wtorek, 7 maja 2019

Obiadek

Zwykle robienie obiadu, to dla mnie codzienny obowiązek. Czasami, jak dziś sprawia przyjemność.
Codziennie muszę podjąć decyzję, jaką zupę zrobić na obiad (bo zupa "musi" być). Najczęściej zaczynam od rosołu z jakąś częścią kurczaka (bo się szybko gotuje) i włoszczyzną, a potem najczęściej robię różne wariacje na temat pomidorowej (bo tę robię najszybciej). Dziś zawiesiłam oko na małej zeszłorocznej kapuście białej, która już parę dni leżała na stole i czekała na użycie. A może by tak zrobić szczi? Dawno nie robiłam.
Szczi - щи, czyli rosyjski kapuśniak, nazwę ma, przyznacie, "niechętną" dla polskiego ucha. Ale to bardzo popularna za naszą wschodnia granicą zupa, nie wiem, czy nie najpopularniejsza. Może być w bardzo prostej formie(woda, kapusta, jabłko, przyprawy, łyżka śmietany) a może być na bogato.  Może znacie taką zupę i nawet nie wiecie, że jadacie szczi?
U nas w Wielkopolsce taka zupa kapuściana jest nieznana. Bo to kwaskawa zupa ze świeżej kapusty. Tutaj, jeśli robimy zupę z kapustą, to jest to zwykle kapuśniak z kiszonej kapusty, a jeśli kapusta jest świeża, to w zupie jest składnikiem zupy jarzynowej.
Więc pokroiłam, poszatkowałam kawałek główki, na oko 30 dag (główka miała kilogram) i gotowałam, dodałam pół podsmażonej cebulki, w piórkach. I obowiązkowo jeden liść laurowy i 5 ziaren ziela angielskiego. Potem pokroiłam na drobne kawałki 2 ogródkowe jabłka (małe), już bardziej słodkie niż kwaśne (zwykle dodaje się dość kwaśne jabłko), dalej gotowałam. Gdy rosół z mięsem się ugotował, to i kapusta była miękka, a jabłka się ładnie rozgotowały. Odcedziłam rosół, pokroiłam marchewki z rosołu i kawałek selera, i mięso, dodałam to wszystko do kapusty, wyjęłam liść i ziele, dołożyłam łyżkę przecieru pomidorowego, żeby zupa była kwaśniejsza, ale tylko lekko kwaskowa, na koniec już po zdjęciu z ognie dodałam łyżkę śmietanki kremówki (może być śmietana, nie miałam) Już na talerzu ubrałam łyżeczką jogurtu (zamiast śmietany) i zieloną pietruszką. Wszystko oczywiście osoliłam do smaku (czyli mało). Aha, dodałam jeszcze łyżkę kus-kusu, żeby było pożywniej. I w wersji rosyjskiej obowiązkowo do zupy musi być chleb (ale ja nie jadam). A oto efekt:
Mojemu smakowało. :)
I właściwie tyle by wystarczyło na obiad.
Ale miałam jeszcze od wczoraj małą porcyjkę duszonych polędwiczek wieprzowych, należało zjeść. Tylko ziemniaki się skończyły, a do sklepu to mi się zupełnie nie chciało iść (ani jechać - najbliższy 700 m od nas). To zrobiłam kaszę. To też bardzo w rosyjskim stylu.
Ostatnio często gotuję kasze. I jest w czym wybierać. Najbardziej chyba lubię smak bulgura, kaszy bliskowschodniej z pszenicy durum (czyli tej, co na makarony). Bulgur gotuje się 15 minut od zagotowania wody i ma zupełnie neutralny smak, pasuje do wszystkiego. Uniwersalny.
Podobna w smaku jest kaszka orkiszowa, tylko bardziej sprężysta. Muszę kupić, skończyła się.
Lubię też kus-kus, także bliskowschodnia spreparowana kaszka z pszenicy, nie trzeba gotować, wystarczy zalać wrzątkiem i trochę poczekać. W sam raz na różne nasze wyjazdy i do zup w domu, także do gulaszy. Podobno można jeść i wersji na słodko, ale jeszcze nie próbowałam.
Dziś zrobiłam jęczmienną kaszę perłową.  Ładna, ale w smaku "jęczmienna", nie przepadam.
Robię też kaszę gryczaną, nazwaną przez moich synów "papierową " kaszką, bo jakoś jej smak (zapach?) kojarzył im się z zapachem farby drukarskiej. Gdy byli jeszcze w podstawówce byliśmy na wczasach na Ukrainie, tam dawali nam prawie codziennie tę papierową kaszkę, której chłopcy nie znali i nie bardzo im smakowała. Teraz ta kasza przypomina im dzieciństwo i nawet ją lubią.
Dawno nie gotowałam kaszy jaglanej, też muszę kupić, wcześniej często używałam, bo nie ma glutenu i  była składnikiem diety jednego z synków.
Najrzadziej używam ryż, zdecydowanie za długo się gotuje, jak dla mnie. Jestem niecierpliwa (nie tylko w kuchni).
A jako dodatek do zup często używam kaszki manny i kaszki kukurydzianej (ze swojej kukurydzy).
Ale jako nieodrodna córka Ziemi Wielkopolskiej i żona syna tej Ziemi - nic, na dłuższą metę, nie zastąpi ziemniaków, czyli naszych pyrek powszednich:)
A oto drugie danie Mojego:

Dobrze ma, prawda? ;)

20 komentarzy:

  1. A ja nie muszę mieć ziemniaków, choć znam smakoszy pyr, kartofli i wszelkich ich odmian.
    Zupy kapuścianej w tej wersji nie znam, często za to robię zupy-kremy.
    Drugie danie bardzo apetyczne i lekkostrawne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie muszę mieć pyrek, stąd te rozmaite kasze, ale chciałam podkreślić lokalny patriotyzm :) Ja lubię zupy-kremy, ale mąż mówi, że woli widzieć, co je, czyli kawałki warzyw, mięs, makaron albo kaszkę. A mi to obojętne, jak podam. Póki są ząbki - nie ma problemu ;)

      Usuń
  2. Ooo...ale zupka ,sosik..nie znałam takiej z jabłkami::) z pewnością pychotka.Sosik z polędwiczkami robię często bo uwielbiam ,M nie przepada,ale ja tak ,wszystko co w sosie duszone::))A dzisiaj miałam młodą kapustkę ziemniaczki i mielone.Natomiast M zażyczył sobie fasolkę po bretońsku ...jak mus to mus ☺☺ Pozmieniały nam sie smaki i każdy je co innego.Ale zbytnio sie nie zamartwiam ☺☺A na sobotę robię rosołek ,kuraka kupiłam tłustego,mamy w sprzedaży wiejskie mięsko drobiowe..☺A kartofelki uwielbiam ,muszę w tygodniu co najmniej 4 razy zjeść::))) M natomiast bardziej za cienkimi makaronami...boziuniu można dostać kręćka hahaha.Buziaki dla Was.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jem wszystko, tylko ostatnio trochę bardziej dietetycznie, więc więcej mięsa gotowanego. Gdyby nie było smażonych kotletów, które bardzo lubię, to mogłabym zyć bez mięsa. Robię, co A. lubi, bo ja też to lubię. I staram się, żeby nie za tłusto było, dla zdrowia. A. zje wszystko, co przygotuję, bo przecież zawsze się staram i robie z sercem, sam by sobie tak smacznie nie ugotował ;)Ściskam Was!

      Usuń
  3. W czasach, kiedy ziemniaki kosztują 2,50 za kilogram, alternatywa z kasza wydaje się być bardzo na czasie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale kasze nie są tanie, najtańsza - jęczmienna i ryż. A ziemniaki potanieją, gdy pojawią się na polskich polach, a nie z importu (te tzw. młode). A zeszłoroczne są takie drogie tylko w marketach, w małych sklepach jednak nieco tańsze.

      Usuń
  4. Ja tam jem, co mąż ugotuje - nie wybrzydzam. Tylko ilościowo mu patrzę na ręce, bo by mnie zapasł zupełnie. Tłumaczę mu, że na starość się je coraz mniej, bo i mniej się spala. A on pyry uwielbia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz dobrze, że nie musisz codziennie gotować. Jak chorowałam, to mąż też szykował jedzenie. Ale on nie bardzo ummie gotować, a ja lubię smacznie jeść i dlatego gotuję ja ;)

      Usuń
  5. Witaj nadal majowo
    Do zupy też chleba nie jadam Kasze bardzo lubię, chociaż niektóre musiałam wykluczyć z diety, a taką jak to pisze Jotka miłośniczką pyr, kartofli i ziemniaków jestem i pozostanę.
    Pozdrawiam ciepło przesyłając uśmiech

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pyry górą! Tylko to obieranie zawsze mnie zniechęca. Stąd w jadłospisie u mnie kasze, bo wygodne i szybko sie gotują. Serdeczności dla Ciebie!

      Usuń
  6. Za czasów mojego dzieciństwa mama obrzydziła mi wszelkie kasze, podając bardzo często mannę na gęsto. Gryczaną uznaję do bitek wołowych lub gulaszu, jaglana mnie w zęby kole, kus-kus to ulubiona kasza mojej synowej, bo nie trzeba gotować. Ta twoja zupa bardzo ciekawa, sama już nie gotuję ale może podpowiem synowi, by ugotował, tym bardziej, że synowa za kapuśniakiem nie przepada. Ciebie pozdrawiam, a Mężowi życzę smacznego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję! W moim rodzinnym domu było mało kasz, bo tato nie lubił, najwyżej jako dodatek do zup (ale nigdy gryczanej). A kaszę jaglaną poznałam jako już zupełnie dorosła osoba, tu na zachodzie Polski jej nie uprawiano, dopiero niedawno stała sie popularna w całej Polsce. Nie przepadam, ale nie wykluczam. I dla Ciebie serdeczności!

      Usuń
  7. Kasze zawsze lubiłam i jadam na bieżąco, ziemniaki bardzo rzadko. Zupa wydaje się ciekawa, po swojemu zrobiłabym bez rosołu. W ogóle nie gotuję zup na mięsie, tylko na samych warzywach i też mi się zdarza ugotować z tego, co po prostu jest w domu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta zupa bardzo dobrze się sprawdza bez rosołu. Ale mężczyzna lubi mięso, to co mu będę żałować;)
      Pamiętam, jak u polskiej koleżanki w Paryżu na obiad do drugiego dania było trochę ziemniaków, z komentarzem, że to jako jarzynka, nie wypełniacz ;) Bo jednak ziemniaki są zdrowe!

      Usuń
  8. A ja jako nieodrodna córka Mazowsza .... też najbardziej ziemniaczki lubię .... i to w różnych postaciach.
    Serdeczności Haniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ziemniaki są zdrowe i mają dużo białka. I są takie uniwersalne, nawet na słodko można jej jeść (placki ziemniaczane z cukrem) :) Ściskam Cię!

      Usuń
  9. Ziemniaczki bardzo lubię, kasze troszkę mniej, ale robię ze względu na ich zdrowotne właściwości. Staram się bardzo urozmaicać posiłki, więc różne kasze są zamiennie co jakiś czas i zawsze smakują, bo nie mają kiedy się znudzić. Muszę bardzo kombinować, bo mój eM kasz nie cierpi, więc muszą być podane w bardzo wymyślnej formie... tak naprawdę muszą być połączone z innymi intensywnymi w smaku składnikami :)))
    Ściskam serdecznie, Agness:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj, dobra zona z Ciebie :) Gdyby Mój nie znosił kasz, to chyba bym dała spokój i nie przekonywała go do nich(chyba nie chciałoby mi sie kombinować) ;) Jest wiele zdrowych produktów,których przecież mamy prawo nie lubić (mnie sie wydaje, że zjem (prawie) wszystko, ale może nie znam jeszcze wielu smaków, które by mi nie zasmakowały, w każdym razie jestem skłonna spróbować nowości). Serdeczności dla Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana
    I u mnie dziś na blogu kulinarnie, zapraszam:)
    Lubię dogadzać moim bliskim, sprawia mi przyjemność wymyślanie wciąż nowych potraw, ciast, nalewek:)
    Pozdrawiam miło:)

    OdpowiedzUsuń