poniedziałek, 17 lutego 2020

Dzień Kota

Nie spodziewałam się, że będę miała swój udział w Dniu Kota. Owszem, moje-niemoje koty ogrodowe pewnie przyjdą coś zjeść. Albo akurat nie (chociaż ostatnio regularnie odwiedza mnie koteczka tricolor i bardziej od jedzenia brakuje jej głaskania).
Ale pojechałam dziś na mój drugi ogród (ten po Rodzicach). Byłam w okolicy i spontanicznie zajechałam, żeby uciąć do wazonu trochę forsycji, przywołać wiosnę do domu.
Spotkałam sąsiada, pana Józefa, starszego już pana, który mieszka tam i opiekuje się psami i kotami innych sąsiadów, którzy całe dnie , do wieczora są poza domem.
I właśnie powiedział mi, że koteczka pana Doktora jest bardzo chora. Prawdopodobnie na nerki. Oj bieda. Zmartwiłam się. To takie wdzięczne stworzenie, sama łagodność i ufność. Zawsze gdy byłam na ogrodzie albo gdy tylko wpadałam na krótko - przychodziła do mnie i się łasiła. Tak sobie mnie wybrała do odwiedzin sąsiedzkich. Jeszcze niedawno, w grudniu (wtedy ją widziałam ostatnio) dobrze się miała. Futerko błyszczące i okrągła figura. Może była ciut za gruba, ale koty sterylizowane często tak mają.
A tu taka smutna wieść.
Kocieńka albo Szarunia (tak zawsze do niej mówiłam) nie miała łatwego startu. Chociaż start, to może akurat miała niezły. Urodziła się na pobliskich działkach pracowniczych w maju lub czerwcu, z mamy działkowej kotki, żyjącej na swobodzie, ale pod opieką ludzi. W lecie kociakami zajmowały się dzieci właścicieli działki, na której rezydowała działkowa kotka. Rozpieściły kotki, przyzwyczaiły do ludzi. Wtedy jeszcze Szarusi nie znaliśmy. Jakoś przetrwała zimę, też dzięki dobrym ludziom z okolicy. Latem zaczęła pojawiać się i na naszym ogrodzie. Oswojona, garnąca się do ludzi, do ich nóg i rąk. 
Mieliśmy wtedy na ogrodzie przez całe lato naszą koteczkę, zaborczą i egoistyczną. "Żadnych obcych kotów  w pobliżu mnie" demonstrowała nam nasza kicia. Dopiero, gdy zabieraliśmy naszą kotkę na zimę do bloku, to Szarusia mogła spokojnie przychodzić i się łasić, i karmić.
W takim właśnie czasie nasz najbliższy sąsiad, pan Doktor (lekarz na emeryturze) zaopiekował się Kocieńką, wziął ją do domu, ujęty jej niezwykle łagodnym usposobieniem. Miała dobrze, zaczipowana, mogła sobie wychodzić z domu do ogrodu i z powrotem, bez przeszkód, jednocześnie mając w bród jedzenia i pieszczot. Żyła tak szczęśliwie kilka lat (10 na pewno).
Niestety, mimo, że ''tego nie robi się kotu", pan Doktor zmarł w połowie zeszłego roku.
Koteczka, na szczęście nie została sama. Obok mieszka córka pana Doktora i ona przejęła opiekę nad kotką. Ale cóż, pani pracuje od rana do wieczora i kotka czuła się samotna. Nie opuściła żadnej okazji, żeby się ze mną spotkać, gdy tylko usłyszała mnie w pobliżu. Myślałam, że to niekoniecznie chodzi o mnie, ale o każdą osobę, która zechce ją pogłaskać.
A jednak...chyba  to mnie wybrała.

Dziś  szykowałam się do wyjazdu, po dość krótkim pobycie. Nie liczyłam, że jeszcze zobaczę Kocieńkę. Przecież chora siedzi w domu, zbyt chora żeby wychodzić. Tak myślałam.
A tu idąc już do furtki zobaczyłam ją, truchtającą do mnie! Ocieranki o nogi, przytulanki, wyprężony ogon, no po prostu spotkanie "po latach". Głaskałam ją delikatnie, jej futerko, zawsze dość sztywne, teraz zrobiło się jedwabiste. I koteczki też zrobiło się znacznie mniej. Futerka nadal dużo, ale gdy ją podniosłam, żeby przytulić, to była lekka, zbyt lekka, jak na nią.
Już się z nią żegnałam, zostawiając w moim ogrodzie i zastanawiając się, czy poradzi sobie z wysoką furtką, czy jednak nie wynieść jej na ścieżkę. W tym momencie podszedł do mnie pan Józef (z jednym z psów, z którym był na spacerze) i pokazałam mu Kocieńkę siedzącą w ogrodzie. Zaraz ją wziął na ręce i zabrał do jej domu, nakarmić.
Bardzo się zdziwił i jednocześnie ucieszył. Bo, nie wiedziałby gdzie szukać kotki, którą karmi pipetką , zanim wieczorem wróci jej pani, no i dlatego, że koteczka wyszła na dwór z własnej woli  pierwszy raz od czasu choroby (zaczipowana, więc może wyjść kiedy chce, ale do tej pory nie wyszła). Czy zrobiła to, ze względu na mnie? Żeby się ze mną przywitać? Czy też ze mną pożegnać?
Było to dla mnie bardzo wzruszające spotkanie. W sam raz na Dzień Kota.


20 komentarzy:

  1. HANIU ,jesteś o wielkim sercu♥I kot to czuje.Nie możemy być obojętni na zwierzaczki,na ich potrzeby i choroby.Dobrze ,że kicia znalazła się w odpowiednim miejscu ..Pozdrawiam Haniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje Danusiu! Ja kocham wszystkie koty, pewnie one to faktycznie czują :) Wszystkie zwierzaki są mi bliskie. Ściskam Cię! :)

      Usuń
  2. Koty są wyjątkowe.
    Jakby mi kto pokazał to zdjęcie to uparlabym się, że to mój Lucek sfotografowany wczoraj. Nie dość, że identyczny to i ogon nosi tak samo. Po powrocie do domu wypuscilam go na chwilę i wrócił ze zranionym ogonem i tak samo go trzyma. Coś go ugryzło, albo pies albo inny kot. Dziś ma zakaz wychodzenia z domu, kuruje się w piernatach:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Koteczka też ma brak sierści u nasady ogona, ale być może weterynarz to zrobił i jakąś punkcje przeprowadził? gdybym była młodsza, wzięłabym kota do domu. Ale nie chcę brać odpowiedzialności za kolejnego kotka (szczególnie, że Mój nie chce kotów w domu, w ogrodzie, jak najbardziej). Więc karmię i głaszczę te koty, które tego chcą. Na dworze.

    OdpowiedzUsuń
  4. To faktycznie dziwny traf, miejmy nadzieję, że to wyjście Tobie na spotkanie wróży poprawę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak też sądzi pan Józef, że kotce już lepiej. Oby. Ale chore nerki u kota, to bardzo poważna sprawa...

      Usuń
  5. Kotka moje córki była bardzo chora, jakies nowotworowe sprawy. I stał się cud, albo po prostu dobry weterynarz - może nie ozdrowiała całkowicie, ale na razie wszystko ok. Może więc i ta kotka poczuła sie lepiej i Tobie pierwszej to przekazała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo by mnie to ucieszyło. Wiem, że ma dobrą opiekę i jest kochana przez opiekunkę. Ale ma też już trochę lat. No, zobaczymy. Byle do wiosny...:)

      Usuń
  6. Będzie dobrze. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby, Krysiu! Dziękuję i pozdrawiam również!

      Usuń
  7. Kotki czują Twoja wrażliwość:))) Serdecznie pozdrawiam Haniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z telefonu? Nie wiem, co się dzieje, jesteś kolejną osobą, która ma problem z komentowaniem, a w swoich ustawieniach nie mam żadnych blokad. No i masz blogspota.
      Dziękuję, lubię przyciągać koty do siebie ;) Zawsze mam dla nich dobre słowo, spokojne ruchy, może to je przekonuje. Dla mnie wszystkie koty są wyjątkowe. Usciski!

      Usuń
  8. Też dzisiaj nie mogłam się zalogować z laptopa, i gadało mi ze to nie moj komp!!! Żadało założenia nowego konta. Z komórki komentować mogłam bez kłopotu!
    Głaski dla koteczki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś gdzieś szwankuje, ale ja ciemna masa jestem, nie nie wiem. Dobrze, ze z komórki mogłaś :) Uściski!
      P.s
      A co z tą kotką, to nie będę wiedzieć, dopóki nie pojadę na drugi ogród. Może za 2 tygodnie? Bo na razie nie mam poco. Pa.

      Usuń
  9. Wzruszająca opowieść. Dobrze, że Córka doktora przejęła opiekę nad zwierzakiem, a sąsiedzi pomagają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Córka sąsiada została sama z kotką. Bardzo przezywa chorobę koteczki. Dopiero za 2 tygodnie dowiem się, co słychać w sprawie kotki. Sąsiedzi tam są mili ( wszyscy już staruszkowie), pomagają sobie wzajemnie.

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  11. Moje serce skradły psy, ale i kotka kiedyś miałam. To arcyciekawe stworzenia, które bardzo często manifestują swoją odrębność :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie koty, to niezwykłe stworzenia, magiczne. A psy bardzo lubię, są takie otwarte, nieskomplikowane, dają się lubić. A koty są piękne, wszystkie :)

      Usuń
  12. Jesteś prawdziwą kocią mamą o wielkim serduchu.:)

    OdpowiedzUsuń