Jako rusycystka często bywałam w ZSRR, a potem w Rosji i na Ukrainie. Pierwszy raz byłam w tamtych stronach, gdy miałam 15 lat (wtedy nie miałam jeszcze pomysłu na przyszłość). W tamtym wielkim kraju przemysł spożywczy był scentralizowany, całkiem, jak przemysł np. metalurgiczny. Największe i cieszące się sławą fabryki cukiernicze działały w Moskwie. I cukierki z kilku moskiewskich fabryk płynęły szeroka falą na cały wielki kraj. Te same cukierki jadło się w Moskwie, Kijowie, Taszkiencie czy Irkucku (sprawdziłam). Po rozpadzie ZSRR fabryki w Moskwie prawdopodobnie sprywatyzowano ( pewna nie jestem), ale przywiązanie do marki i do konkretnych cukierków pozostało, na dużym terenie byłego "Sojuza". Dawno nie byłam w Rosji i na Ukrainie (z 17 lat), ale w odrębnych już wtedy państwach nadal można było kupić tamte radzieckie cukierki (wybaczcie, dla mnie zawsze będzie istniał przymiotnik "radziecki", "sowiecki" brzmi dla mnie pejoratywnie): Мишка на Севере, Мишка Косолапый, Алёнка, Осенний Вальс, Труфели, Белки (czyli Mis na Północy, Miś Krzywołapy, Alionka, Jesienny Walc, Trufle, Wiewiórki). W każdym kraju wyroby cukiernicze mają swój odrębny smak ( i najsmaczniejsze sa oczywiście w Polsce;) ), te naszych wschodnich sasiadów tez miały swój smak, a w latach osiemdziesiątych XX w. były szczególnie cenne, bo były z czekoladą, a nie z wyrobem czekoladopodobnym (czy tylko ja mam taka dobrą pamięć?). Przywoziłam więc moim małym synkom 'ruskie' cukierki i czekolady z praktyk i wycieczek ( byli też na wakacjach na Ukrainie). Potem przez wiele lat zapomniało się o "tamtej" stronie i o wszystkim, co tam powstaje. Jakieś 7 lat temu, będąc w Bornem - Sulinowie, w rosyjskim sklepie znów zobaczyłam wyroby spożywcze z etykietami po rosyjsku: cukierki, konserwy, sery, nabiał... Nakupiłam dobra wszelkiego (m.in. ikrę z bakłażana, ktoś zna?), moi dorośli chłopacy przypomnieli sobie dzieciństwo i wyjazd do Odessy. Potem jeszcze w Niemczech i Hiszpanii kupowałam rosyjskie (ukraińskie?) produkty w "ruskich" sklepach. Szczególnie chętnie kupowałam chałwę słonecznikową, bo u nas tylko sporadycznie, na kiermaszach przedświątecznych można było kupić taka chałwę. Syn jest uczulony na sezam, a tę chałwę lubi. Jeśli zna się jej smak od dzieciństwa, to jest równie smaczna, jak ta sezamowa. Dla mnie może nawet smaczniejsza, nie ma w niej żadnej goryczki (która bywa w sezamie źle uprażonym).
W naszym Mieście nie było do tej pory sklepu ze spożywczymi wyrobami "wschodnimi". Gdy syn dał mi znać, że właśnie otwarto delikatesy "Ukrainoczka" koniecznie chciałam tam zrobic zakupy.
I w końcu wczoraj tam dotarłam. Oprócz produktów z Ukrainy sa tam też produkty z Rosji, Białorusi, Gruzji, Łotwy i innych państw byłego ZSRR. Duży wyrób.
Oczywiście nie mogłam przejść obojetnie obok cukierków z dawnych lat :)
Są tu, na ukraińskim talerzu, Misie Krzywołape i Wiewiórki (z Białorusi i nazywają się Grylaż), te w złotku to "Jesienny Walc", w dawnych czasach bardzo smaczne, jak belgijskie trufle, a teraz poza nazwą nie mają z tamtymi cukierkami wiele wspólnego, mimo, że produkuje je, jak 40 lat temu, moskiewska fabryka "Rot-Front". Te największe cukierki są dla mnie nowe (żadnych wspomnień) Tylko nazwa przyciąga. To "Kuraga" z orzechami włoskimi. Kuraga, to osobne słowo na suszone morele. A "orzechy włoskie", to też ciekawe zjawisko dla językoznawcy. Na ile nasza nazwa "włoskie' jest włoska? Po ukraińsku są to orzechy "wołoskie", a dla Rosjan to orzechy "greckie", ale nie dokładnie. Bo to są
грецкие орехи, greckie, a przymiotnik "grecki"- pochodzący z Grecji, to "греческий" czyli "grieczeskij", a w tłumaczeniu polskim i tak grecki. Fakt, ojczyzną tych orzechów jest południowa Europa, ale ciekawie się te nazwy ukształtowały u naszych braci Słowian. :)
Kupiłam też kultową konserwę czasów PRL. To, jak widać wątroba dorsza w sosie własnym i oleju.
Napis po rosyjsku, bo to tez kultowa konserwa czasów ZSRR. Ale ta puszka to akurat pewne kuriozum. Napis główny po rosyjsku, poniżej - po niemiecku. Puszka została wyprodukowana w Wielkiej Brytanii, a dorsz pochodzi z Islandii! Można wykombinować coś jeszcze?
Złapałam jeszcze "ruskij kwas", chociaż dopiero teraz przeczytałam, że to "erzac", do tego podróba niemiecka (ukłon w stronę emigrantów z byłego ZSRR, których w Niemczech zatrzęsienie). I raczej podpiwek, niż kwas (zawiera ekstrakt słodu jęczmiennego). Nie dość, że nie ma z fermentowaną mąką żytnią nic wspólnego, to jeszcze wyprodukowano go w Niemczech. No, tak, trzeba było założyć okulary, żeby doczytać drobny druk. Dałam się nabrać, moja strata.
Ale reszta mnie cieszy i niech tak zostanie.
p.s.
Obrus też jest z "tamtych" stron, ale na pewno z krajów nadbałtyckich (chyba Estonia, ale może Litwa?).
W Rosji nie bywalam, ale na Ukrainie i owszem. Nadal smakuja mi ukrainskie cukierki. U nas w okolicy sa latwodostepne u ukrainskich handlarzy na targowiskach, biegnie tedy droga ich przejazdu do wiekszych miast polskich.
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś wieloletnia korespondencyjna koleżankę z Archangielska, gdy ja zaprosiłam do Polski, niesamowicie zachwycala się - wszystkim;) a znajomosc jezyka nadal mi zostala:)
Fajne masz wspomnienia:)
No bo u nas wszystko smaczne, no i dziewczyna przyjechała na Zachód, to się "zachłysnęła", jak nasi w PRL, gdy na "zgniły" Zachód trafili ;)
UsuńW podstawówce korespondowałam z pewna Rosjanką, przysłała mi różne gadżety i czekoladę, ale nie byłam nią zachwycona, może dlatego, że ja w ogóle za czekoladą nie przepadałam jako dziecko...
OdpowiedzUsuńKwas chlebowy widuję na festynach, ale nie wiem czy to prawdziwy czy erzac?
A cukierki dobre są?
Cukierki popsuły się. Te Miśki są nadal smaczne, ale na obecne czasy dość zwyczajne, takie Michałki bez orzechów, za to w wafelku, oblane czekoladą. Natomiast ta Kuraga, morela z orzechami oblana grubą warstwą czekolady deserowej - bardzo smaczna, taka wykwintniejsza wersja naszej Śliwki w czekoladzie :) Te Orzechowe też smaczne, dużo orzechów, ale dość gorzka czekolada, wnukom nie smakuje ;) Najlepszy kwas chlebowy piłam z browaru (w Polsce). Zanim kupię u nas kwas, czytam dokładnie skład. Czasem to woda z barwnikami, sztucznym smakiem i dwutlenkiem węgla, sztucznota. A przodują w produkcji takiej małe wytwórnie na Podlasiu, niestety. Najlepszy kwas, w ogóle, był z cystern, w Rosji (a raczej ZSRR), ze szklanką płukaną, jak u nas do wody z saturatora :) To był prawdziwy kwas! :)
UsuńAleż masz pamięć smaków!
OdpowiedzUsuńZ dawnych, to tylko prawdziwe grylażowe cukierki pamietam, no i kukułki! Takich już teraz nie ma!
Bo ja znany łasuch jestem ;) Mówisz, że Kukułki Wawela już nie te? Gdy byłam dzieckiem nie lubiłam kukułek, za ostre mi były. Teraz czasem kupię, ale nie mam właściwie porównania.
UsuńNiedawno dostałam bombonierkę ukraińską. Cieszyłam się, że popróbuję nowych smaków. Niestety okazała się marnej jakości wyrobem czekoladowopodobnym :(
OdpowiedzUsuńJa tez dostałam od ukraińskiej przyjaciółki bombonierkę, niedawno. Ta akurat była zupełnie "europejska", czekoladki świeże, smaczne i elegancko zapakowane. Widocznie wszystko, jak zawsze, zależy od ceny. Potrafią tam zrobić smacznie i na poziomie, szkoda, że Ci się nie poszczęściło.
UsuńPrzeczytalam Twoj wpis z ciekawoscia. ZSRR oczywiscie pamietam, ale cukierkow nie jadlam. Bardzo lubie rosyjska kuchnie. Od lat mieszkam teraz w UK, musze sie rozejrzec za rosyjskimi sklepami.
OdpowiedzUsuńW UK na pewno znajdziesz rosyjski sklep.Rosjanie są wszędzie i są przywiązani do swoich produktów (z reszta tak, jak Polacy zagranicą):)
UsuńBardzo ciekawe wspomnienia :)
OdpowiedzUsuńSłodyczy, a konkretnie cukierków nie lubię, więc nie znam nawet polskich smaków oprócz ptasiego mleczka...
W podstawówce też korespondowałam z młodzieżą z ZSRR. Takie to były czasy... Ja wysyłałam książki, słodycze, korale etc.
A dziewczyny posyłały mi pocztówki z Leninem, czasem cukierki, które oddawałam bratu.:)
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Chętnie nie lubiłabym cukierków. To zdrowe:) Ja jestem łasuchem, lubię zwłaszcza słodkie wypieki, cukierki jadam rzadko, a czekoladę sporadycznie, gdy ktoś mnie poczęstuje. A ja nigdy nie korespondowałam z nieznanymi osobiście ludźmi z ZSRR w czasach podstawówki i liceum. Wtedy byłam dość kiepska z rosyjskiego ;)Dopiero później się rozwinęłam :) Serdeczności dla Ciebie!
OdpowiedzUsuńNa początku lat 90-tych XX wieku Rosjanie przyjeżdżali na handel i przywozili nie tylko cukierki, o których opowiadasz, ale także "tuszonkę"(konserwy ze zdjęcia nie znam). Uwielbiałam rosyjskie słodycze, nawet chałwę, choć w dzieciństwie za nią nie przepadałam, w odróżnieniu od mojej siostry, wielkiej amatorki tego specjału. Ja wolałam blok kakaowy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAch, blok...Ja też bardzo lubiłam, zwłaszcza waniliowy akurat :) A produktów spożywczych na naszych bazarkach zwanych w Poznaniu targami (mamy kilka dzielnicowych targów)albo nie widziałam, albo nie było, ja nie pamiętam. Wiem, że wtedy nie kupowałam. Pozdrawiam!
UsuńTeż się ucieszyłam z tej poznańskiej "Ukrainoczki", ale jeszcze nie dotarłam, bo ona jednak trochę na"zadupiu". Będę uważnie czytać, co kupuję ( w końcu też jestem po rusycystyce na UAM, więc cyrylica mi niestraszna!)
OdpowiedzUsuńWitam koleżanką, ja też po UAM.
UsuńA to "zadupie", to teraz prawie centrum, blisko "Posnanii", chociaż trafić trudno, bo sam sklep jest w przyziemiu bloku na strzeżonym osiedlu. Kuraga z orzechami bardzo smaczna, najsmaczniejsza! Polecam :)
O! a ja patrzyłam na mapę i wydawało mi się jakoś strasznie daleko! ale znajdę! ( ja absolutorium 1979)
UsuńA ja 1977, tośmy się na korytarzu w Novum mijały ;)Zwłaszcza, że zaraz potem tam pracowałam, w instytucie ;)
UsuńO! na pewno!
UsuńJa się szwendałam po parterze w Novum od 1977. Pamiętacie tego pana, który miał tam stoisko z książkami?
UsuńPrzez całe zycży starannie unikałam wyjazdu do ZSRR, więc zupełnie nie znam tamtejszych słodyczy i innych produktów, natomiast z naszej Ukrainoczki wygonił mnie paskudny zapach suszonej ryby! Nawet nie zdążyłam zerknąć, co mają na półkach, bo zabili mnievtą rybą.
A wiesz, tu też na wejście zapach był, powiedzmy, szczególny. Ale trochę trudu kosztowało mnie znalezienie tego sklepu i byłam zdecydowana kupić M. chałwę, więc zignorowałam zapach. Za chwilę już go nie czułam. Pamiętam Maseczko, jak mnie zaskoczyłaś (mile)pamiętając i opisując mnie z tamtych lat :) I pozdrawiam Cię serdecznie!
UsuńPamiętamy Pana z Novum:) A do Ukrainoczki zajrzę po sajrę:) uwielbiam tę rybę:
UsuńPamiętam, Haneczko!
UsuńŚciskam Cię mocno!🌷
Mieszkam przy samej granicy, więc tego typu łakocie są u nas bardzo popularne. Niektóre są naprawdę bardzo smaczne :D Uwielbiam takie landrynki owocowe, z musującym proszkiem w środku... śmiesznie szczypią w język :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Agness:)
Coś kojarzę z takimi cukierkami. U nas chyba też takie szczypiące cukierki chyba były. Landrynek już nie jadam. Z tych kupionych przeze mnie cukierków najsmaczniejsza dla mnie jest Kuraga, na pewno po nią jeszcze wrócę (chociaż ceny są wysokie, ale spróbować musiałam). Również pozdrawiam !
UsuńKiedyś jadłam podobne ,jak byłam młoda to na 22 -go lipca do Włodawy przyjeżdżali z Ukrainy ,Białorusina jeden dzień. To było wielkie święto,festyn i na targowisku ruskie rozkładali swoje produkty na handel.I własnie wtedy kupowaliśmy słodycze bo były tanie..☺No to sobie teraz podjadasz?☺☺Serdeczności.
OdpowiedzUsuńA teraz te słodycze są prawie w szwedzkich cenach (chociaż szwedzkich cen chyba mało co przebije). Kupiłam na spróbowanie po kilka sztuk różnych rodzajów i już wiem, których nie kupię więcej(bo nie smakowały). Ciekawie żyło się przy granicy ;) Nie znam takich klimatów. Uściski dla Was!
UsuńNie znam niczego, podejrzewam, że nie moje lata.
OdpowiedzUsuńNiewiele tracisz, nasze lepsze, tamte po protu inne, no i budzą wspomnienia. Te cukierki nadal produkują i sprzedają na wschód od Polski ;) A w Polsce nigdy ich w sklepach nie było. Podobno przywożono je na bazarki w latach 90-tych, ale ja ich nie widziałam wtedy.
Usuń