piątek, 4 października 2019

Pożytki z deszczu

Deszczu nie lubię (suszy też nie lubię). Ale nic nie mogę poradzić ani na suszę, ani na deszcz.
Pomyślałam sobie, że jak wyjadę z domu, to może ucieknę od deszczu? Ale gdzie tam! Z deszczu pod rynnę. Bo nie wyjechałam daleko, nie do ciepłych krajów tylko do innego województwa i to jeszcze na północ od domu. 4 dni deszczu, to mogłoby zdołować najbardziej optymistyczną osobę.  A ja jestem sceptyczką. Ale co zrobić.
Ten hotel zamówiłam jeszcze w czasie suszy. Zwykle początkiem października bywało u nas Babie Lato. Ale nie w tym roku. Raczej listopadowo się zrobiło. Trudno. Miałam ciekawą książkę, w hotelu było ciepło, jedzenie było rewelacyjne, a pani masażystka w gabinecie SPA - profesjonalna. Tyle mi wystarczyło do relaksu.
Dla chcących - bilard, kręgle (za opłatą), ping-pong, piłkarzyki, basen. Mój skorzystał, ja tym razem nie. Ale nie musiałam się martwić o "byt", miałam cały ten czas do swojej dyspozycji, nie narzekam.


To nie noc, to dopiero 18.00 w deszczu.

 Raz, tylko raz, wychynęłam z ciepłego wnętrza na krótki spacer nad pobliskie jezioro, żeby zobaczyć zmagania Mojego z naturą. Deszcz przestał padać, tylko mżyło ;) Powietrze świeże, ale pachniało ciągle deszczem i jesienią.


Jednak z ryb (hobby Mojego) nic nie wyszło. Gdy tylko przestało lać szedł łowić. I nic, ryby spały chyba. Był zawiedziony.
Na basen nie miałam ochoty, za dużo tej zimnej wody wokół.
A jakuzzi akurat było w konserwacji.
Hotel w ramach rekompensaty za brak urządzenia zafundował gościom poczęstunek.
W pubie, o pretensjonalnej (bo nie po polsku) nazwie Hunter Pub z równie pretensjonalnym wystrojem, w piwnicy (to nie ja tam chciałam iść) dostaliśmy herbatę z konfiturą i jabłecznik.


Ze względu na aurę wolałabym chyba jacuzzi (żeby się wygrzać), bo ten jabłecznik był jedynie poprawny, a konfiturę z czarnej porzeczki robię lepszą (ale marudzę, to chyba przez ten deszcz).
I marudziłabym może więcej, gdyby nie spotkanie z dawno niewidzianą blogową znajomą.
A znamy się już 14 lat! Tyle lat już piszę blogi (nie z mojej winy musiałam 2 razy zmienić adres).
Było serdecznie miło i oczywiście za krótko! A łaskawy deszcz przestał po południu padać.


Poszłyśmy na spacer nad jezioro, cisza i spokój. Mój wędkarz oczywiście poszedł wędkować, a jednak jezioro Charzykowskie okazało się być równie uśpione, jak poprzednie jezioro Szczytno. Mój  był rozczarowany - ani brania.
A jakie pożytki z deszczu?  Grzyby! Bez deszczu nie rosną.
W zeszłym roku podobno  w październiku pojawiły się grzyby, nie widziałam, nie byłam na grzybach. Już 2 lata nie miałam przyjemności w rwaniu grzybów, gdy trafiłam do lasu, to nachodziłam się i wróciłam do domu z mizerną garstką grzybków.
Teraz, wracając od znajomej do domu przystanęliśmy w jednej z leśnych dróg, całkiem blisko szosy. Było mokro po deszczu, ale nie padało, zbliżał się zmierzch. W ostatnim dziennym świetle znaleźliśmy przez niecałe pół godziny mnóstwo podgrzybków, dosłownie trzeba było uważać, gdzie się nogę stawia, żeby nie rozdeptać grzyba. Co to była za przyjemność! I nie szkodzi, że same podgrzybki. Były świeże, zdrowe, zgrabne, dużo małych, do octu :)


Nie mogłam się oprzeć, musiałam zrobić zdjęcie jeszcze w czasie zbierania. Na koniec z kosza się już "wylewało".
 No fajnie. Zbiera się przyjemnie, ale trzeba te grzyby jeszcze oprawić, zagospodarować i to jak najszybciej.
Wróciliśmy już w nocy i na drugi dzień pracowałam z grzybami: na obiad, z masełkiem i śmietanką,  w ocet, na susz, ładne zgrabne dla syna, ok kilograma, resztę pokroiłam, obgotowałam i część zostawiłam na dzisiejszą zupę, część zamroziłam.


 Uff, przeszło 4 godziny zajęły mi te prace (w sumie). Chyba już nie chcę w tym roku iść na grzyby. No chyba, żeby ktoś zapewnił mnie, że znajdę prawdziwki, wtedy tak, z chęcią. I że będzie piękna słoneczna ciepła pogoda . Ale nie znamy prawdziwkowych miejsc, więc kto wie, czy jeszcze się zdecyduję na kolejne grzybobranie. Życzę Wam i sobie  jeszcze pięknej ciepłej Złotej Jesieni!

14 komentarzy:

  1. Haniu, na pogodę narzekałam kiedyś, teraz jestem na etapie, że cieszy mnie czas wolny od pracy, a dzięki opadom grzyby rosną.
    W Bory Tucholskie jeździłam kiedyś z rodzicami, miło wspominam, a grzybów tam było zawsze zatrzęsienie.
    Miłe spotkanie to nawiązka za braki hotelowe:-)
    Pozdrawiam Cię serdecznie,a mężowi życzę udanego wędkowania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ten las przy drodze nie wyglądał na Bory Tucholskie, ale zapewne był już ich częścią ;) Mają być przymrozki (u nas ponoć już dziś), grzyby tego nie lubią, mogą zniknąć. A z rybami, to już chyba koniec na ten rok. Tak szybko ten czas ucieka... Uściski dla Ciebie!

      Usuń
  2. Haniu - ja nie umiem zbierać grzybów.... no ale jak w tym roku jest ich tak dużo to może w końcu coś bym znalazła???
    Czekam na Twój przyjazd do Warszawy.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama się przekonałam, że grzyby są i to dużo :) Mam nadzieję, że przyjadę 14.10. :) Ściskam :)

      Usuń
  3. Witaj już październikowo
    Tak, Pani Jesień zadomowiła się u nas na dobre. A jednym z darów, które nam przynosi są grzybu. Szkoda, że nie wysiadłam wczoraj z pociągu i... :)
    Dni teraz stają się coraz krótsze. Czy także u Ciebie słońce po intensywnym lecie nie ma już siły świecić?
    Także i ja spowolniałam. A wystarczy mały promyk słońca w kolorowych liściach i już chciałoby się spacerować.
    Pozdrawiam wszystkimi kolorami października

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś choć zimno (był przymrozek!), ale świeci słonko :) I jeszcze grzeje. Próbuję wysuszyć pranie na dworze, zobaczymy, czy choć podeschnie? Dziś liście jeszcze czerwone i złote na drzewach, ale po przymrozkach opadną, za wcześnie... Ale co poradzić? Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  4. Jacuzzi to dobry pomysł na wygrzanie się w czasie zimnej jesieni i zimy. właśnie wtedy najczęściej chodzę, szkoda, ze Cię to ominęło. Teraz czas poszukać basenu z jacuzzi i odrobić stratę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba pójdę na termy Maltańskie w Poznaniu. Ciepło i do tego woda mineralna w jednym z basenów (naturalna z odwiertu, jeszcze ją muszą schładzać). A w taką listopadową pogodę, to sie nawet z domu nie chce wyjść.

      Usuń
  5. Och jak ja bym chciała trochę tego deszczu. U mnie wciąż jak na lekarstwo. Wszędzie w kraju kosze urywają się od grzybów, a u mnie nic :( Dziś miałam pojechać do lasu na rekonesans, ale było tak zimno ( 3* rano) że zrezygnowałam. Twoje zbory przecudne i niezwykle imponujące. Tyle dobra w tak krótkim czasie :))
    Pozdrawiam ciepło, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przedwczoraj, już po przymrozkach, znalazłam na drugim ogrodzie 15 maślaków! I oczywiście zrobiłam zaraz na obiad z masłem i śmietanką :) A potem wracając przez lasek do domu chciałam sprawdzić, czy są grzyby (tam nigdy jadalnych nie spotkałam). Rewelacji nie było, ale 2 podgrzybki znalazłam, przy samej ścieżce. Jeszcze pójdę na grzyby. Ma być cieplej:)
      Serdeczności przesyłam!

      Usuń
  6. Przynajmniej kosz grzybów jest:) Taka już ta jesień jest.. Trzeba ją jakoś przetrwać.. Serdecznie pozdrawiam Haniu:))

    OdpowiedzUsuń
  7. A po wysuszeniu widzę, że spokojnie mogę znów iść na grzyby ;) Została garść zaledwie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Imponujący kosz grzybów. My też mamy już sporo zapasów. M. był kilka razy i zawsze z powodzeniem.
    Jesień piękna. Niestety powaliła mnie choroba i to na dłużej. Nie mogę czerpać z uroków złotej aury.:(
    Trochę mi smutno.
    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście przykre z chorobą. Bo na dworze w południe letnie temperatury, wręcz gorąco i słońce stale grzeje. Może chociaż malutki spacer jutro, pojutrze, nawet w czwartek? Zapowiadają nadal ładne słoneczne pogody? Bo to już chyba ostatnie takie piękne dni w tym roku. Dużo zdrowia dla Ciebie i pozdrawiam ciepło!

      Usuń