Pojechałam z Moim, jako osoba towarzysząca, tym razem na zawody łucznicze. Pod Kraków. Właśnie zaczęłam się zastanawiać, czy jest jakieś inne duże miasto, "pod" które bym nie pojechała? Wszędzie może być ciekawie, ale Kraków działa na mnie, jak magnes :) Miałam nadzieję, że podkrakowska miejscowość jest na tyle blisko Krakowa, że nie będzie problemu z dotarciem do centrum. I nie było :)
Ale najpierw o nowości. Zawody (mające w swojej nazwie "międzynarodowe", ale tym razem startowali tylko Polacy) odbywały się we wsi Więcławice. Zacna wioska! Malutka, ale z tradycjami sięgającymi XIII wieku. Sołectwo składa się z Więcławic Starych i Więcławic Dworskich i razem liczy zaledwie nieco ponad 500 osób. A mimo to we wsi jest szkoła podstawowa, remiza OSP, parafia rzymskokatolicka, kilka sklepów (widziałam 2, w tym spożywczy otwarty codziennie od wczesnego rana do późnego wieczora) i dwa kluby sportowe, w tym, ewenement - parafialny klub sportowy! I właśnie ów parafialny klub był organizatorem owych zawodów łuczniczych. Kościół w Więcławicach powstał w 1748 roku. Drewniany z drewna modrzewiowego. Barokowy, jednonawowy. Wpisany do rejestru zabytków w 1958 roku. Czas powstania tej wsi i także ten drewniany kościółek przypominają moją wioskę. Ale na tym podobieństwa się kończą. Więcławice wyglądają, jakby były w odległej krainie, gdzieś w podgórskiej okolicy. No, jest to Jura Krakowsko- Częstochowska, ale to zaledwie (podobno) 19 minut autem od Rynku Głównego w Krakowie (pod warunkiem, że nie ma korków i remontów dróg, co chyba się nie zdarza, bo w tej chwili Kraków jest w permanentnych robotach drogowych). A tu jedna wioska przy drugiej, dosłownie, ciąg małych wiosek, ulicówek. I przeważająca większość ma takie podobne w formie nazwy - Więcławice, Zdzięsławice, Michałowice, Dziekanowice, Raciborowice, Radziejowice, Batowice, Zagórzyce. A między nimi takie "dziwo" - Masłomiąca?? I gdy jechałam do Krakowa, autobusem MPK (pół godziny do granic miasta), to patrzyłam na te zupełnie inne wioski, zupełnie inne, niż te, które widuję w mojej okolicy (a jest ich wokół Poznania naprawdę sporo). Podkrakowskie wioski czyste, zadbane, często z pięknymi nowymi willami, czy wręcz posiadłościami (tak blisko Krakowa ceny gruntów są zapewne imponujące). I jeszcze jedna ogromna różnica - nie ma rozległych widoków, są wąskie kręte drogi, obrośnięte starymi drzewami. Tam jest wszędzie zielono i kolorowo od kwiatów w przydomowych ogródkach, bujnie zielono, także na rzadkich nieużytkach. Tam na pewno często pada deszcz, nie to co u nas - raz na miesiąc, jak dobrze pójdzie (w tym roku znów mieliśmy letnią suszę).
Wracając do Więcławic - miejscowość znajduje się na odnowionej trasie Małopolskiej Drogi św. Jakuba z Sandomierza do Tyńca. W 2013 roku więcławską (tak tu mówią) świątynię ustanowiono Diecezjalnym Sanktuarium św. Jakuba Apostoła, pierwszym w Małopolsce.
Na Małym Rynku trwał jakiś "festiwal" przede wszystkim kulinarny, ale były też wyroby ludowe i inne (ozdoby, pamiątki), które na tego typu jarmarkach są sprzedawane. Ceny, że aż zęby bolą (za malutki oscypek smażony, z odrobiną żurawiny - 8 zł, a to danie na dwa kęsy). Dla mnie nic ciekawego.
W kawiarence mają wspaniałe torty (ten nazywa się "Opera", super!) i smaczną kawę w przyzwoitych cenach (za widoczne cappuccino 10 zł).
Żadne to tory łucznicze. Po prostu duża łąka, na co dzień stoją na niej bramki do piłki nożnej, a teraz ustawiono tarcze łucznicze. I były mistrzostwa, już kolejne XVI ! Każde w innym miejscu. Tym razem w małej wioseczce 😊
Czeka mnie jeszcze zbiór jabłek z ostatniego drzewka. Jest ich trochę, ale nie aż tyle, żebym się martwiła nadmiarem, jak w zeszłym roku. I są też winogrona do zerwania. Wiele gron jest zniszczonych przez osy. No i szpaki nie odpuszczają. Powróciły po parotygodniowej przerwie i znów robią przeloty z postojami na naszych winogronach. A co mi tam. Niech jedzą, będzie mniej pracy dla mnie i Mojego. Na razie zrywamy tylko tyle, ile chcemy zjeść na bieżąco. Mam jeszcze sporo pracy z zerwaniem suchych strąków fasoli. jest ich tyle, że wystarczy i na przyszłoroczny siew i do jedzenia (bo nie mam aż tyle miejsca, żeby wszystkie ziarna posiać). I jeszcze muszę przed przymrozkami wykopać kłącza kanny i bulwy dalii (cebulki gladioli już wykopałam). Potem powinnam posadzić cebulki tulipanów i czosnek. I zakończyć sezon ogrodowy.