sobota, 1 sierpnia 2020

Śląsk zielony

Niedawno wróciłam z Beskidu Śląskiego. Już mnie gnało w "świat". Skusiłam się na jedną z ofert hotelowych. i nie żałuję. To był udany pobyt. Szczególnie, że kilka dni spędziliśmy z przyjaciółmi.
Mieszkaliśmy w Wiśle Malince. To część miasta Wisła. Według folderu Centrum Informacji Turystycznej miasto Wisła zajmuje 110,3 km kw. powierzchni (o 30 tys. więcej niż np. Gorzów Wielkopolski) i są to przeważnie góry i wzgórza, z zaledwie 11 tysiącami mieszkańców.
Przyzwyczajona do miejscowości na niżu, do wsi i miasteczek Wielkopolski, z nowym zdziwieniem oglądałam te podgórskie miejscowość. Mówię o nowym zdziwieniu, bo przecież od dzieciństwa, przez całą młodość i jeszcze z 15 lat temu jeździłam w nasze góry, w Beskidy, Gorce, Sudety i nie irytowały mnie domki rozrzucone na zboczach, wysoko nad wsiami, miejscowości rozciągnięte kilka kilometrów wzdłuż szosy i wszerz, wspinające się na wzgórza. A teraz był to dla mnie widok, wprawiający w zdumienie. Jak można sie tak wspinać i schodzić codziennie? Bo ja już nie mam siły wchodzić pod górę.
Okazuje się, że rzadko kto, z miejscowych, tam się wspina. Wszyscy jeżdżą. Wąskie dróżki, ale wyasfaltowane, auta tylko śmigały i smrodziły nam, gdy schodziliśmy ścieżką spacerową ze wzgórz (w obrębie owej Malinki).
W centrum Wisły nie byłam (byłam tam parę lat temu). Z Malinki, to 7 kilometrów, tyle pieszo szosą bez chodnika nie chadzam. A autem szkoda było czasu: potworne korki, związane z remontem szosy biegnącej przez Wisłę (kilka mijanek) i brak miejsc parkingowych.





W samej Malince jest ładna ścieżka edukacyjna wzdłuż strumienia Malinka (który łączy się z Wisełką tworząc rzekę Wisłę, w centrum Wisły właśnie).



To sztuczne progi na Malince. Ale ryb w tym strumieniu na lekarstwo.




To parzydło leśne nad strumieniem fascynowało mnie. Ścieżka edukacyjna i strumień są częścią parku krajobrazowego .
Ścieżką można było dojść do skoczni im. Adama Małysza.



Obok skoczni jest wyciąg krzesełkowy , dwuosobowy, zwany na wyrost "koleją linową".  Chyba z powodu koronawirusa najbliższy nas, całoroczny wyciąg (kolej linowa, czteroosobowa) na Cieńków był w tygodniu nieczynny. Nie mogliśmy zrobić "pętli cieńkowskiej" w wersji dla emerytów  - wjazd krzesełkami na Cieńków,  łagodne przejście górą, granią, do skoczni, zjazd krzesełkami w dół i powrót ścieżką edukacyjną, dołem, do hotelu ;)  Więc wybraliśmy wersję dla "sercowców": wjechaliśmy na szczyt skoczni. I poszliśmy w drugą stronę.



Wdrapałam się ostatkiem sił, po schodach na mniej więcej piąte piętro, tej budowli , z której skoczkowie zaczynają swój zjazd (ich chyba wwozi winda) i podziwiałam okolicę :)


Trochę mnie mdliło od samego widoku. Zawsze wiedziałam, że skoczkowie narciarscy są szaleni ;)

Dalej poszliśmy trasą spacerową, czasem wznoszącą się, czasem opadająca lekko w dół, w kierunku Cieńkowa (716 m n.p.m).


Po drodze mijałam urocze górskie łąki. Na łąkach chabry łąkowe, krwawniki, dziurawce, czasem goździki kartuzki . Cieszyły moje oczy :)
Na szczycie, przy górnej stacji, nieczynnego w czwartek, wyciągu wybudowano zajazd, restaurację w "góralskim" stylu. Widoki z tarasu były rozległe, na łagodne wzgórza Beskidu Śląskiego.

A tu wnętrze karczmy.
Po wypiciu kawki i zjedzeniu sernika mogłam schodzić w dół (tą wyasfaltowaną ścieżką, szerokości jednego auta) :). Ze schodzeniem nie mam najmniejszego problemu. I nawet mnie po tym łydki nie bolą.

Odwiedziliśmy najwyżej położoną wieś Beskidu Ślaskiego, Koniaków.
Dawno temu, za studenckich czasów, byłam już w Koniakowie. Przeszliśmy ze stacji PKP w Milówce na Pietraszonkę. Tu nocowaliśmy. A potem z Pietraszonki przeszliśmy do Koniakowa. To był obóz wędrowny ;)
Widziałam wtedy koronczarki przy pracy, nawet kupiłam sobie jakieś nieduże serwetki. Chciałam zobaczyć, jak zmieniła się wieś, jak Koniaków dba o tradycję i turystów.
Ta tradycja, to złoty interes. Jest duży Sklep Góralski, otwarty do godz. 19.00 . I Centrum Koronki Koniakowskiej - muzeum i warsztaty, połączone ze sklepem.





Tym razem nic nie kupiłam.
Ale w karczmie obok Centrum zjadłam bardzo smaczne, ponoć regionalne, placki ziemniaczane z pieca, z polędwiczkami w sosie kurkowym.

A potem zrobiło sie upalnie. I przez przełęcz Salmopolską skoczyliśmy nad jezioro Żywieckie, nadal po śląskiej stronie (oczywiście autem) .


Pożyczyliśmy jedną z tych żaglówek i śmigaliśmy po jeziorze:)




Pożegnanie z jeziorem.
Ale nie z widokiem wody "stałej" (czyli niepłynącej).

W granicach miasta Wisła, w Wiśle Czarne znajduje się urokliwe jezioro Czerniańskie, utworzone ze spiętrzenia łączących sie w tym miejscu Wisełek Białej i Czarnej, spływających z pobliskiej Baraniej Góry. Zbudowano tu zaporę (w 1973 roku), która ma 37 m wysokości i 270 m długości. Akwen ma powierzchnię 360 m kw. Teraz jest tu rezerwat przyrody, można tylko spacerować po zaporze i częściowo wokół jeziora, i  robić zdjęcia :)






A gdy się dobrze przyjrzycie, zobaczycie za drzewami , widoczne z zapory, dachy Pałacyku Prezydenckiego.


Za przełęczą Salmopolską, w stronę Szczyrku, jest Zajazd Salmopolski, gdzie serwują wspaniałe pstrągi z pieca, z grilla, smażone i wędzone. Tu właśnie widok na wędzarnię.
Przez Szczyrk tylko przejeżdżaliśmy. Taka typowa ulicówka, ciągnąca się kilometrami, zbiorowisko kiczu(kioski z pamiątkami) i bałaganu architektonicznego. Tłumy ludzi na ulicach, setki samochodów na poboczach, jak można wypoczywać w takim miejscu??

Będąc w powiecie cieszyńskim musiałam, po prostu musiałam zobaczyć Cieszyn, jedno z miast, które od lat były na mojej "liście miejsc do zobaczenia". Jako dziecko zaczytywałam sie w Godkach Śląskich Gustawa Morcinka. Pisał także o Cieszynie i o rzece Olzie (swego czasu chyba zakłady "Olza" produkowały "Prince Polo"?, a może jakieś inne smaczne wafelki, pamiętałam nazwę "Olza").
Wiedziałam, że to bardzo stare miasto, jedno z najstarszych w Polsce (powstało w IXw., choć prawa miejskie nadano mu w XIII wieku) i pełne zabytków. A ja uwielbiam historyczne miasta z duszą.
I nie zawiodłam się. Starówka w Cieszynie jest piękna (więcej nie widziałam, ale widziałam to, co najciekawsze).
Rynek z ratuszem.
Gdy przyjechaliśmy było pochmurno i raczej chłodno. Z każda chwilą robiło sie coraz ładniej i coraz cieplej.



Na rynku studnia św.Floriana.


A to Dom Narodowy - Cieszyński Ośrodek Kultury. Na drugim pietrze Centrum Folkloru Śląska Cieszyńskiego - wystawa i część warsztatowa "Oaza tradycji". Bardzo ciekawe.


To plac przed Teatrem im. Adama Mickiewicza (teatr był prosto pod słońce i zasłonięty drzewami).


A to ulica Głęboka, która prowadzi do ulicy Zamkowej (widać  na końcu ulicy Pałacyk Myśliwski Habsburgów, w zamkowym parku)
Tam ulicą Zamkową można wejść lub wjechać do Czeskiego Cieszyna. Przez rzekę Olzę i Most Przyjaźni.


To Olza z Mostu Przyjaźni. 

A to rzut oka na czeską stronę. Nie poszliśmy. Zrobiło się nagle gorąco, nie byłam przygotowana na tak wysoką temperaturę (zbyt grube ciuchy). Poszliśmy w cień do zamkowego parku.


Jednak parę metrów w Czechach zrobiłam ;)


To Pałacyk Myśliwski Habsburgów z 1840 roku. Na cokole współczesna rzeźba "Ślązaczka".
A w pałacyku jest teraz szkoła muzyczna.


A w parku pomnikowe kasztany. Park znajduje się na Górze Zamkowej. W XIV wieku ziemno-drewniany gród został zastąpiony murowanym gotyckim zamkiem książęcym.


To najcenniejszy zabytek Cieszyna, Rotunda romańska św. Mikołaja. Jedna z najstarszych świątyń chrześcijańskich w Polsce i najcenniejszy zabytek Śląska. Jej wizerunek znajduje się na banknocie 20 złotowym. Pochodzi z XI wieku. W dniu Patrona, czyli 6 grudnia odbywają się w niej nabożeństwa.



A to zachowane fragmenty Wieży Ostatecznej Obrony z XIII wieku. To pozostałość owego pierwotnego grodu i fortyfikacji obronnych.


A to Wieża Piastowska z 2 poł. XIV wieku.
Bardzo mi sie podobało na Górze Zamkowej. 

Nie zrobiłam zdjęć kilku zabytkowych kościołów i nie byłam w Muzeum Ślaska Cieszyńskiego (limity odwiedzających, otwarte tylko do 14.00, nie zdążyliśmy). 
Jeśli tylko będę w pobliżu z radością znów odwiedzę Cieszyn. Piękne miasto!

A wracając już do domu zrealizowałam jeszcze jeden "kaprys". Wstąpiliśmy prawie "po drodze" do Rybnika. To miasto też kojarzy mi się z dzieciństwem. Moja Pani od skrzypiec (w szkole muzycznej) pochodziła z Rybnika i często wspominała swoje miasto. Aż do teraz nie miałam okazji go zobaczyć. 

No i "zobaczyłam". Był to tylko krótki rzut oka na najstarszą część miasta, wokół Rynku.
Ale nawet tak krótki pobyt pozostawił miłe wspomnienia i przekonanie, że stara część miasta jest ciekawa i ładna.



Opisów nie daję, bo nie wiem, na co patrzyłam. Po prostu spodobały mi się te budowle.




To na pewno dawny Ratusz, przy Rynku. Przeczytałam, że mieści się w nim Pałac Ślubów.


Na Rynku dużo punktów gastronomicznych, "ogródków". 


Nagle takie ciemne zdjęcie mi wyszło. Ale tu widać Rynek w szerszym ujęciu. 

Oczywiście poszliśmy na kawę . Tuż przy Rynku była kawiarnia "Tu i teraz". Zapamiętam ją na dłużej :) Wypiłam bardzo smaczną kawę mrożoną (pierwszą tego lata) i zjadłam niesamowity tort Sachera, "z marmoladą morelową", jak zachęcała urocza kelnerka. Takiego smacznego ciasta dawno nie jadłam (a jestem łasuchem, jak wiecie). Polecam!
Jeśli zaliczyłam kawę z ciastkiem, to miasto jest "zaliczone" :)


Jeszcze pożegnalne zdjęcie, placu przed wielką galerią handlową "Focus".


I już z auta, z drogi "ustrzeliłam" kościół patrona Rybnika , św. Antoniego ( wiem, co to dzięki rzetelnemu wpisowi Barbarossy na jej blogu)


I to już koniec wycieczki :) Dziękuję za Waszą cierpliwość .

21 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy wypad, znajome szlaki, jedynie nad Jeziorem Żywieckim nie byłam. Kawa z ciachem w drodze, to zawsze dobry pomysł...w Cieszynie jest fajna knajpka "U przyjaciół":-)
    Dużo słońca i zdrowia, Haniu:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba właśnie w tej knajpce byliśmy:) takie klimaty z lat 70-tych tamtego wieku (ależ to sie słyszy!, przecież ja wtedy już byłam dorosła!) Wzięłam ciasto marchewkowe, pycha :)

      Usuń
  2. Haniu, piękna wycieczka.
    Mam focha, byłaś w RYBNIKU!!! :( I nie dałaś wcześniej znać...
    Chętnie przykucnęłabym z Tobą w kawiarence Tu i Teraz. To moja ulubiona. :)
    No chyba, że to był czas, kiedy byłam w klinice.
    Pozdrawiam Cię ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, ja wpadłam na pomysł zobaczenia Rybnika dosłownie przed skrętem na A1, czyli w ostatniej chwili. To był spontan, także dzięki Tobie i Twoim zdjęciom. No i nie wiedziałam, czy jesteś w domu, fakt. A jeśli jest nam pisane sie spotkać, to sie spotkamy.
      I wtedy dobrze sobie zaplanujemy to spotkanie :) Ściskam Cię serdecznie!
      Możesz być pewna, że myślałam o Tobie w Rybniku :) Spokoju, dobrych myśli i dużo zdrowia!!!

      Usuń
    2. I ja, i a bywam w tej kawiarence:))

      Usuń
  3. Ale piękną wycieczkę mieliście! Z przyjemnością szłam Waszymi śladami!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkie miejsca w okolicy i w samym moim mieście :). Ja jednak nigdzie teraz nie jeżdże i nie chodzę, poczekam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładne macie śródmieście :) A po rynku i okolicy nigdy bym się nie domyśliła, że jestem w przeszło stutysięcznym mieście! Ale dzięki temu małomiasteczkowemu charakterowi Rynku, jest on taki przytulny :)

      Usuń
  5. Witaj już sierpniowo Haneczko
    Kiedyż to ja byłam w tamtych stronach?
    Pozdrawiam nadzieją na spokojny tydzień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam taką nadzieję. Ale zapowiadają upały. Nie lubię ich, nie ma się jak przed nimi ochronić (na dworze). Więc siedzę w domu. Ściskam Cię serdecznie!

      Usuń
  6. Haniu - bardzo dawno już byłam na takie wycieczce - i w Wiśle i na Przełęczy Salmopolskiej i w Koniakowie i w przepięknym Cieszynie ..
    Moje dzieci były wtedy w tym wieku w jakim są wnuki.
    Dziękuję serdecznie że mnie tam zabrałaś...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też szlakiem wspomnień wędrowałam :) Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  7. Ale fajna wycieczka!Bardzo mnie zaciekawiłas Cieszynem,te romańskie zabytki chętnie bym odwiedziła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu dotarłam, nie zawiodłam się, wręcz zobaczyłam więcej niż się spodziewałam :)

      Usuń
  8. Podziwiam kondycję. Gdybym ja miała okazję być w Koniakowie, to prędzej zrezygnowałabym z posiłku niż odmówiła sobie kupienia koronki koniakowskiej. Są piękne. Niechaj zdrowie Ci dopisuje, żebyś mogła odbywać jak najwięcej tak uroczych wycieczek. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, własnie z powodu słabej kondycji nie chodziłam po górach. Zejść mogę, ale wchodzenie meczy mnie ponad miarę, nie cieszy. Więc sie nie wdrapuję. A na żaglówce byłam balastem, nic nie musiałam robić, tylko czasem głowę schylić, żeby nie dostać bomem, czyli tą częścią, drewnianą, do której jest zamocowany dolny brzeg masztu. Ja mam sporo koronek, obrusy i małe serwetki. Nie mam już gdzie ich rozkładać ;) Pozdrawiam :)

      Usuń
  9. Cierpliwość się opłaciła. Pokazałaś nam przepiękne miejsca. Wspaniale spędziłaś czas :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Szczególnie cieszą mnie miejsca nowe, które nie rozczarowują, a wręcz przeciwnie. Jak te powżej ;)

      Usuń
  10. Ciekawie napisane. Warto było tutaj zajrzeć

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetna relacja! Super wpis

    OdpowiedzUsuń