Wylądowaliśmy samolotem z Berlina w Sevilli, stolicy Andaluzji, mieście - legendzie, z historią liczącą przeszło 2 tysiące lat, z zabytkami z epoki rzymskiej, z czasów panowania Maurów , gotyckimi, renesansowymi, barokowymi, co kto lubi. Już dawno chciałam zobaczyć tę perłę Hiszpanii. I w końcu nadarzyła się okazja.
Ale...dobrze się zawsze zastanówcie, o czym marzycie. Ja nie doceniłam klimatu Andaluzji (chociaż powinnam mieć pewną wiedzę, w zeszłym roku w Kordobie w połowie kwietnia było +28 st.) Nie chciałam chyba wiedzieć, że w końcu maja w Sevilli będzie gorąco, jak w piecu. A było. +30 st. w cieniu. W starych wąskich uliczkach, rozgrzanych andaluzyjskim słońcem, powietrze stało, nawet w cieniu kamieniczek, a raczej pięknych kamienic, nie było czym oddychać. Ale byłam zachwycona. Sieć krętych uliczek, z pojawiającymi się co krok starymi kościołami i pałacami, nie miała końca. To jest ten klimat miejsca, który uwielbiam :)
Małe zielone placyki,
przytulne patia, oazy spokoju. Poezja po prostu.
Co krok jakiś zabytkowy kościół.
I to słońce, ten upał!
Moim celem był symbol Sevilli - La Giralda, 92-metrowa wieża, dawny minaret meczetu z epoki Almohadów z XII wieku, obecnie dzwonnica katedry, gigantycznej budowli gotyckiej, czwartej, co do wielkości chrześcijańskiej świątyni na świecie.
No i moim oczom ukazała się Giralda. I jęknęłam. To się nazywa pech. Jestem pierwszy i może jedyny raz w Sevilli, a Giralda w remoncie!
(Gdy byłam z synem pierwszy raz w Barcelonie, to słynny budynek Gaudiego - Casa Mila był w remoncie, przykryty wielką płachtą, zupełnie niewidoczny, też pech).
Na szczęście, gdy podeszliśmy bliżej Giralda ukazała się w całej krasie:)
A katedra jest ogromna, nie sposób objąć ja obiektywem.
Tu jedno z bocznych wejść.
A to jeszcze katedra.
Byłam zmęczona, zgrzana i zniechęcona tym obezwładniającym (mnie) upałem. Chciałam jak najszybciej uciec z tego "piekielnego" miasta, nagle zupełnie przestały mnie interesować zabytki, architektura. Pragnęłam morskiej bryzy, cienia drzew i spokoju. Jedyne, na co jeszcze miałam ochotę, to małe co nieco z kawką.
A takich dziupli typu cafe, z przystawkami, czyli tapas, z ciastkami i deserami było pełno, na niektórych uliczkach dosłownie jedne przy drugich, ze stolikami na ulicy.
Było jeszcze gazpacho Mojego, ale już je zjadł.
Po takim wzmocnieniu miałam siłę, żeby spacerować dalej, do przystanku autobusowego. Bo autobusem musieliśmy dotrzeć do parkingu z naszym wynajętym autem.
Po drodze mijałam pozostałości rzymskiego akweduktu.
Pięknie wyeksponowane na środku szerokiej współczesnej alei.
Cała aleja była obsadzona pięknymi drzewami jakarandy, w pełnym rozkwicie.
Po drodze wśród współczesnych domów stał kolejny zabytkowy kościółek.
Ja wiem, że nie zobaczyłam wielu cennych zabytków Sevilli (do pałacu Alcazar stała długa kolejka na pełnym słońcu, chybabym w tej kolejce padła). Ale zaspokoiłam swoją ciekawość, już wiem "co to" Sevilla, jak wygląda, jak pachnie, czego się spodziewać, jeśli kiedyś jeszcze uda mi się tam dotrzeć (chyba w marcu).
O piątej po południu dotarliśmy do naszego wspaniałego hotelu w Neuvo Portil i zaczęło się wypoczywanie :) cdn...
Haniu, piękne to wszystko, cudowne. Inne zdjęcia obejrzałam u mojego brata, ale powiem szczerze, że opowieści o tamtejszym upale zwaliły mnie z nóg, tym bardziej, ze oni byli w lipcu...podobno na ulice wychodzili tylko turyści, miejscowi spali w klimatyzowanych domach.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię za wytrwałość.
W tym tygodniu w Sevilli jest podobno +37 st, oczywiście w cieniu (tak zapowiadali w prognozie na ten tydzień w hiszpańskiej TV). Nawet nie chcę sobie wyobrażać lipcowych temperatur. Nad morzem było przyjemne +28 i wietrzyk, w cieniu drzew - idealnie :)
UsuńTrzy lata temu byliśmy w okolicach Barcelony, też w czerwcu. Mimo deszczy był0 bardzo parno, człek sie pocił jak mysz, gdy tylko z hotelu wychodził na miasto.
OdpowiedzUsuńAle to, co się widziało to nasze, prawda?
Może kiedyś uda Wam się jeszcze pojechać do Sewilli! :-))))
To jednak bardzo daleko (bo z Poznania samoloty nie latają).
UsuńI jeżeli już, to w chłodniejszym miesiącu.
I tak, co zobaczymy, to nasze, żartuję, że tylko demencja może nam to zabrać (tfu,tfu, odpukać).
Przepiękne miasto, zakochałam się.
OdpowiedzUsuńTez bardzo mi się spodobało :)
UsuńPech pechem .... ale przecież nazwiedzałaś się dużo.
OdpowiedzUsuńPrzepiękna ta Sevilla.
Cieszę się że tak dużo podróżujesz i realizujesz swoje marzenia.
Czekam na cd.
Serdeczności Haniu.
Dziękuję Jadziu :) Sił coraz mniej, ale jeszcze mnie w świat gna, gdy przestanie, to już będzie starość. Póki daję radę, to zwiedzam. C.d chyba w weekend (jak zdążę). Ściskam!
UsuńNigdy nie byłam w Hiszpanii, ale uwielbiam wszystko co hiszpańskie, więc nie dziwię się Twojemu zachwytowi i pragnieniu powrotu. Uściski.
OdpowiedzUsuńPostaram się jutro napisać więcej. Ale hiszpańskich upałów nie lubię, tak jak i żadnych. A tu nam zapowiadają w Polsce hiszpańskie upały. I nie ma rady, trzeba je przeżyć. Ściskam!
UsuńPiękna podróż pełna wrażeń niezapomnianych:)
OdpowiedzUsuńSłonecznie pozdrawiam:)
Oj tak, te wrażenia, te wspomnienia, to to co cenię najbardziej w podróżach :) Serdeczności!
UsuńWitaj jeszcze wiosennym porankiem
OdpowiedzUsuńWłaśnie znalazłam chwilę czasu, aby ponownie powędrować po wirtualnym świecie i odpowiedzieć na miłe słowa. ....
Piękna ta Twoja podróż. Chętnie powędrowałabym takimi uliczkami i czasem przysiadła na coś słodkiego, aby także popatrzyć na biegnący dookoła świat.
Pogody w sercu i radości płynącej z pięknej, dojrzałej Pani Wiosny
Bardzo dziękuję. na dworze, jak widzisz, już lato i to upalne. Żal, że ta nasza wiosna taka krótka :) Pozdrawiam serdecznie.
UsuńPięknie...
OdpowiedzUsuńJest na mojej liście. Może się kiedyś uda tam dotrzeć.
Moc pozdrowionek.
Pięknie! A mnie moze uda sie tam dotrzec w chłodniejszy czas. Bo przez lato temperatury w miescie dochodza do 40 st. w cieniu! To nie na moje zdrowie. Serdeczności!
Usuń