niedziela, 18 kwietnia 2021

Historia prywatnie -

Mojej Mamie poświęcam!


Upiekłam ciemna babkę. Tak w moim rodzinnym domu nazywano ten wypiek. Udała się, jak zawsze.



Mówię Mojemu :"wiesz, to już historyczny przepis, piekę tę babkę od 50 lat, przepis mam od mamy, a mama dostała go od cioci Elżbiety, tej lekarki" (Mój też ją znał). 

- A właściwie, jakie to jest pokrewieństwo? - zapytał. 

No i zaczęłam snuć wspomnienia.

Moja mama  miała dwie mamy. Pierwsza, rodzona, zmarła, gdy mama miała 11 lat. Drugą dziadek poślubił, gdy tylko upłynął czas żałoby. Zaraz potem zaczęła się wojna, po roku małżeństwa druga mama została wdową (dziadek zginął w Auschwitz) z dwiema podrośniętymi, ale ciągle małymi dziewczynkami. I nie była macochą z bajek. A z całą pewnością była moją najukochańszą babunią.

Dwie matki, to dwie rodziny i dwa kręgi krewnych. Pierwsza matka miała jedenaścioro rodzeństwa. Po jej śmierci kontakty z tamtą rodziną uległy rozluźnieniu, wojna też się do tego przyczyniła. Rozwikływanie rodzinnych powiązań, odnajdywanie nieznanych lub zapomnianych członków rodziny, to było dla mnie kiedyś prawie detektywistyczne zadanie.

 A przecież była jeszcze rodzina drugiej mamy. Z tą rodziną moja babunia utrzymywała bliski kontakt. Miała tylko dwie siostry i brata. Babcia i jej rodzeństwo urodzili się jeszcze w XIX wieku, w Wielkopolsce, czyli w Zaborze Pruskim. Najstarsza siostra babci wyszła za mąż za Niemca, jeszcze w czasach zaborów. Zmarła przed II wojną. Miała czworo dzieci, trzy córki i syna. Najstarsza córka i druga z córek wyszły za mąż za Polaków, już za czasów Polski. Czuły się, były Polkami. Syn i trzecia z córek byli Niemcami w Polsce. Po wojnie obie córki Polki zostały w Polsce, a ojciec z synem i córką czującymi się Niemcami, wyjechał do RFN (wtedy mówiło się jeszcze NRF). W czasie wojny ta najstarsza z córek, Gertruda, mieszkająca w Poznaniu, jako córka Niemca, protestanta, została niejako automatycznie zapisana na Volkslistę. Chroniło to też jej męża, krawca, przed wywozem na roboty do Niemiec (on był zwykłym "Polacke").  Mama wspominała, że ciocia Truda w czasie wojny przysyłała im paczki z cukrem i margaryną, gdy z mamą mieszkały na wysiedleniu w Generalnej Guberni. Po wojnie ciocia Truda pomogła młodym małżonkom, czyli moim rodzicom, odstępując im jeden z pokoi, w swoim dużym mieszkaniu (wolała krewną z mężem, niż obcą rodzinę, którą na pewno urząd kwaterunkowy by jej narzucił). Tam się poczęłam i tam spędziłam pierwsze tygodnie życia :)  Ciocia Truda była właściwie mamy kuzynką (chociaż nie rodzoną), ale była od mamy starsza około 20 lat. Mama zawsze zwracała się do niej "ciociu". I ta ciocia Truda miała córkę, jedyne dziecko - Elżbietę. Elżunia (nigdy nie Ela) była zaledwie kilka lat młodsza od mamy, ją mama nazywała kuzynką. Elżbieta została lekarką, jedynym lekarzem w naszej szerokiej rodzinie. Często służyła pomocą rodzinie (była anestezjologiem w dużym poznańskim szpitalu). Pamiętam, jak w dzieciństwie chodziliśmy na imieniny cioci i wujka (Stanisława). Pamiętam szczególnie wspaniałe kopce cudownie smacznych sałatek jarzynowych, śledziowych, jajecznych, pięknie ubranych majonezem i ozdobami z jarzyn, moja mama nie robiła takich sałatek.  Pamiętam zasobny mieszczański dom w starej kamienicy na poznańskiej Wildzie, z balkonem, z którego było widać główną ulicę Wildy (wtedy Dzierżyńskiego). Nie mieliśmy balkonu, więc balkon, to było marzenie. I był tam jeszcze pies, wielki owczarek niemiecki Reks, podobno jeszcze faktycznie poniemiecki pies, którym zaopiekował się wujek, gdy Niemcy w pośpiechu uciekali przed frontem, porzucając zwierzęta domowe. Reks był już starym psem, ale znał mnie przecież od urodzenia, nigdy nie okazał mi swojej nieufności, żadnej agresji, był pierwszym znanym mi bliżej psem, mogłam go głaskać (pod czujnym okiem cioci), nigdy, może dzięki niemu, nie bałam się żadnego psa. Takie wspomnienia przywołało jedno drobne pytanie męża.

No i jakie to było pokrewieństwo?  Gdy zaczęłam opowieść o rodzinie mojej babuni, to nie mogłam przestać ;) Opowiedziałam jeszcze o drugiej siostrze babci i jej rodzinie, która też mieszkała w Poznaniu i którą Mój znał. A potem przeszłam płynnie do opowieści o znanych mi (często tylko ze słyszenia) braciach i siostrach pierwszej matki mojej mamy. 

Wtedy Mój stwierdził, że powinnam to spisać, póki pamiętam (nigdy nic nie wiadomo), bo nikt poza mną już nie zna tej historii rodzinnej. Może nasze dzieci, wnuki zainteresują się kiedyś przodkami? Co jakiś czas wraca moda na drzewa genealogiczne. Może zechcą odszukać swoich dalekich krewnych? Kto wie? A ja mam przecież dużo czasu i lubię wspominać. A w rodzinnych historiach zawarta jest przecież historia nas wszystkich. Może i tutaj  powspominam znów. W każdej rodzinie są tajemnice i niecodzienne przypadki, które być może zainteresują nie tylko rodzinę?


Moja babunia z pasierbicami. Podobno mam uśmiech mojej mamy :) Kto mnie zna, rozpozna ;)
PS
Dziś moja mama skończyłaby 94 lata.


17 komentarzy:

  1. lubię rodzinne historie i popieram pomysł Twojego męża. Pisz, póki pamietasz. Będzie to niezwykła historia rodziny niepodzielonej mimo wojen i wciąż zmieniających się granic. Więzi rodzinne są silniejsze. A przepis na babkę mogłabyś podać:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dzięki Tobie, Czesiu, przekonała się, że dawne historie rodzinne są fascynujące :)
      Ciemna babka:
      1 kostka margaryny, 2 szkl. cukru, 3 łyżki kakao, 0,5 szkl. wody, to rozpuścić prawie do wrzenia. Odlać pół szklanki na potem. Po ostudzeniu dodać 4 żółtka (4 białka ubić osobno), 2 szkl. mąki, 1,5 łyżeczki proszku. Wszystko dokładnie wymieszać, dodając na koniec pianę z białek, delikatnie przemieszać. Piec w formie z kominkiem ok 45 minut w temp. 170 st. Po wyjęciu z pieca (i formy) na gorącą babkę wylać tę odlaną polewę. Smacznego.

      Usuń
  2. I ja popieram pomysł spisywania historii, niezwykle są ciekawe, ciekawsze od książek.
    Ciągle żałuję, że o pewne detale nie dopytałam dziadków, póki jeszcze żyli, teraz nie ma kogo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie sobie pomyślałam, że może moje dzieci zechcą kiedyś dokładniej poznać historię ze strony swojej ukochanej babci. A nie będzie już kogo zapytać. Będę spisywać, co pamiętam :)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawe dzieje Twojej rodziny. Czasy bywają niespokojne, a ludzkie losy są tak nieprzewidywalne. I wszystko przemija, czasem za szybko. Brak nam rodziców, krewnych, przyjaciół, którzy odeszli. Opisz co pamiętasz, może ktoś kiedyś będzie Ci za to wdzięczny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapisałam wszystko co udało mi się dowiedzieć o przeszłości mojej rodziny. Nie było to łatwe bo moi rodzice byli najmłodszymi dziećmi swoich rodziców i ostatnia babcia zmarła gdy miałam 5 lat. A teraz już nie mam kogo pytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też korzystam tylko z zasobów pamięci, ale mam też spisane wspomnienia mamy i taty. Chcę je uzupełniać moimi wspomnieniami. Też już nikt mi nie podpowie, zostałam najstarszą z tej gałęzi.

      Usuń
  5. Mój Tato spisał historię naszej rodziny, niestety, po jego śmierci położył na tym dziele rękę najstarszy brat i nie puszcza!
    Tak więc, lepiej spisywać samemu, co się jeszcze pamięta!
    Ciepło pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A brat nie chciał dać wspomnień do przeczytania? Teraz wszystko można skserować. To tylko życzmy sobie dobrej i długiej pamięci :) Uściski!

      Usuń
  6. Jestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, przy okazji napiszę ciąg dalszy :)

      Usuń
  7. Zgadzam się z Tobą Haniu.
    Trzeba wspominać, spisywać, opowiadać. Przeszłość kryje w sobie niesamowite tajemnice.
    Bardzo ciekawie to spisałaś.
    Serdeczności :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ty wiesz to doskonale :) Nie mam dużych ambicji. Po prostu chcę choć na chwilę zatrzymać tamten czas. I spożytkować ten czas, który mam :) Serdecznie Cię pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyznam się, że trochę się pogubiłam w tych koligacjach, ale to co najważniejsze, to to, że ciocia Gertruda(bardzo ładne imię) była dobrym człowiekiem. A takie wspomnienia faktycznie powinnaś spisywać, bo to przecież historia. Pozdrawiam i życzę smacznego, bo czarna babka wygląda apetycznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Pięknie opisałaś Haniu rodzinne dzieje. Lubię czytać takie ciekawe historie.
    Żałuję, że o wiele spraw nie zapytałam mojej mamy. Teraz już za późno.
    Pozdrawiam Cię ciepło!

    OdpowiedzUsuń