sobota, 16 stycznia 2021

Jest zima

Trudno przywyknąć - po dwóch latach bez zim, jest zima. Mówię oczywiście o mojej wiosce pod Poznaniem. Dwa lata temu mieliśmy śnieg jeden dzień, a w zeszłą zimę ani razu nie spadł śnieg! Nawet mrozu nie było! Ziemniaki na ogrodzie rodziców, posadzone przez syna i wybrane niedbale, na wiosnę wykiełkowały i latem dojrzały, co jest ewenementem, bo pyrki zimą wymarzają w polskich warunkach. Ogólnie nie narzekałam na zeszłą zimę, nie zimę (tyle, że było szaro buro i wietrznie). Drzewa owocowe nie zmarzły, krzewy, byliny dotrwały do wiosny w dobrej kondycji, nawet kwiaty tzw. jednoroczne rosły dalej, jak w cieplejszych strefach klimatycznych. 

Ale przecież jesteśmy północnym krajem, zimy, to nasze pory roku. I w tym roku wróciła, nieco zapomniana, nie bardzo chciana. I od razu zaatakowała. Na razie śniegiem, nie przesadnym, ale dobrym dla wszelkich ozimin i roślin w ogrodach (a kiepskim dla wszelkich kierowców). Jeszcze nie przymroziła, ale grożą syberyjskimi mrozami (stale mam nadzieję, że ominą nas te siarczyste mrozy, że przejdą bokiem). 


Jeszcze raz znajomy już widok z mojego tarasu, teraz z większą ilością śniegu i lekkim słońcem :)

Zanim się zorientowałam, minął pierwszy tydzień ferii. W tym mijającym tygodniu miałam okazję troszkę się spełnić, jako babcia :)

Ulepiliśmy z wnukami dwa bałwany, a właściwie 1,5 bałwana. No, bo pierwszy naprawdę duży, wyższy ode mnie, nie przetrwał ataku słońca i dodatnich temperatur w dzień. 



"Złamało go wpół ". Więc drugiego postawiliśmy na "fundamentach " pierwszego. A że lepił go mniejszy wnuk, to bałwanek wyszedł nieco mniejszy. I żeby było "poprawnie politycznie" zrobiliśmy z niego śnieżną babę (tak nazywa się bałwan po rosyjsku).


Baba ma usteczka z owoców róży, a oczy z prawdziwych zużelków. Nos, wiadomo, klasyczny ;)

Nawet chustkę ma ruską, taką, co to ją można przez obrączkę przeciągnąć (z takiej cienkiej wełenki), a fartuszek , mój ulubiony (ale przed zmierzchem go wzięłam do domu).

I jeszcze jeździliśmy sankami. Górek u nas co prawda, jak na lekarstwo (a wręcz "lekarstwa" brak), ale od czego młode mięśnie? Sanki były "pociągowe" i ciągnęliśmy je na zmiany, więc i ja miałam okazję się przejechać po naszych polnych drogach :) I tak się wspólnie bawiliśmy.

Ach, lubię być użyteczną babcią. A czas tak szybko ucieka. Mój najstarszy synek dziś skończył 42 lata! To nie do wiary. A najstarszy wnuś pojutrze będzie miał już 17 lat! Kiedy to minęło? 

Bo przecież ja ciągle jestem ta sama tylko (jak mówiła Krysia Sienkiewicz) "czasem patrzy na mnie z lustra ta zmęczona stara ciotka". Póki jeszcze jestem rozpoznawalna - jest dobrze :)

Wszystkim - dużo zdrowia ! I łagodnej zimy!

poniedziałek, 11 stycznia 2021

Migdałowe - dla Czesi

Czesia wspomniała, po moim przepisie na kokosanki,  że woli migdały. Ależ ja też! Zainspirowana przez Czesię spróbowałam zastosować przepis na kokosanki, zastępując wiórki kokosowe tartymi migdałami. 

Wyszły pyszne ciasteczka migdałowe (nie śmiem nazywać ich makaronikami, chociaż tak mówi się o ciastkach z mąki migdałowej, bez dodatków innych mąk). Nie dodawałam aromatu migdałowego, a i tak były świetne, lekko wilgotne w środku. Moim panom smakowały, mnie też.

Było ich 17 z porcji 125 g migdałów i 125 g cukru pudru (+ jedno całe jajko). Zostało tyle, ile widzicie  (te odłożyłam dla drugiego wnuka).


Na pewno powtórzę te ciasteczka. Już teraz za nimi tęsknię.

czwartek, 7 stycznia 2021

W nowym roku

 I zaczął się ten 2021 rok. U mnie spokojnie. Jednostajnie, dość monotonnie. Oczywiście zawsze jest co robić. Obecne moje dylematy, to czy pojechać po zakupy do miasteczka, czy do sporego marketu na wsi. Odległość ta sama- około 5 km. Zwykle ostatnio wybieram wieś. Jadę spokojnie przez pola, żadnych przejazdów kolejowych, żadnych sygnalizacji świetlnych, raptem jedno skrzyżowanie (na którym i tak mam pierwszeństwo). W kilka minut jestem na miejscu. 

A że namawia się nas do pozostawania w domu, to zakupy robię raz na tydzień. Gdyby nie koty - rezydenci (z tych wolnobytujących), wysiadujące całymi dniami pod moimi drzwiami, to mogłabym jeszcze rzadziej robić zakupy (jakoś zawsze kupię za mało puszek  dla kotów i muszę jechać uzupełnić zaopatrzenie). W mojej wsi, na wszelki wypadek nie robię zakupów w żadnym z dwóch sklepów. Dowiedziałam się od sąsiadki, że "cała wieś" ma koronawirusa, bo wszyscy zarazili się w kościele podczas mszy od jednej chorej parafianki. Mnie to nie grozi.

Inny dylemat, to menu obiadowe. Co na obiad? Nadal jeszcze mam zamrożone zapasy ze starego roku.  Także ryby. Więc jemy ryby co jakiś czas, a także oprócz mięs różne makarony z warzywami, czyli prawie włoskie pasty, nawet ryż z owocami. I codziennie zupa, i codziennie inna. To akurat dla mnie żaden kłopot. Dziś była pomidorowa z pałką z kurczaka (ponoć to poznańskie określenie "pałka" na podudzie, czy faktycznie?). A na drugie fasolka po bretońsku, z mojej fasolki (3 godziny sie gotowała).

Na Trzech Króli upiekłam kokosanki. Tak za mną chodziły od pewnego czasu, ale uważałam, że trzeba najpierw zjeść świąteczne ciasta (przekładane pierniki i miodowniki). Te kokosanki powstały według historycznego przepisu. Znalazłam go w mamy przepisach, nie pamiętam, żeby go sprawdziła, nie piekło się u nas w domu kokosanek. To przepis z jakiegoś magazynu z początku lat 70-tych. Czy ktoś z was zna ten przepis, piecze kokosanki według niego? Ja prawie rok temu go wypróbowałam i ucieszyłam się, że dotarłam do smaku, który znałam z cukierni. W tym wypadku określenie "jak kupne" jest zaletą :)


Jak widzicie, ciastka nazwano kokoskami, a wiórki kokosowe były w sklepach nowością.   Nazwa się nie przyjęła . To są kokosanki, prawdziwe.


A dziś (przecież nie z nudów) upiekłam miodownik, podobny do świątecznego (została mi od świąt masa migdałowa do przełożenia). Upiekłam dla syna, który nie mógł być u nas na Święta, a teraz do nas wpadnie.


A poza tym spadł śnieg. Wydarzenie! W zeszłym roku nie było u nas śniegu wcale (jedno popołudnie chyba, przy plusowych temperaturach, zaraz stopniał). A teraz leży na autach, na drzewach i trawie. W nocy ma być minus, jutro 0 st. , to pewnie śnieg w ogrodzie poleży. I dobrze. To przecież kołderka dla roślin.


I gdyby jeszcze nie był uciążliwością dla kierowców, to mógłby sobie sypać i być. Ale jednak wolę czarne i suche szosy. Trudno, zima. Ma swoje prawa. 

Szczęśliwego Roku 2021, zdrowego i normalnego!!!