piątek, 16 lutego 2024

Babunia

16 lutego moja babunia obchodziła imieniny. Julia (chociaż w kalendarzu jest Julianna). Nie ma jej już prawie 45 lat. A żyła 85. I zdążyła jeszcze zobaczyć swojego prawnuka. Nie była moją "rodzoną" babcią, nie łączyły nas więzy krwi, ale o tym dowiedziałam się przypadkiem, mając 18 lat, czyli jeszcze za jej życia. Była macochą mojej mamy. Życie nie ułożyło jej się "po różach". Swojego narzeczonego straciła w czasie I wojny światowej. Potem nie wyszła już za mąż. Była, jak na tamte czasy, osobą wykształconą. Z niebogatej, małomiasteczkowej, wielodzietnej rodziny miała szczęście kształcić się na pensji u "Jaśnie pani" (była też panną do towarzystwa owej dziedziczki). Z takim doświadczeniem "zawodowym" pracowała w okresie międzywojennym w magistracie jednego z wielkopolskich miast powiatowych. Urzędnik państwowy, urzędnicza pensja, to było coś przed wojną. Babunia poznała mojego dziadka po śmierci jego żony(czyli tej "rodzonej babci"). Wzięli ślub w maju 1939 roku. Babunia została macochą dwóch dziewczynek (9 i 11 lat). A już półtora roku później została wdową z dwiema prawie obcymi dziewczynkami. Dziadka zabrano do KL Auschwitz, gdzie zginął.

Mama zawsze twierdziła, że mama Julia dbała o nie (mamę i jej siostrę), ale było to raczej z obowiązku, "dla ludzi:,  serdeczności w ich stosunkach nie było wiele. Dwie nieduże dziewczynki zostały sierotami, a (znów) samotna kobieta w sile wieku (46 lat) zapewniła im opiekę i namiastkę domu. Na pewno nie było jej lekko.

Mimo takich trudnych przeżyć w dzieciństwie i wczesnej młodości, obie siostry miały szczęśliwe i długie życie, pełne miłości. Za tę opiekę, za troskę o ich wykształcenie, obie były bardzo wdzięczne swojej macosze, którą zawsze nazywały mamusią. Szczęście swoich "córek" było też szczęściem babuni. A wnuki pozwoliły dojść do głosu instynktowi macierzyńskiemu. Była wspaniałą babcią 😊Taką przy pierwszym wrażeniu zdystansowaną, oschłą. Ale nie dla wnucząt.


Tutaj miałam rok :) 


 Była damą. Zawsze elegancko ubrana, w sukniach, płaszczach, kapeluszach, na obcasie, ze staranną fryzurą "starszej pani". Mieszkała z drugą córką i jej synami. A ja spędzałam u babci i cioci co najmniej jeden miesiąc wakacji. Nigdy się tam nie nudziłam. Chodziliśmy z babcią na spacery do lasu. To była atrakcja dla mnie, dziecka z miasta. Pomagałam babuni w kuchni, a ona, świetna kucharka, robiła mi smaczne dania, których w domu nie miałam (zbyt często): zupę nic z "chmurkami", jajko po wiedeńsku (w szklance), ciastka z "kleksem" (kruche z marmoladą na środku) i kultowe wręcz naleśniki z serem (czyli twarogiem), których w domu mam nie robiła. Mam kilka sprawdzonych przepisów od babuni, robię te potrawy do dziś.

Gdy byłam nastolatką i nie byłam posłuszną córką, buntowałam się przeciwko mamy nadopiekuńczości, to słyszałam czasem, jak mama z rozżaleniem mówi, że łatwo mi się buntować, bo mam wszystko, a ona była sierotą i nie zaznała miłości. Czasem się mamie tak wyrwało. A przecież była babunia?? Gdy byłam chyba w klasie maturalnej znalazłam w szufladzie z rachunkami pamiętnik mamy z czasów wojny. I tam dopiero przeczytałam, że moja babunia jest mamy macochą, a jej mama zmarła na gruźlicę, gdy mama miała 10 lat (a wcześniej nie dotykała dzieci, widywała je ze 2 razy na dzień , żadnej czułości, żadnej "miłości", jak się dziecku zdawało; z to dlatego, że matka nie chciała zarazić swoich córek, ale nikt córkom nie wytłumaczył, że to nie z braku miłości, tylko z powodu choroby). Dowiedziałam się, że moja babunia jest mamy macochą, ale nie rozumiałam, dlaczego to jest taka wielka tajemnica, że nikt o tym nie wspomina, nawet dorosłej już przecież wnuczce (byłam pełnoletnia). Dla mnie ta wiedza nie miała żadnego znaczenia, niczego nie zmieniła. Babunia była moją kochaną babunią, byłaby nią nawet gdyby była "przyszywana".

Dopiero po śmierci babci mogłam z mamą otwarcie na ten temat rozmawiać. Dlaczego nie zaufano mi (gdy już byłam dorosła), dlaczego robiono z tego taką tajemnicę? Mama twierdziła, że nie chciała robić babci przykrości, mówiąc wnukom, że nie jest "prawdziwą" babcią. Ale przecież była najprawdziwsza dla mnie! Nie wiem, czy ta tajemnica była w porozumieniu, może na prośbę babci, czy to był pomysł mamy, podtrzymany przez ciocię i całą rodzinę? I nie ważne. Babunia zostanie w mojej pamięci, jako najlepsza z babuń💖Do dziś mam jej listy, Mogę sobie powspominać tamte czasy Bo pisałyśmy do siebie do końca jej dni.


W czasie spaceru w Wielkanoc, którą najczęściej spędzaliśmy z babunią i rodziną cioci. 

10 komentarzy:

  1. Dziwne robiono w rodzinach tajemnice. Też przeżyłam coś takiego. Widziałam pewne zdarzenia, ludzi, ale nikt mi nie wyjaśnił o co chodzi. Aż pewnego razu grzebałam w szufladzie tatowego biurka i znalazłam dokumenty. Rodzice półgębkiem coś tam powiedzieli, kiedy już chyba Marek był na świecie. Po co to było? Myślę, że to kwestia obyczajów z tamtych czasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Inna obyczajowość. Może inny kodeks co "wypada", a co nie? Przed wojną być może gruźlica była tabu, w końcu nie było na nią lekarstwa, dzieciom się nic nie tłumaczyło. Ale trauma niekochanego dziecka pozostała w mamie na całe życie. Mnie kochała wręcz zaborczo.

      Usuń
  2. Anonimowy2/17/2024

    Pieknie zachowalas w pamieci Babcie ktora nie byla Twoja biologiczna Babcia.
    Wyrazy uznania od Stokrotki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, najważniejsze, że czułam się kochana przez babcię.

      Usuń
  3. Haniu, pięknie powiedziałaś rodzinną historię:-)
    Każda chyba rodzina ma jakieś tajemnice i to jeszcze jeden dowód na to, że najlepsze scenariusze pisze życie. Warto zapisywać takie wspomnienia, bo pamięć ulotna jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy moi synowie znają tę historię. Nie mieli możliwości poznać swojej prababci. A była diametralnie różna od ich babuni, zresztą ukochanej. Zapisuję choćby tutaj. Może któryś z potomków tu zajrzy? ;)

      Usuń
  4. No i sie poryczałam odrobinę, bo ja też miałam "przyszywaną" babcię, najlepszą na świecie. I też za nią tęsknię :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to dla mnie wręcz komplement :) Bo to znaczy, że dotarłam do twojego serca. Dobrze, że mamy chociaż cudne wspomnienia. Czasu nie cofniemy ani nie wstrzymamy. Serdecznie pozdrawiam

      Usuń
  5. Witaj niedzielnie Haneczko
    Jak wiesz bardzo lubię takie wspomnieniowe opowieści
    Pozdrawiam końcówką lutego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cie zainteresowałam. I pozdrawiam przedwiosennie !

      Usuń