wtorek, 2 października 2018

Pod parą

Byli u nas na wsi wnukowie przez weekend. Staramy się zawsze zorganizować im ciekawie czas, żeby było przyjemnie i pożytecznie. Okolicę mamy już, wydawałoby się, zwiedzoną, poznaną. Ale okazuje się, że zawsze można jeszcze zobaczyć, przeżyć coś nowego, innego niż w Mieście. Tym razem wypatrzyłam atrakcję regionalną - przejazd zabytkową wąskotorową Średzka Koleją Powiatową. Tradycja tej kolejki sięga 1902 roku, kiedy uruchomiono pierwszą linię z Poznania do Środy. Nie zgłębiałam bardziej historii tej kolei, ale dziś jest to już "tylko" atrakcja turystyczna, chociaż kolejka odbywa swoje rejsy regularnie od maja aż do listopada, wożąc turystów i zapewne okolicznych mieszkańców na trasie : Środa Wielkopolska - Zaniemyśl i z powrotem, 3 kursy latem, dwa jesienią dziennie.
My wyruszyliśmy ze Środy. W Środzie chłopcy też byli pierwszy raz. O Środzie (a nawet dwóch, bo porównywałam obie Środy - Śląską i Wielkopolską) pisałam kiedyś na poprzednim blogu.
Cóż, bliższa mi Środa nie ma zbyt wielu zabytków (chociaż miasto powstało już w XIII wieku).


Tu widać fragment średzkiego Rynku, z trzema najstarszymi kamieniczkami na środku (z XVIII w.) i najcenniejszy zabytek Środy - późnogotycką kolegiatą p.w. Wniebowzięcia NMP z XVI w.
Jak widać pogoda nam sprzyjała.



Na co dzień wagoniki ciągnie lokomotywa spalinowa, ale od święta, czyli w niedziele (i to nie każdą) jedzie parowóz, wyremontowany w zeszłym roku. I właśnie wczoraj był ten dzień, gdy lokomotywa stanęła "pod parą". Na drugim zdjęciu widać stacyjkę. Ten zielony wagonik, tu jeszcze na bocznym torze, doczepiono do składu, jako trzeci, tak wielu było chętnych. A potem było jak u Tuwima "para -buch, koła w ruch".

I potoczył się po torach (szerokości 750 mm) pociąg, ciągniony przez pięknie odrestaurowany parowóz z 1951 roku. 
Podróż do Zaniemyśla, oddalonego od Środy o 14 kilometrów trwała godzinę! A co? W końcu to była wycieczka :) I to wycieczka w przeszłość. Co prawda konduktor był w polarze, ale zawiadowca miał piękny mundur kolejarki i czapkę rogatywkę. I palacz także był w historycznej czapce. No i wagoniki były z lat sześćdziesiątych (regularne rejsy PKP trwały aż 2001 roku!)


Co za nostalgia!
Wnuk wybrał się nawet do WC. Mnie jakoś zabrakło odwagi. Wspomnienia z dzieciństwa i młodości mnie powstrzymały.
A w Zaniemyślu, w starym budynku dworca zorganizowano Izbę Muzealną. 


Tu fragment ekspozycji: dawne lampy kolejarskie i czapki mundurowe. Były też stare rozkłady jazdy, dziurkacze do biletów, jakieś centralki i zdjęcia wagonów i lokomotyw. Ciekawe i nietypowe.
W Zaniemyślu (ledwo) zdążyliśmy zjeść bardzo smaczny obiad (ja- policzki wołowe w sosie grzybowym, niebo w ustach) i już spieszyliśmy na pociąg powrotny. 
Chłopcy przesiedzieli dwie godziny w wagoniku na drewnianych ławkach, dym z parowozu czasem zasnuwał niebo, przysłaniał cały dzień świecące słońce. Ale, o dziwo, chłopcom się podobało, byli bardzo zadowoleni z ciekawie spędzonego dnia. Było nie było podróż parowozem, to atrakcja :) 

19 komentarzy:

  1. Ostatnio takimi wagonikami jeździłam w Bieszczadach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jechałam bieszczadzką kolejką drzewną. Ale tu, to było jak przeniesienie się w czasy dzieciństwa. Podobnym pociągiem - wagonem, tylko na szerokich kołach, jeździłam w latach sześćdziesiątych do babci.

      Usuń
  2. Takie atrakcje także lubię, a wnuki na pewno uradowane!
    Godzinna wycieczka ciuchcią to nie lada frajda.Jechałam kiedyś ze Żnina do Biskupina i ze Stegny do Sztutowa :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba było ich zająć, bo przecież nie oderwaliby oczu od gier na smartfonach! A w kolejce nie grali, tylko podziwiali krajobraz :) A ja pierwszy raz jechałam taka ciuchcią. Podróże z parowozem z dzieciństwa pamiętam jak przez mgłę. Ta kolejka, to żywa historia na kołach.

      Usuń
  3. jeden i drugi obywatel wnuczek zapewne rad z wycieczki , a starszy tradycyjnie chłonął wszelakie informacje - pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właśnie Witek dziękował nam za świetną wycieczkę. Podejrzewam, że najbardziej spodobał mu się wielki kotlet drwala na obiad ;) Uściski dla was!

      Usuń
  4. Moje Szczerbate też byłyby zadowolone. Czasami bywaja w Muzeum Kolejnictwa przy dawnym Warszawskim dworcu Głównym. A tam sa różne stare parowozy, ale tylko stoją na peronach.
    Serdeczności Haniu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co chłopcy, to chłopcy, prawda? A dziadkowie są od tego, żeby pokazywać wnukom świat i wnuki uszczęśliwiać :) Uściski dla Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj już październikowo
    Wpadłam dzisiaj do Ciebie na chwilkę z krótką wizytą. Widzę, że odbyłaś wycieczkę kolejką wąskotorową. To przypomniało mi o moim dzieciństwie. Wspomnienia tak szybko się rozmywają. A przecież ta moja podróż była wczoraj, podobnie jak wczoraj było lato. Pamiętasz? Tak, było lato... upalne i słoneczne, czasem chłodne i gwałtowne. Teraz można już poczuć powiew prawdziwej jesieni. Ten czas zazwyczaj zachęca nas do coraz częstszych chwil spędzanych w domu. Ja jednak zdecydowałam się na podróż.
    Życz mi tylko proszę, aby pogoda dopisała.
    Pozdrawiam ostatnimi przygotowaniami do wyjazdu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniałej i szczęśliwej podróży! Przede mną też wyjazd, w przyszłym tygodniu. Po powrocie go opiszę :)

      Usuń
  7. Piękną atrakcję wnukom zaplanowałaś! Uwielbiam stare pociągi!!!
    Pozdrawiam bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadła mi w oko informacja o tej kolejce i pomyślałam, że to się chłopcom spodoba. I dobrze trafiłam :) Wzajemnie pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  8. Będąc ostatnio w Szkocji też skorzystałam z takiej przejażdżki pod parą. Fajnie było, konduktor był w mundurku i twardy kartonikowy bilet dostałam:) Pozdrawiam Haniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie właśnie zabrakło tej dbałości o szczegóły, tego munduru, tych dziurkowanych biletów. Ale wszystko rozbija się o kasę. Na szkocki pociąg zapewne nie byłoby mnie stać. Mnie godzina podróży kosztowała 8 zł, a każdego z wnuków 5! To przecież jak darmo. No, ale mnie zabrakło tego klimatu z tamtej epoki, którą pamiętamy :) Serdeczności Marysiu!

      Usuń
  9. Witaj Haniu.U nas tez taka ciuchcia w wakacje jeździ w miasteczku "Dzikiego Zachodu-Meksyk"Szkoda ,że nie byliśmy tam ,jak nas odwiedziliście. Niesamowity klimat ,same skanseny i starocia.Byłam pod wielkim wrażeniem.Bo to lubię.Fajnie dzieciaki maja z Tobą::))Ty uwielbiasz wycieczki i zarażasz tym wnuki.Ja tak nie potrafię ,bo jestem domatorką...no cóż i tacy są ☺☺☺Haniu już niedługo zacznę blogować.Pozdrawiamy Was Serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Danusiu, mój syn był w tym miasteczku, był tam służbowo i po sezonie (ten najmłodszy, ale już jako dorosły). Mnie akurat takie klimaty nie pociągają, do Stanów też mnie nie ciągnie ;) czekam na Twoje nowe wpisy! Uściski dla Was!

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetna wycieczka. Chłopcy na pewno byli zachwyceni. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, starszy nawet głośno wyrażał swoje zadowolenie, a to się nie zdarza zbyt często (taki wiek) ;)

      Usuń
    2. Tak, starszy nawet głośno wyrażał swoje zadowolenie, a to się nie zdarza zbyt często (taki wiek) ;)

      Usuń