Jeśli bym zapytała moje dzieci, jaką zupę mam zrobić na obiad, usłyszałabym najpewniej - pomidorową. Zupa - symbol, zupa - łącznik: starego z nowym, mnie z rodzicami, synów ze mną. To zupa oczywista, ale nigdy taka sama. Raz czysta, częściej ze śmietanką, z makaronem, najlepiej najcieńszym, raz ryżem, z lanymi kluskami, z kaszką manną, na rosole, bezmięsna, ze świeżych pomidorów, z przecierów. Tysiące wariacji, wielość smaków, ale zawsze domowa pomidorowa.
Bo u mnie w domu, jak pokolenie wcześniej, codziennie na obiad jest zupa i drugie. Bo mój uwielbia zupy, bo "bez zupy życie jest do..."rymu. A zupę łatwo i szybko ugotować, nie ma problemu.
Kontrowersyjne zupy, to te, których ktoś z rodzinki nie lubi i nie je:
szparagowa, dyniowa, szczawiowa, barszcz. Robię najlepiej, jak umiem, mnie smakują, więc żal, że młodzi wybrzydzają (ja nie jadam czerniny, ale też jej nie robię).
Z czasem, z doświadczeniem mogę zrobić "z niczego" dowolną zupę. To "nic", to produkty, którymi akurat dysponuję (żeby nie biegać do sklepu, jest dość daleko). Jak ta przysłowiowa zupa z gwoździa.
Ostatnio zrobiłam taką zupę autorską, na pewno kontrowersyjną. To zupa "szpinakowa". Cudzysłów dlatego, że nie zrobiłam jej ze szpinaku (łac.Spinacea oleracea), tylko z łobody ogrodowej (łac.Artiplex hortensis) z rodziny komosowatych, zwanej u nas lebiodą jadalną (tak, jak i komosę, chwast ogrodowy, nazywamy lebiodą).
Na zdjęciu łoboda zielona i komosa biała (czyli lebioda chwast)
Ta łoboda może być zielona i czerwona (ponoć też żółta, ale takiej nie znam). I dorasta do dwóch metrów! Na start naszego ogródka tato wysiał mi czerwoną łobodę, jako roślinę ozdobną, która bardzo szybko urosła. I obok czerwonej znalazło się parę ziaren zielonej. I poszło! Sieje się sama co roku, jak chwast.
Ale wykorzystuję ją, najczęściej robię "szpinak". Mój niechętnie je szpinak, a tej łobody - lebiody tak dużo urosło. Żal wyrzucać, a wyrwać trzeba, bo zacienia inne warzywa. To pomyślałam, że spróbuję zrobić zupę.
Liście (bo ogonki i łodyga są dość twarde) sparzyłam, jak na szpinak. Liście czerwonej lebiody po sparzeniu są ciemnozielone, ale te żyłki i ogonki liściowe są ciemnoczerwone, jak buraki gotowane. Mój czerwonej lebiody nie chce jeść. Kilka razy przepłukałam liście czerwonej lebiody i zmiksowałam z tymi zielonymi liśćmi. Oczywiście dodałam tartą marchew, seler(akurat miałam naciowy), czosnek niedźwiedzi (rośnie mi na grządce, przywieziony z leśnej łąki), szczypiorek, trochę kaszki kukurydzianej. Doprawiłam masłem i śmietanką, na stół podałam grzanki (a właściwie bruschette -chip z pomidorami i oregano, akurat takie miałam). I czekałam na pochwały ;)
Zupa wyszła ciemno zielona, piękny kolor (niestety na zdjęciu przekłamany). A smak? No, zupa z zielonych warzyw, bez soli, bez masła i śmietanki pewnie nie miałaby żadnego specjalnego smaku.
Podobnie, jak zupa krem z porów. Mnie pasowała. Pochwały się nie doczekałam. Ale mój nigdy( nigdy!) nie skrytykował niczego, co ugotowałam (nawet, jak mnie samej coś nie smakowało). Już wiem, że potrafię ugotować każdą zupę "z wyobraźni", jaką mi ktoś zada.
Pomidorowa wymiata! Gdy mój syn bywał chory, właściwie tylko to jadł i nic więcej:-)
OdpowiedzUsuńLubię eksperymentalne zupy, tę Twoją chętnie bym zjadła:-)
Szczawiowa muszę kiedyś zrobić, choć zjem ją pewnie sama, niestety.
Czy szczaw można kupić w stanie świeżym (przeciery widziałam)? Ja zawsze robiłam zupę z tego, co mi urosło. Na ryneczki nie chodzę, a w zwykłych warzywniakach nie zauważyłam szczawiu.
UsuńMożna kupić czasami, ale czy teraz to nie wiem...z tym w słoiczku mniej roboty:-)
UsuńZupa musi byc:), i też jestem w stanie zrobic ze wszystkiego:)
OdpowiedzUsuńZupy są zdrowe, lubię takie, które można zrobić szybko, ale rosół wołowy od czasu do czasu też robię ;)
UsuńŁoboda, ha, znam osoby, które się tak nazywają, ale rośliny nie znałam i zupy takiej nie jadłam. Haniu, artystą można być w każdej dziedzinie, bo to raczej stan umysłu
OdpowiedzUsuńA wiesz Czesiu, ja też znam osoby o tym nazwisku? A roślinę zawsze nazywam lebioda. Sprawdziłam w książce o roślinach jadalnych i tę łobodę ludzie jedli i uprawiali od czasów prehistorycznych. A tato tę roślinę znał od dziecka i sprowadził najpierw na swoją działkę, potem na naszą z ogrodu swoich rodziców.
UsuńPysznie wygląda!
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię zupy-kremy. Ostatnio robiłam zupę z groszku konserwowego - pyszna. :) Brokułowa mi się bardzo przejadła, ale mam ogromne pole manewru w zupach! Może tym razem czas na krem z porów?
Buziaki!
Krem z porów jest świetny, bo ma taki delikatny smak, że trudno się domyślić, z czego to zupa (jeśli wczesniej nie powiedzieliśmy). Tylko kolor ma mało zielony. I wtedy przyda się odrobina szpinaku, dla koloru :) Przyjemności!
UsuńBo dobra zupa nie jest zła.
OdpowiedzUsuńInaczej mówiąc dobra zupa to poezja.
I widzę że Ty parasz się poezją.
Serdeczności.
Wiesz, to jedyny rodzaj poezji, jaki uprawiam. Ale staram się wznieść na wyżyny poezji smaków (bo ja żyję, żeby jeść) ;)Ściskam!
UsuńA dla mnie wymiata pomidorowa i rosół 😊
OdpowiedzUsuńPomidorowa, to zawsze u mnie zupa ratunkowa. Umiem ją zrobić w 15 min (jeśli mam gorącą wodę). I ulubiona (chyba) :)
UsuńMoja mama i siostra, to doskonałe kucharki, ja niestety nie. Szczawiową bardzo często robiła moja mama i trochę mi się przejadła w młodości. Pomidorowa obok ogórkowej i kapuśniaku, to ulubione zupy mojego syna, chociaż nigdy jej nie podawałam z lanymi kluskami czy kaszą manną. Na polecaną przez Ciebie zupę chyba nie skusiłabym się, choć faktycznie w tej kokilce wygląda zachęcająco. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNa zdjęciu zupa jest prawie czarna, w rzeczywistości miała kolor intensywnie zielony, jeszcze bardziej zachęcający. Ale smak żaden konkretny. Po prostu moja fantazja na temat zupy. Nic nie stracisz nie próbując jej :)
UsuńU mnie dzień bez zupy, to dzień stracony. Dziś ogórkowa. Wczoraj rosół. Moja rodzina woli klasykę. Chociaż czasem eksperymentuję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam żółto-zielonym majem
Ja bym mogła bez zupy, ale czego się nie robi dla Kochanego :)
UsuńPół Polski je pomidorową w poniedziałek, bo z niedzieli zostało trochę rosołu.��
OdpowiedzUsuńOstatnio wydarzyła mi się zupa brokułowo-pokrzywowa. Brokuły były mrożone, pokrzywa suszona, ale zupa wyszła całkiem zjadliwa.
Ściskam Cię mocno. Tym razem z Niemiec. Jesteśmy tu już ostatni raz.
Ha, ja w niedzielę nie robię rosołu. I w ogóle rzadko robię rosół, bo to dla mnie taka zupa "bez smaku", tyle, że słona. I nie lubię tłustych zup. Uściski.
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się z Tobą! Dobry rosół jest bardzo trudno ugotować, ale jeśli ktoś to potrafi, to jest to zupa o wyśmienitym smaku i zapachu. I wcale nie musi być tłusty.
UsuńOj, po prostu wolę zupy kwaśne, a rosół wołowy robię, wtedy, gdy przygotowuję mięso na kulebiaki albo na pasztet świąteczny. I jest to wtedy dobry rosół (ponoć). Ja zjem wszystko, co ugotuję, ale nie przepadam za rosołem i już.
UsuńWitaj nadal majowo
OdpowiedzUsuńBo u mnie nadal maj
Jutro chciałabym zaprosić Cię na moje imieniny. Niestety tortu i herbaty nie będzie, ale jak zawsze (mam nadzieję) możesz liczyć na ciekawe słowo
Pozdrawiam pachnącą końcówką maja