Home sweet home. Albo "wracać wciąż do domu"😊Nareszcie! Sanatorium, to nie dla mnie, wolnej duszy. Odwykłam już od harmonogramów, nakazów i codziennych terminów (codziennie innych na dodatek - zegarek i karta zabiegów w ręku). Całe zawodowe życie (może z wyjątkiem początków) miałam wpływ na harmonogram zajęć, na termin ich rozpoczynania (nigdy przed dziewiątą). A tu takie "ubezwłasnowolnienie" i wydawać by się mogło, na własne życzenie. Sama na pewno bym nie pojechała, pojechałam z Moim, więc to co najważniejsze miałam ze sobą :) I pojechałam tam dla niego, bo moje dolegliwości były niewielkie, "jak u każdego w tym wieku " (jak to podsumowała lekarka rodzinna). Tym trudniej było mi zaakceptować te różne zabiegi, które musiałam odbyć, a które w większości mi nie pasowały (4 a czasem 5 zabiegów w ostatnim tygodniu). Miałam wrażenie nierealności, życia "poza czasem" i tracenia tego cennego czasu (który mi jeszcze pozostał), na niechciane zbiegi i nieciekawe pomieszkiwanie w ciasnym niewygodnym pokoju. Nigdy więcej sanatorium z NFZ! To w żadnym razie nie wypoczynek, nie w lutym, nie nad morzem. No, ale mam nadzieję, że te różne zabiegi na stawy pomogły Mojemu (na jakiś czas). A spacery, wcale nie codzienne, pozwoliły nam obojgu zażyć nieco więcej ruchu , łyknąć świeżego powietrza i poobserwować w ostatnich dniach budząca się wiosnę w przyrodzie.
Czy już widać lekką zieleń baziek? Z bliska było widać.
Na iwie widać wyraźnie rozkwit bazi 😊
A gąski gęgawy już parami.
I kaczki krzyżówki też.
Morze pożegnało nas taflą gładką, jak jezioro.
A ja "otrząsnęłam się" już (jak pies po wyjściu z wody). I z zapałem wskoczyłam w codzienność. Od razu sporo spraw, pranie, zadbanie o rośliny domowe (trochę sie przesuszyły, jak słońce przez tydzień grzało je przez okno tarasowe). Ale jaka miła niespodzianka mnie czekała!
Zakwitł mój piękny biały amarylis. czekałam na niego dwa lata (w zeszłym roku jakoś nie chciał zakwitnąć). Gdy wyjeżdżałam miał pąk kwiatowy z wyraźnymi już osobnymi kwiatami. Miałam obawy, że zakwitnie zanim wrócimy i nie będę go mogła podziwiać. A on "zaczekał" i kwitnie teraz ! I jeszcze pachnie😍 Wcześniej kwitł cudny czerwony.
Miał 4 kwiaty. A teraz wypuścił drugi pęd kwiatowy i znów za pare dni zakwitnie!
Czekam jeszcze na dwa kolejne amarylisy (właściwie Hipeastrum), które dopiero wypuszczają pąki kwiatowe. No i kwitną mi phalenopsisy, czyli storczyki.
Od razu w niedzielę po przyjeździe, przy pięknej pogodzie spotkaliśmy się na drugim ogrodzie z rodzinką, mogłam zachwycać się moją maleńką wnusią (2 miesiące). I poczułam, że "żyję", że jestem tu, gdzie moje miejsce.
Bo mimo, że lubię wyjeżdżać, poznawać nowe miejsca, nowe smaki, nowych ludzi, to bardzo lubię wracać do domu. Musi być takie miejsce, takie zakotwiczenie, gdzie mogę być całkowicie sobą, gdzie mam bezpieczną przystań. Nie mogłabym być nomadą (ew. nomadką).
A w ogrodzie kwitnie dereń jadalny.
Wiosny nie da się zatrzymać😃
Haniu - przecież wiadomo, że: "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej".
OdpowiedzUsuńI zawsze do domu wraca się z radością.
A u Ciebie w domu pięknie kwiaty rosną. To duże szczęście.
Serdeczności pozostawiam.