W Marakeszu mieszka milion mieszkańców. Ale zapewne jest w nim jeszcze raz tylu turystów. W centrum na ulicach tłok. Czytałam, że to piękne miasto, a największy bazar, plac Jamaa- El Fna miał być "niezwykły". W Marakeszu większość budynków ma kolor czerwonorudy: mury miejskie, nawet bloki mieszkalne. Mnie nie zachwycił.
A ów 'sławny" plac, to taka "jarmarczność" w najgorszym stylu. Małpki na łańcuchach, węże w koszach, przebrani w stroje ludowe dawni sprzedawcy wody (za każde zdjęcie tych "cudów" należała się opłata). Bałagan, hałas i kurz, bo ten plac, w większości, to ubite klepisko, zdeptana ziemia. Oczywiście sporo straganów ze 'wszystkim'. Mnie ten plac odstręczał. Nie lubię takich 'atrakcji".
Zwiedzaliśmy pałac, ale nawet nie wiem czyj, na pewno jakiegoś bogatego i znamienitego obywatela tego miasta. Ładnie tam było, ale był też tłum turystów.
Symbolem Marakeszu jest meczet Kutubija ( Koutoubia, francuska transkrypcja jest dla mnie nieznośna, nie znam francuskiego, a tu w Maroku, to chyba drugi język, ogólnie używany). 900 lat temu powstały trzy podobne meczety, z prawie identycznymi minaretami. Jeden z nich, w Rabacie, największy, nie doczekał się realizacji, porzucono budowę, pozostały po nim kolumny i połowa minaretu, też imponująca. Drugi taki meczet powstał w Sewilli. Do dziś jego minaret służy jako dzwonnica sewilskiej katedry - Giralda. I trzeci zachowany w całości, to ten marakeszeński meczet Kutubija. Piękny. I myślisz sobie "wieki patrzą na mnie".
To są jakieś orzechy?, słodycze? Na ziemi, mocno podkolorowane. Kto to kupi? Kto to zje? Patrzyłam na to ze zgrozą ;) Ale to specyfika miejsca.
W Marakeszu mieszkaliśmy kilka dni w pięknym i spokojnym miejscu, w hotelu z ogrodem i basenem. Pokój miał duży taras i po długim dniu można było odpocząć na nim z widokiem na ogród.
Z Marakeszu zrobiliśmy wycieczkę nad morze, do "białego miast" As Suwajry (Essaouiry). dawnej twierdzy Mogador.
Piękne stare miasto za murami - medina. Mimo wielu turystów, spokojna, przyjazna im ;)
Za tymi murami czas się zatrzymał. A wszystko białe i czyste.
Fascynowali mnie ludzie. Arabska kobieta zwykle pół kroku za panem.
Taki drobny rozgardiasz i handel na ulicy ;)
Ale były też takie urocze zakątki :)
Idąc wzdłuż murów obronnych dochodziło sie do twierdzy, z widokiem na Atlantyk.
Mieliśmy tutaj lunch, typowy dla nadmorskiego miasta: różne ryby i kalmary.
W tym mieście szczególnie (ale także w Fezie) było mnóstwo kotów. Niektóre zadbane, a inne zabiedzone.
Maluszek.
Ten szczęściarz znalazł miękką "miejscówkę" :)
Na zakończenie jeszcze piękny port lotniczy w Marakeszu.
Haniu, mnóstwo atrakcji wizualnych i smakowych, zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńTeż nie rozumiem tego opatulania się kobiet...hipokryzja do kwadratu!
jotka
kiedyś słyszałąm porównanie: "one noszą te chusty, jak my w Europie majtki. jak byś sie czuła bez majtek" zapytano. Myślę, że dałabym radę, gdyby mi tak było wygodniej, a suknia długa ;))
OdpowiedzUsuńHaniu... to można powiedzieć że przebywalas w bajce...
OdpowiedzUsuńSerdeczności od Stokrotki
A wiesz, to Maroko dla Europejczyka jest rzeczywiście trochę nierzeczywiste ;) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńCudowna egzotyka, przepiękne widoki, moc wrażeń. Z prawdziwą przyjemnością obejrzałam Marakesz Twoimi oczami :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Agness:)
Dziękuję Agnesa. Taka przygoda nie trafi mi się drugi raz :) I ja serdecznie pozdrawiam!
UsuńDziękuję za wspólne spacery po miejscach, w których raczej nie będę!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam pięknie!
Bardzo piękna wycieczka. Świat inny od naszego, ciekawy, chwilami mroczny? Na pewno było warto :)
OdpowiedzUsuń