poniedziałek, 19 sierpnia 2024

"W moim ogródeczku"

 Lato w pełni. Dziś przedpołudniem można było trochę odpocząć od upału. Po wielu dniach dobrowolnego zamknięcia w domu w ciągu dnia (źle znoszę upały, nie lubię gorąca) dziś wypiliśmy naszą południową kawkę pod lipą.




Korzystając z przyjaznej temperatury wyszłam na dłużej do ogrodu. Oczywiście, codziennie bywałam w ogrodzie, ale przed zmierzchem, żeby podlewać i zebrać to, co urosło, co spadło z drzew, co trzeba zagospodarować. Ale były to wyjścia "robocze", bez szczególnej przyjemności. 

Dziś, przy lekkim zachmurzeniu, po deszczyku (mizernym, niestety, ale każda woda z nieba cieszy) lżej się oddychało i ogród pachniał deszczem. Rośliny trochę zostały "umyte". Róże przyjęły ten drobny deszczyk z "zadowoleniem" ;) Podlewane codziennie odwdzięczają się ciągle bujnym kwitnieniem. Może czują, że je uwielbiam?




To są te przyjemności, bo poza pięknym widokiem moje róże pięknie pachną. Chodzę i patrzę okiem "pani na włościach" jak i co mi rośnie. 
Kiedy tak chodzę z koszem po ogrodzie, to co chwilę coś zrywam, najczęściej (codziennie) fasolę. Tyle jej urosło, że nie nadążamy zjeść, a ile można jej mrozić na zimę? Nie narzekam, sama chciałam, żeby mi jej nie zabrakło, żeby starczyła do przymrozków. Najwięcej jest teraz fasoli tyczkowej, "szparagowej". Duże strąki, zielone, po ugotowaniu rozpływają się w ustach.😋 (fasole lubią wszyscy "moi", więc rozdaję).


Tak sobie rośnie na zachodniej ścianie garażu.


A tak wygląda z bliska.
Ogórków już (prawie) nie zrywam. Miałam tylko wysiane dwa rzędy. Jakieś kiepskie w tym roku, może nasiona mizerne?  Było ich trochę na mizerię, dość małe, susza im wybitnie nie posłużyła (a codzienne podlewanie nie pomogło). Zostało ich 2-3, na malutką mizerię może starczy ?
Zrywam też dojrzewające brzoskwinie, te, co zwykle są dojrzałe na przełomie sierpnia, września i we wrześniu. Część z nich spada, na trawę, zbieram, podnoszę. Podobnie z jabłkami. Ale tych nie zrywam, na drzewie są jeszcze niedojrzałe. Natomiast te, co spadają mają już czarne pestki i są smaczne. To takie "dzikie" drzewko. Sadzonka przyniesiona z polnej miedzy. Rosła na miedzy nieduża jabłonka, obsypana smacznymi czerwieniejącymi się jabłuszkami. A pod jabłonką kilkanaście samosiewek -sadzonek. Wzięliśmy trzy takie sadzonki, malutkie. Posadziliśmy w naszym, małym, niskim wtedy, "lasku". W tym roku największe z drzewek, po chyba dziesięciu latach, jest obsypane jabłkami, pierwszy raz! Te inne rosną w cieniu "lasku", maja po 5-6 niewielkich jabłuszek, nadal smacznych.


Tu są i jabłka i brzoskwinie. Brzoskwiń, na szczęście nie ma zbyt wiele. Tylko po parę, czasem paręnaście na drzewku ( mam ich 5). Tu są te najładniejsze, te mniejsze dam na placek, może zrobię knedle. Ładne zjemy i wydam dzieciom. Gorzej z jabłkami. Jest ich za dużo na zjedzenie na surowo, a to jabłka późnego lata, nie nadają się na długie przechowywanie (chociaż są jędrne, o zwartym miąższu). Chyba będę je suszyć, wszyscy lubią suszone jabłka zimą (tylko to obieranie ze skórki!).
A to dopiero początek zbiorów (na szczęście jabłek zbyt dużo już nie będzie, w tym roku nie ma urodzaju na pozostałych trzech drzewach; i nie są to wielkie drzewa). Zaczynają dojrzewać śliwki. Zupełnie nie mam zamiaru robić powideł. Za dużo energii (gaz) i czasu (trzeba pilnować), a potem nie ma chętnych do jedzenia. Zresztą mam już 20 słoików z mirabelkami (takimi ciemnymi). Mój uwielbia, Mój robił.

To nie koniec urodzaju. Jak co roku będzie dużo, bardzo dużo, winogron. I tak, jak wszystko w tym roku, także winogrona będą wcześniej niż zwykle. One JUŻ dojrzewają!



To wspaniała odmiana bezpestkowa, z jasnoróżową skórką. Już je można jeść.😋


A żeby nas sąsiedzi nie podglądali, to tatuś posadził nam szpaler, żywopłot na długości 30 metrów. Sąsiadów nie ma (i oby jak najdłużej nie było, jest pusta działka, zarośnięta nawłocią), a Mój co roku robi wino z tych wszystkich winogron, a raczej dwa wina, bo są tu trzy odmiany, jedna ciemna, aż ciemnofioletowa. Na szczęście najpóźniejsza. Jeśli wino się nie uda, to się je destyluje i mam potem czym dezynfekować zakrętki. I na czym robić nalewki (których coraz bardziej nie ma kto pić).
I jeszcze jedno ulubione warzywo Mojego, które sieje, sadzi, podlewa i hołubi - dynie😊 W tym roku dynie po prostu chciały same rosnąć. Zanim na przygotowanym "polu" posialiśmy nasiona (w maju), już tam rosły całkiem duże roślinki  - z nasion, które znalazły się w kompoście, którym Mój nawiózł zagonek pod dynie. No i dzięki temu (i łaskawej ciepłej wiośnie, kiedy nic u nas nie zmarzło) jemy dynie już od lipca. I wydajemy rodzince.


Szkoda, że tu nie ma skali. Ale każda z nich waży kilka kilogramów. I to jeszcze nie koniec. Trzeba je było wziąć z pola, bo rosły na płocie i się urwały, czyli leżały na ziemi, w chaszczach na pustej sąsiedzkiej działce.
Robię z dyń zupy i nic więcej. Mrożę na zimę, pokrojone w małą kostkę i mam błyskawiczną zupę (na sposób austriacki). 
W upały nic mi się nie chce robić. Chętnie zamieniłabym się miejscami z moimi "nie moimi" kotami. Takim to dobrze 😉



12 komentarzy:

  1. Haniu, u Ciebie prawdziwe żniwa ogrodowe!
    Dynie przepiękne, będzie pyszna zupa dyniowa:-)
    U nas deszczu na lekarstwo, wszędzie pada, a tutaj nie.
    Miłych chwil w ogrodzie przy kawce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. U nas też żadnego deszczu. Nie zazdroszczę podtopień, ale żałuję, że nie ma sposobu , żeby część tej wody dotarła i do nas ;)

      Usuń
  2. Kiedy tak czytam, jestem przerażona ogromem pracy, której wymaga ogród! Tym bardziej się cieszę, że go nie mam. 😉
    Miłego kawkowania pod lipą.😘😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale miałaś ogród, ten po rodzicach? Ja wyrosłam, wychowałam się z ogrodem, a właściwie z warzywnikiem i sadem . Tato z kwiatów uznawał tylko tulipany i gladiole, bo mógł tworzyć nowe odmiany, inne kwiaty były nieistotne, nic niewarte ozdoby, których nie można było zjeść. A ziemia ma rodzić, to taty motto. Jak mogłabym nie przejąć, choć w części taty idei? Tato był dla mnie autorytetem, guru i cudownym tatą. A ja nie mogłabym mieszkać na wsi w wybetonowanym obejściu. Bez ogrodu się nie da. Ja lubię spokój mojej wsi, lubię mój ogród i naprawdę jestem leniwą ogrodniczką. I mogłoby sobie wszystko rosnąć, owocować i potem gnić, gdyby nie moje głęboko zakorzenione przekonanie, że żadnej żywności nie wolno marnować (i naciski A., że "trzeba" spożytkować) Drzew nie wytnę, winogron też nie, a nie znam sposobu na "sterylizację" roślin. Tak by było najlepiej ;) Uściski!

      Usuń
  3. Haniu, ja wychowałam się na wsi i każde wakacje tam spędzałam. Narobiłam się w ogrodzie i na polu tyle, że do końca życia mi wystarczy. Kiedyś dzieci pomagały w gospodarstwie tyle, ile dawały rady. Nikt nas nie wykorzystywał do pracy, która by była ponad nasze siły, a i samą pracę traktowaliśmy trochę jak zabawę, ale mimo wszystko dziś nie chcę mieć nawet działki. Może po prostu jestem leniwa?
    Buziaki!😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Ja z kolei jechałam na działkę (ogródek działkowy) tramwajem przez całe miasto, ale to rodzice tam pracowali, ja miałam tam koleżanki, a roślinki i kwiatki mogłam wąchać i patrzeć, jak rosną. naprawdę byłam rozpieszczoną jedynaczką. Dopiero na swoim własnym ogrodzie robię coś w ziemi, ale tylko tyle ile chcę. Rośnie, to się cieszę, nie chce rosnąć? Co poradzę? Ja też jestem leniwa .nawet mam taką książkę (od mamy) "Ogród leniwego ogrodnika" ;) Ściskam :)

      Usuń
  4. Jak w literaturze staropolskiej u Szymonowica i Kochanowskiego. Piękna przestrzeń na życie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję. Szkoda, że lato wyraźnie sie kończy. Fasola idzie gwałtownie w ziarno, róże przekwitają. nawet brzoskwinie trzeba zrywać, bo wiatr je obtrząsa . No i znów mam robotę, zaprawy ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale bym przyjechała do tego ogródka Twojego , na zbiory, na zapachu, na wino Twojego i na zupę dyniową (uwielbiam) 😉. Moc uścisków!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, jaka szkoda, że tak daleko od siebie mieszkamy! Dynie gotowa bym była wysyłać ci przesyłką! Naprawdę (ciekawe ile one tak średnio ważą i ile by to kosztowało?) Sporo ich urosło (i niestety są spore). A ja mam w zamrażarce jeszcze woreczki z pokrojoną zeszłoroczną dynią... No, co zrobić, ten rok był bardzo urodzajny i niezwykle ciepły. Przy ciągłym podlewaniu (bo u nas ciągle zbyt sucho) wszystko rośnie, jak głupie ;) Serdeczności!

      Usuń
  7. Mogę tylko pomarzyć o czymkolwiek w ogrodzie, wszystko zjadają ślimaki, ale tak to jest w Krainie Deszczowców. Wasz ogród mnie zachwyca, tyle pyszności. Może doradzisz, co można sadzić wśród ślimaków i prawie codziennego deszczu? Całuski

    OdpowiedzUsuń
  8. Może fasolka szparagowa. Podobno jest trująca, wszystkie części rośliny. Dopiero w trakcie gotowania trucizna się rozkłada. Ale może na ślimaki nie działa? Myszy nasion nie tknęły, a groch zeżarły ;)

    OdpowiedzUsuń