środa, 15 kwietnia 2020

Tęskniąc za podróżami

Nie mogąc nigdzie wyjechać, nie ruszając się z domu zaczęłam wspominać moje dziecięce, cudowne wakacje . To były przede wszystkim wyjazdy z rodzicami, ale także coroczne wyjazdy do babci, a później kolonie i obozy.
Nie pamiętam pierwszych wyjazdów, gdy miałam 3 i 4 lata. Wiem, z opowiadań, wspomnień rodzinnych, że byliśmy w Szczawie, w Gorcach, na letnisku. Mieszkaliśmy u gospodarza, w jego jedynej izbie mieszkalnej, on ze swoją rodziną, matką, siostrą , żoną i synem mieszkał w tym czasie w drugiej izbie - kuchni. Do Szczawy docierało się wtedy furmanką, na sianie, ze swoimi "piernatami". Z paroma przesiadkami: pociągiem do Krakowa (z Poznania), z Krakowa do Nowego Sącza (chyba pociągiem), a z Sącza do Kamienicy autobusem, stamtąd tą furmanką. Jak przez mgłę pamiętam tę furmankę i wyboisty bity trakt. Jak ci moi rodzice sobie poradzili z tą cała logistyką, ekwipunkiem i małym dzieckiem? Musiałam być chyba bardzo grzeczna ;) A oni byli młodzi i pełni zapału.
Nie pamiętałabym tej Szczawy i domu gospodarzy tak dobrze, gdyby nie trzeci tam pobyt, gdy miałam już 9 lat, po II klasie. Najpewniej jako dziewięciolatka pamiętałam jeszcze poprzednie wyjazdy, na pewno pamiętałam tę nieskrępowaną wolność i zabawy z miejscowymi rówieśnikami. Wymarzone wakacje, daleko od drogi (szosy nie było), żadnych niebezpieczeństw, podobno wpadałam do domu, gdy zgłodniałam, a często trzeba mnie było siłą ściagać na posiłek , bo "nie miałam czasu", przez cały dzień ganiałam po dworze, po łąkach i lasku z dzieciakami (mając 4 lata!). I nawet pobliska wąska struga nie niepokoiła rodziców, była płytka. Zapewne dyskretnie obserwowali mnie z daleka, ale nie przeszkadzali nadmierną opieką ;)
Z tamtych pobytów mam kilka zdjęć. Ostatnio znalazłam moje dwa portrety z tamtych  wakacji.
Tutaj chyba coś przeżuwam, przecież nie miałam czasu na zjedzenie, bo dzień zabawy uciekał ;)

Gdy miałam pięć lat (a lata kończę w wakacje właśnie) byłam tylko z mamą w Dobrej, w Beskidzie Wyspowym. Tato musiał zostać w domu, pracował.  Taki nietypowy pobyt z samą mamą, więc  zapamiętałam go. Poza tym mam z tego pobytu tylko luźne fragmenty wspomnień.  Mieszkałyśmy znów na kwaterze, czyli w gościnnym pokoju u ludzi. Tym razem w domu były tylko dwie panie, gospodyni i jej córka.
I chyba nie miałyśmy aparatu fotograficznego, bo nie mam z tych wakacji żadnego zdjęcia.
Mama zdecydowała się na ten wyjazd, bo niedaleko od nas odpoczywała mamy przyjaciółka z rodziną, mogła pomóc, gdyby ze mną był jakiś kłopot. Nie były to jakieś szczególnie udane wakacje dla mnie. Brakowało mi rówieśników do zabawy. Mamy przyjaciółka miała "nowego" synka (właśnie go adoptowała), miał 3 latka i był jeszcze onieśmielony nową dla niego sytuacją, nie bardzo chciał się bawić ze mną, był jeszcze maluchem (potem zostaliśmy bardzo dobrymi kumplami). A córka gospodyni była już dorosła ( może miała 15, a może 20 lat, nie wiem, dla mnie była już dorosła). Ta córka miała warkocz, który zapinała sobie dookoła głowy, ale zbyt krótki, żeby tworzył "koronę". Bardzo mi się taka fryzura podobała, bo ja zawsze miałam  2 warkocze, najwyżej podwiązywane z boków. I ta córka kiedyś uczesała mnie w taką koronę! Ach, jaka była dumna i szczęśliwa. Do dziś to pamiętam . A włosy miałam już tak długie i grube, że warkocz oplatał moja głowę, jak u Julii Tymoszenko (tylko ja byłam szatynką).
I to jest jedyne pewne wspomnienie z tamtych wakacji.
A gdy miałam 6 lat pojechałyśmy, znów we dwie z mamą, na wczasy do Szklarskiej Poręby (tato kończył pisać doktorat, musiał z żalem zostać). Ten pobyt pamiętam już dobrze. Mieszkałyśmy w jakimś domu wczasowym, niewielkim, jednym z kilu podobnych , położonych blisko siebie, w pokoju z obcą panią. To było dziwne, ale widocznie nie było pokoi dwuosobowych. Pani była niezwykle miła i mnie wydawała się bardzo elegancka. Moja mama nie dbała o stroje (nie miała na nie pieniędzy, więc twierdziła, że są ważniejsze rzeczy niż stroje). Pamiętam, że to była pani Lonia. Nie miała męża, ani dzieci, a wydawała się być w wieku mamy (ale dla dziecka wszyscy dorośli są w podobnym wieku, jeśli nie są staruszkami). Mama miała 32 lata (stara), nie potrafiłam sobie wyobrazić, że pani Lonia jeszcze może tego męża i dzieci mieć. Dla mnie też była "stara". Farbowała włosy na rudo, malowała się , paliła papierosy i codziennie miała inny strój! Wszystko to, czego moja mama nie robiła! Podziwiałam ją, dla mnie była piękna.

Pani Lonia na pierwszym planie:)
 Z tamtego pobytu pamiętam wizytę w hucie kryształów i dmuchanie szkła, fascynujące! Potem w sklepie przyfabrycznym mama kupiła taki "wydmuchany" wazon, z niebieskimi (kobaltowymi) pasmami. Mam go po mamie i dziś.


Pamiętam, że popołudniami chodziłyśmy do miasta i wstępowałyśmy do kawiarni. Najczęściej do "Kaprysu" albo do "Szarotki". Gdy byłam w 2011 roku znów w Szklarskiej, musiałam sprawdzić, czy jest tam jeszcze lokal o nazwie "Kaprys". I był! Niesamowite. Nie wymyśliłam sobie tej nazwy, pamiętałam.
Ze Szklarskiej robiłyśmy jakieś wycieczki, bo pamiętam wyjazd do Karpacza i świątynię Wang. Potem widziałam ten kościół jeszcze raz, mając 24 lata, świadomie już podziwiając niezwykłą  architekturę wiekowej norweskiej świątyni.
Przypomniałam sobie właśnie jedno z bardziej przerażających przeżyć w owym czasie: wjazd wyciągiem krzesełkowym na Małą Kopę pod Śnieżką. Czy potraficie wyobrazić sobie, że w obecnych czasach pozwalacie sześcioletniemu dziecku na samotną jazdę wyciągiem krzesełkowym w pojedynczym krzesełku? Ja tak właśnie jechałam. Jako matka, ja umarłabym chyba ze strachu o dziecko. No, ale ja mam lęk wysokości. I podejrzewam, że ta jazda tym wyciągiem się do tego lęku przyczyniła. To był dla mnie taki horror, że wyparłam ten fakt z pamięci. Dopiero widok pani Loni w klapkach na koturnach i mnie w spodenkach i trampkach przypomniał mi, że ja jednak w tych górach byłam. I z Małej Kopy schodziłam z mamą pieszo, bo nie było siły, żeby mnie posadzić na wyciąg. Do dziś mam uraz do odkrytych wyciągów , a na pojedyncze krzesełko nie wsiądę (na szczęście teraz jest sporo wyciągów z ławeczką dla dwóch, a nawet kilku osób, często z opuszczanymi przezroczystymi osłonami).
Z tamtego wyjazdu pamiętam też nieznośną jazdę autobusem po krętych , górzystych drogach, kiedy zrobiło mi się niedobrze  i wymiotowałam. Niby to nic niezwykłego, szczególnie u dziecka. Ale w autobusach i autach nigdy mi się nie robiło (i nie robi) niedobrze, a wtedy te spaliny i te zakręty, zjazdy i wjazdy podziałały na mnie źle. A że niebywale rzadko miewam nudności, to tamte też jakoś zapadły mi w pamięć (ale nie zraziło mnie to do jazdy autobusami) .

Potem poszłam do szkoły. I miałam pierwsze szkolne wakacje. I... za nic nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie je spędzałam. A na pewno byliśmy na jakichś wakacjach z rodzicami.
I tak trwałam w tym zapomnieniu, aż do zeszłego tygodnia, gdy porządkując kolejny karton z pamiątkami po rodzicach, natknęłam się na kolejny plik zdjęć, taki misz masz , od Sasa do lasa, zbieranina z wielu lat. Przejrzałam wszystko i znalazłam takie niepozorne zdjęcie trzech domków kempingowych, jak psie budy, dosłownie. I otwarła mi się klapka pamięci! To Osieczna!


W drzwiach ostatniego domku stoi moja mama.
No przwecież! To były wakacje w Osiecznej po I klasie ! Byliśmy tam razem z ciocią i wujkiem, my w jednej "budce", oni w drugiej. Mój kuzyn miał wtedy dopiero 3 latka. Pięć lat różnicy, to w młodym wieku  cała epoka ;)
Z tego pobyty przypomniałam sobie tylko, że nie było jeszcze stołówki i trzeba było we własnym zakresie szykować jedzenie, na maszynkach elektrycznych, a naczynia trzeba było przywieźć ze sobą.
Osieczna, koło Leszna, leży nad  jeziorem, tato próbował tam łowić ryby (może nawet coś złowił), nad brzegami rosły wierzby i tato robił z tych gałązek wierzbowych piszczałki (zawsze robił takie piszczałki, gdy znalazł wierzbę, potem także swoim wnukom później, ja też się nauczyłam tej sztuki), a także "pierdę", z ustnikiem jak w oboju (takim instrumentem można  imitować ryk godowy jelenia).
I jeszcze pamiętam, że próbowano mnie tam nauczyć gry w kometkę. Nie wychodziło mi. Żadna lotka nie trafiała w moją rakietkę, żadnej nie potrafiłam odbić. Zniechęcona i rozżalona stwierdziłam, że nie tknę się tych rakietek "nigdy", nie będę się ośmieszać. Byłam niepomiernie zdziwiona, gdy mając 14 lat znów dałam się namówić na grę w kometkę i odbijanie lotki okazało się nad wyraz proste i bezproblemowe, wszystko odbierałam i odbijałam, z marszu. Tak to można się bawić! Wtedy, jako ośmiolatka byłam pewnie jeszcze nie dość skoordynowana.
Po II klasie znów byłam na wakacjach w Szczawie. Zbudowano szosę i autobus dojeżdżał już do samej wsi. Zbudowano też piękny drewniany kościół, bo wcześniej mieszkańcy Szczawy musieli iść pieszo do kościoła w Kamienicy około 4 kilometrów. Mieszkaliśmy u naszych dawnych gospodarzy, z którymi rodzice regularnie korespondowali. Dzięki tym kontaktom, które trwały do końca życia gospodarzy, już jako matka dzieciom, spędziłam z moją rodziną kolejne cudowne wakacje w Szczawie. A miejsce to do dziś jawi mi się, jako najpiękniejsze wspomnienie beztroskiego dzieciństwa.


Widok na Szczawę sprzed prawie 60 lat. W środku zdjęcia majaczy sylwetka nowego (wtedy ) kościółka (teraz obok drewnianego kościółka stoi betonowy moloch w "góralskim" stylu, mam nadzieję, że ten drewniany  nadal tam stoi, od 10 lat nie byłam w tamtych stronach).

Potem było jeszcze wiele wyjazdów rodzinnych, do końca szkoły średniej, na studiach jeździłam już na wyjazdy z rówieśnikami :), a potem ze swoją rodziną.
Wszystkie te wyjazdy pielęgnuję w pamięci i w chwilach takich, jak te obecne, koją i przywołują ciepło na sercu i uśmiech na twarzy.
 Bo podobno jedyne, co rodzice mogą  dać swoim dzieciom, to szczęśliwe dzieciństwo, posag i fundament na całe życie.

21 komentarzy:

  1. Haniu - po pierwsze to mam identyczny wazon. Odziedziczyłam po Mamie.
    Po drugie - śliczne miny masz na tych zdjęciach.
    Po trzecie - też beznadziejnie i na okrągło wspominam dzieciństwo...
    Po czwarte - też mi brak podroży - nawet tych najbliższych, bo przecież nawet do Łazienek Królewskich nie mogę pojechać bo zamknięte.
    Ani na działkę.
    Przytulmy się do siebie - dobrze???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Jadziu, przytulamy :)) Tyle nas łączy :)

      Usuń
  2. Haniu, jakie cudne wspomnienia, te z naszych dziecięcych lat i naszych dzieci, są najpiękniejsze :)))
    Byłaś uroczą dziewczynką, te warkoczyki masz cudne :))) Ale wyobrażam sobie, jak wyjątkowo się czułaś w swojej wymarzonej koronie :))
    Pozdrawiam ciepło, Agness<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warkocze miałam do 15 roku życia, a potem nie chciały być dłuższe, więc je ścięłam, pierwszy raz w życiu. Nie zdawałam sobie sprawy, że miałam wyjątkowe włosy (dociera to do mnie dopiero teraz, po tylu latach). Też Cię ciepło pozdrawiam !

      Usuń
  3. Wyjazdów zaliczyłaś sporo, od najmłodszych lat:-)
    Na pierwszym zdjęciu wyglądasz cudownie i te warkoczyki!
    Zdjęcie ze Szklarskiej pokazuje jak nieprawidłowe, choć eleganckie obuwie miały panie turystki.
    W podobnych domkach wśród lasów odpoczywało chyba pół Polski, tez takie pamiętam:-)
    Czas epidemii wyraźnie wpływa na nasze wspomnienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na te klapki na koturnach też zwróciłam uwagę. Ale wydaje mi się, że zawieziono nas autokarem w ładne miejsce widokowe i ustawiono do zdjęcia. Bo aparatu swojego nie miałyśmy. Pani Lonia po górach nie chodziła. Ja mam odpowiedni ekwipunek i trampki, bo bardzo chciałam być "turystką" :) Przypomniałam sobie teraz o wyprawie na Małą Kopę. Dopiszę to do wpisu.

      Usuń
  4. Wspomnienia są tym, czego nam nikt nie odbierze! :-)))
    Wspominamy więc ile sìę da!
    A Twoje linki- kapitalne!
    Macham wesoło!

    OdpowiedzUsuń
  5. Minki miało być!
    😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój tto miał aparat, taki na szklane klisze i robił dużo zdjęć, sam wywoływał. Mam bardzo dużo zdjęć z dzieciństwa (i dużo "odrzutów", upchanych w kartonach, które teraz odkrywam). Buziaki!

      Usuń
  6. Piękna wspomnienia. A pani Lonia taka wystrojona w tych górach:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bo pani Lonia po górach nie chodziła, do zdjęcia nas zawieźli gdzieś w ładną okolicę ;)(nie miałyśmy tam swojego aparatu, fotograf robił zdjęcia).

    OdpowiedzUsuń
  8. jako chłopskie dziecko wakacje spędzałam...mniejsza z tym. Ale był czas, że kilka miesięcy mieszkałam w Szklarskiej i miałam szczęście zwiedzać hutę szkła jako...asystentka inżyniera:)) Kawiarenki też znam:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz na pewno wyraźniejsze wspomnienia ze Szklarskiej niż ja. I znasz ją dobrze. Ja bardzo przelotnie ;)

      Usuń
  9. Haniu, cudne wspomnienia!!!
    Zainspirowałaś mnie. Kiedyś przygotuję moje wspomnienia z dzieciństwa.:)
    Nie otwiera mi się 3 zdjęcie, więc nie wiem, jak wygląda pani Lonia :(
    A Ty piękna w warkoczach. Też miałam, bardzo długaśne.
    Pozdrawiam Cię wiosennie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem, Basiu, co sie stało, ale gdy sprawdziłam możliwość przesłania powtórnie zdjęcia z archiwum bloga, to sie okazało, że nie mam dostępu (na blogu) do żadnego z poprzednich zdjęć!! Chociaż samo archiwum mogę sobie oglądać. Ja nic nie rozumiem, nie znam się. Na wszelki wypadek wstawiłam zdjęcie jeszcze raz, z komputera. Pokaż koniecznie swoje zdjęcie z dawnych lat !:) Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No teraz widzę panią Lonię. Laska nie powiem, że nie :)
      Ale Twoja mama jest także piękną kobietą, a Ty Haniu wyglądasz uroczo :)

      Usuń
  11. Witaj Haneczko
    Uroczą byłaś małą Hanią. I nadal jesteś, tylko już dorosłą. Spojrzenie i uśmiech wciąż to samo.
    Tak, teraz wspomnienia umożliwiają nam podróże. Piękne te Twoje ścieżki...
    Pozdrawiam wraz z budzącym się dniem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Wiosenko! jakoś muszę sobie "podróżować, siedząc w domu.
      To dla mnie jak żeglowanie dla żeglarzy :" navigare necesse est" :) Uściski dla Ciebie!

      Usuń
  12. Haniu ależ piękne wspomnienia a zdjęcia mają swój urok i widać Ciebie w tej małej uroczej dziewczynce:)) Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać? Ja już się nie poznaję ;) To było tak strasznie dawno temu...Ściskam Cię!

      Usuń
  13. Szczawa Razem10/10/2021

    Super blog, zdjęcie Szczawy ze Świstaka?

    OdpowiedzUsuń