poniedziałek, 2 września 2019

Powrót do Turyngii


Niektórzy twierdzą, że nie należy wracać do miejsc dzieciństwa, bo to już nie są "te" miejsca. Ja nie mam takich obaw. Dla mnie to są "tamte" miejsca. Bardzo lubię szukać okruchów tamtego czasu, czasu beztroski i szczęścia. Często niewiele pamiętam, jak tym razem (bo byłam tu przed przeszło 50-u laty), ale pamiętam doskonale atmosferę podróży, pierwszej zagranicznej, tylko z tatusiem, radość z poznawania zupełnie innego świata. Wtedy pojechaliśmy pociągiem do Erfurtu, a potem do Meiningen, mijając po drodze Suhl, najważniejszą miejscowość tutejszych gór Türinger Wald czyli Lasu Turyńskiego.
Turyngia, kraina historyczna, od 1990 roku kraj związkowy, ze stolicą w Erfurcie. Turyński Las - pasmo górskie, góry nie bardzo wysoki, podobne do naszych Beskidów i moich kochanych Gorców (chociaż znacznie bardziej zalesione),  z najwyższym szczytem Jagodową Górą , niecałe 1000 m n.p.m.
Suhl, to była dla mnie tylko znajoma nazwa, powiew dzieciństwa. Ale złapałam się tego tropu i pojechaliśmy zobaczyć miasto w środku Turyńskiego Lasu oraz jego zielone okolice.
Suhl - prawie 40- tysięczne miasto na prawach powiatu, z (zaledwie) 450-letnia historią, znane miłośnikom jednośladów z produkcji motorowerów Simson.

Akurat w dniu przyjazdu było pochmurno, nawet momentami dżdżyście (w końcu miasto w górskiej kotlinie).





To widok na fasadę kościoła filialnego. Tu zaczyna się miejski deptak.


To fontanna Diany przy głównym deptaku.



To drugi kościół w mieście, a właściwie pierwszy, bo to ten jest parafialny, a ten powyżej filialny, w obu odbywają się latem, co piątek równo w południe, koncerty organowe. W mieście dużo schodów i podejść (lub zjazdów), tu są "obok" góry.




 Dużo świeżo odnowionych domów.


W różnych   stylach...



 Widać, że sie starają :)

 Mieszkaliśmy w tym hotelu Grand Suhl 4*,  na ulicy "Dworcowej" (Bahnhofstr), widziałam przemykające obok pociągi regionalne w wesołych żółtych kolorach. Ja jechała tutaj przed laty ciemnym burym pociągiem z parowozem, to już prawie prehistoria...


A w wielu miejscach miasta zamiast trawników założono łączki. Czytałam o tym. Te łąki z jednorocznymi kwiatami sa odporniejsze na suszę, radzą sobie z nią, nie trzeba ich kosić, są o wiele tańsze od trawników i do tego urocze :) 

Na drugi dzień wybraliśmy się w plener. Pogoda była piękna, aż za (ok + 30 st). Jednak w cienistym lesie, na zboczu wiał zefirek i było  bardzo przyjemnie.







Jeżynowy chruśniak i cudownie słodkie dzikie jeżyny (mam w ogrodzie amerykańskie bezkolcowe, ale słodkie są dopiero absolutnie dojrzałe, spadające z gałązki, te dzikie są dobre nawet nie do końca dojrzałe i nie są mdłe).

Z grzybów widziałam tylko surojadki i tę młodą sowę (kanię).
We wsi, do której zeszliśmy był zwyczaj sadzenia co roku jednego drzewa (przy ośrodku informacji turystycznej, zamkniętym, niestety.
Musiałam sfotografować tegoroczne drzewko - to wiąz, moje drzewko druidzkie :)




Wioseczka Vesser lezy w dolinie potoku o tej samej nazwie. W rzeczce szerokości 60 cm były pstrągi  długości co najmniej 30 cm. Mój po prostu nie mógł odejść od mostka, tak go te ryby fascynowały ;)
Wioseczka ozywa zapewne zimą, na pobliskich stokach sa trasy zjazdowe i ślady po wyciągach (oświetlenie w dół stoku). Teraz też było kilkoro gości w klimatycznej gospodzie, gdzie posililiśmy sie wspaniałym ciastem własnego wypieku i kawą (w  przyzwoitych cenach -10 euro za wszystko).



Wracając mieliśmy taki widok na Suhl:


A kolejnym miastem, do którego pojechaliśmy było Meiningen. Tutaj byłam z tatą i to pamiętam.
Dlaczego tato wybrał się z 10-letnią córką właśnie tutaj? Nie mam pojęcia. Nie był miłośnikiem teatru, ale musiał słyszeń o Meiningeńczykach, sławnej trupie teatralnej (1874-90) księcia Sachsen-Meiningen Jerzego II, nazywanego też księciem teatru. To on zbudował niezwykle okazały budynek teatru, niebywały gmach w malutkim miasteczku.

Bardzo podobny do  poznańskiej Opery, może nawet okazalszy (u nas schody są znacznie dłuższe, tu zawsze biegła droga), brakuje mu Pegaza na szczycie ;) Ale kto wie, może to ten sam architekt projektował oba teatry? Może stąd tak dobrze zapamiętałam to miejsce.

Tak uwiecznił mnie tato.

A tak Mój. Wtedy tez był sierpień. Widzicie, jak klimat się zmienił? Mieliśmy teraz ukrop, a wtedy rajstopki - patentki i sweterek, zeby nie zmarznąć ;)
Ale Meiningen, które ma przeszło tysiącletnią historię, to nie tylko teatr. Chociaż to teatr i teatralne przedsięwzięcia przyciągają tu melomanów. Miasto ma tylko 21 tys. mieszkańców, ale Stare Miasto  jest znacznie okazalsze niż w Suhl, a domy , ulice, place wabią turystów.
Z resztą zobaczcie sami.

Zabytkowe centrum - deptak.
Romański kościół na Rynku.

 


Zafascynowały mnie te zdobione drewnem domy (Fachwerkhaus).



Był też zamek księżny Elżbiety (Sachsen-Meiningen), barokowy, obecnie siedziba władz miasta i muzeum.
W pięknym parku,
w którym także odpoczywaliśmy w cieniu nad woda.
I tak się skończyła moja podróż sentymentalna.
A Wy lubicie wracać do miejsc dzieciństwa? Lubicie podróże sentymentalne?
Ja na razie skończyłam podróże wszelkie. Na jak długo? Zobaczymy :).

19 komentarzy:

  1. Szkoda, że A. nie zrobił Ci zdjęcia w tym samym miejscu i w tej samej pozycji.

    Nie wiem jak Ty, ale ja mam wrażenie, że tereny dawnego NRD to jednak inne Niemcy - architektonicznie i obyczajowo.
    Niemcy z zachodu mają za złe tym ze wschodu podatek, który muszą na nich płacić. I to wszyscy. Nawet emerytom potrąca się te pieniądze. To dzięki wpływom z tego podatku pięknieje Turyngia i inne wschodnie landy.

    Jak Cię znam, to niebawem znowu ruszysz w podróż.🛄🚙✈🚢

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to zdjęcie z dzieciństwa wygrzebałam dopiero po powrocie. Pamięć płata figle - byłam przekonana, że tato zrobił mi zdjęcie na schodach, a to było przy schodach. tez trochę żałuję ;) O podatku nie wiedziałam, ale trudno (jakoś nie żal mi tych z Zachodu), a teraz przynajmniej byłe NRD upodabnia się uroda do"starych" landów. Jeśli chodzi o ludzi, nie odczułam szczególnej różnicy - w sklepach i restauracjach uprzejmi, grzeczni, z uśmiechem. A w przestrzeni architektonicznej - tak bardziej na luzie, nie wszystko wymuskane i wymiecione do ostatniego pyłku. Bardziej swojskie "nasze";)
      Z miesiąc posiedzę w domu, no chyba, że do Gostynia wskoczę ;) I do Warszawy ;) Ale co to za podróże na 2 dni? Uściski!

      Usuń
  2. Ależ Ci zazdroszczę, że masz takie możliwości, wcześniej z Tatą, teraz z mężem! Jesteś szczęściara! I nic się nie zmieniłaś! :-))))
    Fantastyczna relacja, a najbardziej mnie uwiodły te polne kwiaty na skwerkach, i jak zawsze w Niemczech - szachulcowe domy!
    Czekam na nastepne relacje! :-))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiesz, trafił się nam stan wojenny i nigdzie nie można się było ruszyć dobre 3 lata, a prywatnie, to chyba aż do 89r. Wtedy jeździłam jako pilotka wycieczek do ZSRR, do Czech(osłowacji), do Bułgarii. Też miało swoje plusy :)
      A ja Ci na bieżąco zazdroszczę Pitera. Już do Ciebie zaglądam :)

      Usuń
  3. Haniu, tyle rozmaitości, że nie wiem od czego zacząć.
    Podoba mi sie pomysł z łączkami, urocze. Zauważyłam to u nas, tam gdzie podobne łączki rosną, jest zielono - trawniki są suche!
    Piękna architektura i Ty w kwiecistej sukience:-)
    Gratuluję podróży i wrażeń smakowych:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upał był, w słońcu gorąco. A tę sukienkę kupiłam w Inowrocławiu :)Bardzo udany zakup, na upały - w sam raz :)
      Ta łączką mnie zachwyciła, koniecznie muszę sobie taką w ogrodzie zasiać. Próbowałam w tym roku, ale tylko kilka gatunków, ze 3 , się pojawiło. Muszę zainwestować więcej :) Nie odpuszczę, bo taka miła dla oka i pożyteczna dla owadów (było tam mnóstwo pszczół).

      Usuń
  4. Haniu - przepiekną mialas podróż sentymentalną. Ja uwielbism takie podróże. Jeżdżę wtedy do Rzeszowa czyli miasta moich Rodzicow w ktorym spedzalam wakacje przex wiele lat.
    Serdecznosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mimo, że zmienia się wokół świat wracamy do dawnych dni w naszej pamięci, prawda? Ściskam Cię.

      Usuń
  5. Hania, znam te strony, też z dzieciństwa! Dziękuję, że mi o tym przypomniałaś, bo nie pamiętałam o tamtej wyprawie. Tylko że wtedy zupełnie inaczej to wygladało - smutne, zaniedbane miasteczka, szarzy ludzie, bez uśmiechu. Nie patrzyli na nas z sympatią :-( Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój tato świetnie mówił po niemiecku, ja też sporo, nigdy nie spotkałam się z niechęcią, gdy tato mówił, ze jesteśmy z Polski. Raczej z zainteresowaniem (co najmniej). A że szaro? Nie bardziej szaro niż u nas wtedy. A powiedziałabym, że czyściej i porządniej niż w Polsce.Tak to pamietam, może przez pryzmat wspaniałej przygody, jakim był dla mnie ten wyjazd.

      Usuń
  6. Sporo nam pokazałaś. Domki z elementami drewnianymi bardzo mnie zachwyciły, zamek zaintrygował, no i super teatr.
    Takie zdjęcia z dzieciństwa są cudne, ale współcześnie też pięknie się prezentujesz.
    Podróże dzieciństwa, no cóż różnie to bywa. Czasem są miłe, czasem bardzo smutne...
    Pozdrawiam Cię Haniu bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Poznaniu od końca XVIII wieku mieszkali przybysze z Bambergu, zasymilowali sie zupełnie, ale budowali po swojemu. Mamy w mieście sporo domów szachulcowych, typowych dla niemieckiego podgórza. W Niemczech też "łowiłam" przykłady tej architektury. Fascynująca :)
      Staram się nie przywoływać smutnych wspomnień. Moje dzieciństwo, to był bardzo szczęśliwy dla mnie czas.
      Serdeczności dla Ciebie!

      Usuń
  7. Piękne budynki i las zdjęcia piękne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Cieszę się, że się spodobało!

      Usuń
  8. Haniu ,jednak niemiecka kultura w czystości, jest słynna.Az miło popatrzeć w każdym kąciku porządek. Piękne miasto i wszelakie miejsca ,które zwiedzaliście::))A taka łączkę tez miałam w tym roku,cały czas zakwitały polne kwiaty...Na wiosnę posieje więcej na obrzeżach pod plotami..Pozdrawiam cieplutko ,dałam nareszcie nowy wpis::)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda, czy wschodni, czy zachodni Niemcy, to lubią mieć czyściutko. Ale wiesz, taka "dekoracja filmowa", że człowiek boi się zrobic krok, żeby nie zabrudzić chodnika, to az nienormalne, w końcu przestrzeń domowa (zwłaszcza) jest dla ludzi. W niektórych austriackich i szwajcarskich i pewnie bawarskich wioskach i miasteczkach czułąm się jak na planie filmowym, wszystko tak błyszczące, nowe, że aż nienormalnie (dla Polaka). Żeby żadna trawka, żaden listek, żadem kamyczek nie leżał na drodze? A w ogródku zaden chwast, broń Boże, i żaden krzywy kwiatek. Taki perfekcjonizm, to jakiś problem z własnym ego ;) Lubię kolorowo, porządnie i czysto, ale trochę więcej luzu, spontaniczności :)
      Ściskam Cię i już do Ciebie zaglądam :)

      Usuń
  9. Chyba każdy chce wracać do miejsc dzieciństwa, Ty to zrobiłaś i sprawiło Ci to dużo frajdy. Wycieczka wspaniała. Miasteczko z cikawa architekturą, czyli wszystko ok, a że trochę inna rzeczywistość no cóż tak to już jest, że wszystko się zmienia. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wszystko się zmienia i nasze spojrzenie na świat także zmienia się z wiekiem. Serdecznie pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Niesamowita architektura!!! Bardzo mi się podoba ta miejscowość. Masz piękne wspomnienia. Ja od dziecka uwielbiam Szczawnicę. Jeździłam tam jako dziecko z rodzicami.

    Pozdrawiam serdecznie z Krakowa

    OdpowiedzUsuń