zachwycona i pod naprawdę ogromnym wrażeniem podróży, jakie odbywacie. To niesamowite, jak dużo i często podróżujecie, zwiedzacie cudne zakątki i kraju i świata. Poznajecie piękne miejsca i regionalne smaki, które też są nieodłączną i bardzo ważną cechą każdego miejsca i narodu. Ja do tej pory nie mogę sobie darować, że nie doszło do naszego spotkania, że nie dogadałyśmy wszystkiego jak należało i tak rozmyło się wszystko :((( Mam ciągle nadzieję, że może jeszcze kiedyś trafisz w moje rejony i wtedy spotkamy się na pewno <3
OdpowiedzUsuńŚciskam najserdeczniej, Agness:)
Wiesz, dopiero od czasu emerytury mogę dowolnie rozporządzać czasem. A że nie lubię upałów i tłoku, to wybieram czas i miejsca mniej oczywiste turystycznie. I nie przestaję zachwycać się światem :) A z tym naszym niedoszłym spotkaniem, to też moja wina, Ale ja nie wiedziałam, jak mogę się z Tobą skontaktować prywatnie. Taka gapa komputerowa jestem. Teraz tam w Waszej okolicy nieco niespokojnie. Może doczekamy pokoju i spokoju i jeszcze się spotkamy? Serdecznie pozdrawiam!
UsuńAle się głodna zrobiłam!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na resztę, czyli Alzację nie tylko w pigułce!
fuscila
Druga część musi trochę poczekać. Zaziębiłam się , gardło i głowa boli. najlepiej mi teraz w łóżeczku :) Ta następna odpowiedź też jest dla Ciebie, tylko jakoś uciekła mi spod palca i sie wydrukowała ;)
UsuńFajnie podane jedzonko, prawda? Czasem aż żal taką "płaskorzeźbę" jeść ;) Druga częś
OdpowiedzUsuń