Moja mama powiedziałaby, że "ujeżdżam", na miejscu usiedzieć nie mogę. No wreszcie ze spokojnym sumieniem. Dopóki koteczka żyła, to siedziałam na miejscu, codziennie dawałam zastrzyki i chuchałam i dmuchałam. A gdy zechciało mi sie wyskoczyć do Hiszpanii, to wiedziałam, że syn będzie miał codzienny obowiązek dojeżdżania na moją wieś i dawania kotu zastrzyku .
Teraz się "rozjeżdżam".
Najpierw wyskoczyliśmy z wnukami na żagle na jezioro Powidzkie, chciałam zrobić dużo zdjęć na jeziorze. Ale jak to bywa z "martwymi przedmiotami", akurat wtedy akumulatorek aparatu się wyczerpał. Raptem zrobiłam 2 zdjęcia (telefon został na brzegu, żeby go czasem nie zamoczyć, czy nie zgubić).
Wnukom się bardzo podobało (potem jeszcze łowili ryby z dziadkiem ), mnie mniej - wróciłam do domu z bólem głowy (a mnie głowa boli bardzo rzadko).
Po dwóch dniach już jechałam z Moim na 4 dni "w Polskę", a konkretnie w Kujawsko-Pomorskie. Chcąc nie chcąc zrobię temu miejscu darmową reklamę, bo hotel nazywa się od miejsca.
To plan hotelu z przyległościami. Ciche spokojne miejsce. I mimo, że było tam dużo dzieci, to było je widać tylko podczas posiłków. I na rozległym placu zabaw (dzieci małe, więc zawsze pod opieką kogoś dorosłego).
W skład tego kompleksu wypoczynkowego wchodził zbudowany w 2014 roku hotel ze SPA i Wellness (otwarte w 2017 r), z restauracją (ceny na poziomie 5*, nie korzystałam z karty, bo mieliśmy wyżywienie w cenie pakietu, a to co mieliśmy do wyboru było bardzo smaczne i dowolnej ilości - bufet), sale konferencyjne, pałac (prywatne mieszkanie właścicieli), wystawa edukacyjno- przyrodnicza, która właśnie uzyskała status muzeum przyrodniczo- etnograficznego, zabytkowy park, jezioro, plac zabaw i wystawa starych maszyn rolniczych. Jest też restauracja z daniami regionalnymi "Spiżarnia", otwierana w weekendy. Uff...
To pałac, odbudowany z pieczołowitością (ale, żeby aż pałac, prędzej pałacyk, bo nie jest duży).
A to widok od strony parku.
A to sam park, z pomnikami przyrody - po prawej zabytkowy dąb.
Niewielkie jezioro, ale ryby brały (2 szczupaki, 4 okonie zabrane do domu, wcześniejsze wypuszczone na wolność). Kajakiem przepłynęliśmy w tę i z powrotem całe jeziorko w 40 minut.
Grążele , chociaż takie kwiatki ;)
A tu zabytkowe traktory, najstarsza lokomobila parowa z 1912 roku. A są tu też Hanomag, Buldog, kilka Zetorów i sporo Ursusów, sprzed co najmniej 50 lat.
Jeszcze słowo o Muzeum Przyrodniczym - Wystawie. To zaaranżowana z dbałością o realia wystawa trofeów myśliwskich właściciela, w czterech salach zwierzęta z 4 kontynentów (poza Ameryką Południową i Australią), który postanowił podzielić się z innymi swoimi zdobyczami. W dobie internetu i ogrodów zoologicznych takie wypchane zwierzęta mogą wydawać się anachroniczne, czy wręcz w złym guście. Nie jestem zwolenniczką takich ekspozycji. Ale jeśli już zwierzęta zostały ustrzelone, to niech służą celom dydaktycznym. W internecie możemy obejrzeć zwierzęta w szczegółach, ale czasem gubią się proporcje. W Zoo zwierzaki często są w pewnej odległości od nas, a tu można stanąć obok łosia kamczackiego, z ogromnym porożem ważącym kilkadziesiąt kilogramów albo porównać swój wzrost z największym niedźwiedziem - polarnym czy słoniem i spokornieć. Bo człowiek jest przy nich maluśki. Wszystko na wystawie ma nas przybliżyć do środowiska pokazywanych zwierząt. A gdy do tego dodać dźwięki wydawane przez zwierzęta i na przykład drżenie podłogi, gdy galopuje stado słoni, to robi to wrażenie.
Mieliśmy w pakiecie śniadania i obiadokolacje, dostęp do strefy wellness (niestety brak basenu, a z saun nie korzystamy), wstęp na wystawę czyli do muzeum i sprzęt wodny (kajaki, rowery wodne) do dyspozycji. A za niewielką opłatą Mój mógł wędkować z łodzi, ile da radę. I wędkował :)
A ja za (o wiele większą) opłatą skorzystałam ze SPA i poczułam się zrelaksowana i zadbana ;)
Oczywiście nie siedzieliśmy w jednym miejscu. Gdy już dotarłam w tamte okolice, to chciałam zobaczyć Grudziądz, o którym słyszałam dużo dobrego ( w dawnych czasach od moich studentów, gdy opowiadali po rosyjsku o swoich miastach).
Byłam już prawie we wszystkich dawnych miastach wojewódzkich (gdy było ich 49) (nie byłam w Tarnobrzegu i Skierniewicach) i choć mniejsze miasta bywały tymi wojewódzkimi, Grudziądz nie był nim nigdy i nie był tez na trasie naszych wyjazdów, więc nie było okazji zobaczyć go wcześniej. A to ciekawe miasto. W moim guście ;) Ma Rynek i zabytki.:)
I bardzo się stara wyglądać zachęcająco dla turystów. Z powodzeniem.
Początki miasta sięgają XI wieku. A obecnie miasto liczy nieco ponad 95 tys. mieszkańców.
Na sympatycznym Rynku w Grudziądzu wypiliśmy duże cappuccino, nie rujnujące kieszeni (8 zł) i zjedliśmy lody "włoskie" lokalnej produkcji, bardzo smaczne.
Jest tu także ławeczka z Mikołajem Kopernikiem, który na Sejmie Prus Królewskich w 1522 roku, w Grudziądzu wygłosił słynny traktat o monecie (" gorszy pieniądz wypiera lepszy pieniądz").
Grudziądz leży nad Wisłą, jego historia związana jest z rzeką i handlem zbożem. które spławiano Wisłą w dawnych wiekach. Najcenniejszymi zabytkami Grudziądza są spichrze. Wisła nieco się odsunęła od miasta przez ten czas, zdjęcie zrobione znad brzegu rzeki.
Bardzo jest płytka, odsłonięte kamienie i wszędzie wielkie łachy piasku w głównym nurcie. Skutki suszy.
Czyż nie piękne te stare spichrze? :) I Brama Wodna na pierwszym planie.
Tu widok na spichrze od strony miasta. W części z nich mieści się muzeum archeologiczne.
A tu pomysł na uatrakcyjnienie niezbyt urodziwej ulicy - donicowe ogródki. Urocze. W jednej z donic naliczyłam kilka gatunków drzewek i krzaczków :)
A tu śliczna staromiejska uliczka z kawiarenkami.
Spodobał mi się Grudziądz :)
A będąc w okolicy Chełmna nie mogłam nie odwiedzić jednego z grona moich ulubionych polskich miast. Jeśli tylko jestem w pobliżu muszę, po prostu muszę wstąpić. (o Chełmnie pisałam na bloogu, który zlikwidowano).
Tym razem to były krótkie odwiedziny.
Chełmno, położone na wzgórzu, w dolinie Dolnej Wisły, jest małym miastem powiatowym (ok 20 tys. mieszkańców), o historii sięgającej XI wieku. Miasto gotyku ceglanego, wpisane na listę Pomników Historii. Nagromadzenie zabytków gotyckich jest niezwykłe, jak na tak małe miasto. Z resztą, miasto wygląda na o wiele większe, niż jest. I chociaż gotyk jest w mieście na każdym kroku, to najwspanialszym zabytkiem jest renesansowy ratusz na bardzo dużym Rynku.
Świeżo odrestaurowany, nie mogłam się napatrzeć. :) Piękny!
To największa budowla gotycka miasta, jeden z sześciu kościołów gotyckich , kościół farny pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP, znajdują się w nim relikwie Św. Walentego. I chyba stąd obwołano Chełmno Miastem Zakochanych.
A to chyba najmniejszy z kościołów - pw.Św,Piotra i Pawła.
W Chełmnie zachowały się średniowieczne mury miejskie i kilka baszt i bram. Mury miejskie Chełmna należą do najdłuższych w Polsce (2,7 km).
To główna ulica Chełmna - Grudziądzka, deptak, na jej końcu "majaczy" Brama Grudziądzka (a jakże) z XIII wieku.
Pobyt w Chełmnie byłby niepełny, gdybym nie odpoczęła w kawiarnianym ogródku z widokiem na Ratusz (i z ciastkiem, i herbatą, tym razem).
A w drodze powrotnej do domu wstąpiliśmy jeszcze do Termy w Inowrocławiu :) To też miasto, do którego zawsze chętnie wracam.
A po powrocie przypomniałam sobie, dlaczego zwykle nie wyjeżdżałam z domu latem. Przecież mam ogród i teraz jest czas zbiorów. Wszystko dojrzewa naraz: fasolka, ogórki, pomidory, śliwki. No i teraz po relaksie trza się wziąć do roboty i zbierać, i zagospodarowywać :) Koniec laby ;).