niedziela, 17 września 2023

Niedzielna odskocznia

 Mając codzienne "wakacje" i "weekendy", tych faktycznych prawie nie wykorzystywaliśmy. I czasem bywało monotonnie. Postanowiłam zrobić jakiś "przerywnik", odskocznię w tej monotonii, pojechać gdzieś niedaleko, zobaczyć coś nowego.

Zainspirowana wyjazdami Jotki postanowiłam sprawdzić "żywy skansen" w Biskupinie, a przy okazji zobaczyć Lubostroń, o którym czytałam już kilka razy u Joasi, a do którego zawsze miałam "nie po drodze". 

I wszystko już było zaplanowane, już wychodziliśmy z domu, a tu niespodzianka. Nasze najmłodsze dziecko ze swoim dzieckiem, też dla nas najmłodszym (lat 3). I jak tu porzucić dzieci, kiedy właśnie my byliśmy upragnionym celem najmłodszego Najmłodszego?

Błyskawiczna modyfikacja planów: " chcesz jechać z dziadkami?" Głośne i radosne "tak". I pojechaliśmy. Tym razem zaczęliśmy od Lubostronia, który okazał się całkiem po drodze. :)


Piękny klasycystyczny pałac, zaprojektowany dla hrabiego Skórzewskiego przez wybitnego architekta tamtych czasów Stanisława Zawadzkiego, twórcę m.in. pałaców w Śmiełowie i Dobrzycy, o których też kiedyś tu pisałam.

Zwiedziliśmy pałac w środku. Piękne wnętrza.




 Wypiliśmy smaczną kawę w przypałacowej restauracji (Mały nie pił i nie jadł, bo kawy przecież nawet nie mieliśmy zamiaru mu proponować, a sernika, ani bitej śmietany nie chciał). Potem poszliśmy pospacerować po pięknym, rozległym parku, gdzie już można było znaleźć kasztany i żołędzie do zabawy ;)



Bardzo mi się podobało w Lubostroniu:)

Pogoda cudna, słoneczna, ciepła (momentami nawet aż za), wspaniały dzień na spacery w przyrodzie. Ale mieliśmy przecież dalsze plany.

Mały nie bardzo chciał znów wsiadać do auta, ale przypomniałam sobie, że jest fanem kolei i pociągów wszelkich, a po drodze do Biskupina jest przecież Wenecja. I Muzeum Kolei Wąskotorowej!

Zachęcone możliwością jazdy kolejką Dziecko bardzo grzecznie dojechało do Wenecji.




Bardzo mi się spodobało, że kilkadziesiąt lat temu można było podczas jednego niedługiego rejsu dojechać bezproblemowo i bez paszportu z Wenecji do Rzymu ;)




 Oglądanie w muzeum tych różnych lokomotyw, najczęściej parowozów, wagonów: towarowych i pasażerskich, wchodzenie do każdego parowozu, do każdego wagonu, to była frajda. I tylko obietnica jazdy prawdziwą kolejką wąskotorową pomogła nam z tego muzeum wyjść.


Pociąg przyjechał na stację Wenecja. I musieliśmy trochę poczekać na mijance, na pociąg z naprzeciwka. Ale w końcu ruszyliśmy. I nieważne, że podróż trwała tylko 15 minut, że pociąg jechał chyba najwyżej 20 km/godzinę. Było super. I za krótko ;)

No i dojechaliśmy do Biskupina. A tu istny armagedon! Właściwie moglibyśmy z Wenecji wracać już do domu, ale Mały poza ciasteczkami Safari (typu krakers, ale dla dzieci) i jabłkiem nic nie jadł. Chcieliśmy go nakarmić, a w Wenecji akurat dziś bar był nieczynny. 

A w Biskupinie tłum, jak na demonstracji, setki, może i tysiące ludzi przewalających się ze wszystkich stron we wszystkie strony. Aut też setki (mój podjechał autem i mimo, że pociąg jechał prawie całą drogę wzdłuż szosy i jechał wolno, to na Dziadka musieliśmy jeszcze dłuższą chwilę czekać). Jadłodajnia też była tylko jedna (w zasięgu wzroku, przed wejściem do skansenu). I oczywiście dłuuga kolejka. I był to taki bar "wszystko za 7,55". Po dojściu do wyłożonych dań okazało się, że nie ma tego, co nasz Mały jada (a ma bardzo ograniczone upodobania kulinarne, niejadek). Nie było ani frytek, ani żadnego makaronu. Był natomiast żurek (uff, chociaż coś). Nawet z białą kiełbasą. Ale cóż, dziś akurat na kiełbasę, ani ziemniaki nie było apetytu, więc tylko trochę, całkiem smacznej zupki "robiło" za obiad dla niejadka. 

Do muzeum  - skansenu archeologicznego nawet nie próbowaliśmy wchodzić. Uznaliśmy, że przyjeżdżanie tu w niedzielę nie było najlepszym pomysłem (jeszcze jutro i pojutrze będą te atrakcje "żywego skansenu"). Trudno, może za rok wybierzemy się znów z naszym starszym o rok Dzieckiem? 

Ja niewiele straciłam, byłam tam kilka lat temu ze starszymi wnukami, właśnie pod koniec wakacji, gdy jeszcze grupy rekonstrukcyjne "mieszkały" i tworzyły na terenie skansenu.

Czy te tłumy gości, to wyraz zainteresowania prehistorią? Dobrze by było :)

4 komentarze:

  1. Anonimowy9/18/2023

    Cieszę się, Haniu, że Lubostroń przypadł Wam do gustu, bo i my tam często jeździmy:-)
    W Biskupinie o tej porze zawsze mnóstwo ludzi, my zrezygnowaliśmy ostatecznie, bo pojechaliśmy do wnuka pod Poznań i syn zawiózł nas w nowe miejsce, gdzie otwarto termy i tężnie - Tarnowo Górne.
    Może i Wy tam traficie lub już byliście?
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O termach w Tarnowie Podgórnym wiem, ale nigdy nie byłam. Dla mnie to z drogi, na Maltę mam bliżej. A o otwartej tężni przeczytałam w gazecie informacyjnej "Nasz Głos Poznański", że to całkiem świeża sprawa. A w Kostrzynie też mamy tężnię :) w parku miejskim :).

      Usuń
  2. Anonimowy9/21/2023

    Ale fajnych Dziadków ma ten Wasz Najmłodszy wnuczus. A Ci starsi też mają tak samo fajnych :-))
    Nigdy nie byłam w tamtych stronach więc szczerze najmłodszemu zazdroszczę...
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, starsi wnukowie mają więcej swoich spraw, ale Dziadkowie starają się nie zapominać i o nich (gdy byli młodsi też byli z nami w Biskupinie i Wenecji). Tyle pięknych i ciekawych miejsc w Polsce, cieszę się, gdy zobaczę coś nowego. :) Serdecznie pozdrawiam!

      Usuń