sobota, 8 czerwca 2019

Andaluzja zachodnia i dalej cz.2

Z Sevilli dojechaliśmy po południu do naszego hotelu w miejscowości Neuvo Portil, która powstała chyba tylko po to, żeby bogaci Hiszpanie i bogaci cudzoziemcy mogli mieć swoje letnie domy. Żadnych sklepów, żadnej wspólnej infrastruktury, uliczki zabudowane domami, willami na wynajem lub na sprzedaż. Pod koniec maja, w środku tygodnia - wymarłe miasto.

I czy to w ogóle można nazwać miastem? Przy głównej drodze wzdłuż wybrzeża - kilka kafejek, barów, pizzerii. Nic ciekawego.
Ale hotel leżał nieco na uboczu. Nad samym morzem. Miał piękny duży ogród i niedawno otwarty  "aguapark", jak mówią Hiszpanie.


To widok z zewnętrznej windy na ogród i morze. Od Atlantyku oddzielał nas pas łachy piaskowej, ale przypływy i odpływy działały tu jak na odkrytym morzu.
W pakiecie hotelowym mieliśmy śniadania i do wyboru obiady lub kolacje. To bardzo wygodne rozwiązanie, bo nie lubię objadać się przed snem, a z drugiej strony nie musieliśmy się spieszyć na obiad , będąc na dalszej wycieczce (wydawali do 16.00) i mogliśmy zjeść wtedy dopiero kolację  (od 19.30).
A te dwa posiłki niczym sie od siebie nie różniły. Zawsze był to bufet, z wyborem najróżniejszych dań, potraw, dodatków, jarzyn, owoców, deserów i ciast.  Dla mnie uczta. Uwielbiam taki rodzaj serwowania. Bo mam możliwość spróbowania po troszku wielu różnych potraw.

Taki sobie przykładowy zestawik, codziennie inny ;)
Nie dość, że to wszystko zjadłam, to jeszcze wzięłam deser! A co tam, raz się żyje :)

To hol wejściowy,
A to nasz dwuosobowy pokój (4 osoby też by się wyspały).

Po tym hedonizmie trochę natury, historii, kultury:

Hotelowa plaża, pusta w południe, w oddali marina. Piasek tutaj akurat dość gruby, żwir, ale w innych miejscach miałki i jasny.


Bardziej na południe, plaże bardzo szerokie, piaszczyste, a przed nami odkryty Atlantyk.

Ostre liście jakiejś odmiany mikołajka nadmorskiego, bardzo ich tam dużo (chyba nie jest chroniony, jak u nas).
Robiliśmy wycieczki wzdłuż wybrzeża, podziwiając egzotyczną florę i poznając okoliczne miejscowości (których wcale nie ma tam zbyt wiele).

 Stara wioska rybacka - El Rompido (5 km od hotelu).

Przystań rybacka, plaża.
Teraz kolejne osiedle domów dla letników i nowy ośrodek wypoczynkowy.

 Tu widok na centrum handlowe, w małych domkach krytych trzcina, eleganckie butiki, obok kawiarenki, restauracje pod parasolami. W tle stara latarnia morska.
Żeby zobaczyć kolejne "coś nowego" wyskoczyliśmy do Portugalii. Do granicy, do Algarve mieliśmy  35 km. Ale w Algarve już byliśmy (cudowne miejsca), chciałam teraz zobaczyć dolinę rzeki Guadiana, w swym dolnym biegu rzeki granicznej (z Hiszpanią). Jest tam park narodowy, byłam go ciekawa. No i oczywiście zupełnie rozminęły się moje wyobrażenia, oczekiwania z rzeczywistością. Jechaliśmy i jechaliśmy przez spalony słońcem kraj, nie dojeżdżając do rzeki, nawet jej nie widząc (jechaliśmy na północ, przez Hiszpanię). Po obu stronach szosy jakieś nieużytki, wzniesienia, czasem las piniowy, żadnych osiedli ludzkich.
A to właśnie ten park narodowy! Rozległy.
Dojechaliśmy do miasteczka   Mertola. Jest tu pierwszy most po portugalskiej stronie na rzece Guadiana (na południu, przy ujściu rzeki jest most graniczny portugalsko - hiszpański).

 Bardzo wysoki. Widok od strony miasteczka.

A to widok w druga stronę.
 Zeszliśmy nad samą wodę. Mój musi sprawdzić każdą wodę pod kątem ryb (wędkarz). I były ryby w Guadianie, widzieliśmy 2 rodzaje. :)
A nad wodą, jak w Polsce, dzikie irysy.

Mertola, to małe, senne miasteczko w rejonie Alentejo, liczy zaledwie nieco ponad 7 tys. mieszkańców. Jednak historia miasta sięga czasów fenickich i rzymskich, czyli przeszło 2 tysiące lat. 



Z  czasów arabskich pochodzi kościółek, który pierwotnie był meczetem (przerobiony na kościół po odbiciu miasta z rąk Maurów (Arabów) w 1238 roku przez rycerzy Św. Jakuba. Widać go na tle ruin zamku - taka biała budowla z wieżyczkami. O tym, że to tak cenny zabytek dowiedziałam się już po wizycie w miasteczku. Z resztą było tak gorąco, że nie miałam siły i ochoty drapać się stromymi uliczkami pod górę w pełnym słońcu. Zamek góruje nad całą doliną, widać go z każdej strony miasteczka. Podzamcze otaczają do dziś mury miejskie.

Widać te stare mury i kościółek. Na pierwszym planie oleander. Całe ich szpalery kwitły właśnie wzdłuż autostrad (na tym pasie rozdzielającym dwa pasy ruchu).

 To inny most nad dopływem Guadiany i zamek od tyłu.


A to widok z tego mostu na rzekę w dole (to nadal park narodowy)..


Mapa okolicy. Bardzo lubię mapy. Nawigacja, to za mało, nie pokazuje okolicy. To jak patrzenie na świat przez dziurkę od klucza.

I jeszcze ta bujność przyrody. Wszędzie przepiękne bugenwilie.

A także wszechobecne jakarandy, drzewa rejonów tropikalnych.
Oczywiście musieliśmy wypić  kawkę w jednej z kilku restauracyjek, z widokiem na rzekę. Portugalska kawa, jak zawsze, wyśmienita! Uwielbiam Portugalię :) (i nie tylko za kawę) ;)


Opuszczamy miasteczko i jedziemy wzdłuż Guadiany do ujścia, po portugalskiej stronie, do mostu granicznego w Vila Real.
Na pożegnanie rzut oka na zamek. Pod zamkiem gaj oliwny.

Z punktu widokowego - majestatyczna Guadiana :) Druga strona rzeki, to już Hiszpania.

Jeszcze raz zaproszę was  do Andaluzji. Ale na dziś wystarczy ;) Do następnego c.d. :)

14 komentarzy:

  1. Ale mi brakuje takich krajobrazów i pogody.. Piękna wycieczka, jak zwykle pełna wrażeń:))
    Uściski:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogody nie brakuje mi wcale, chętnie oddam tę polską ;) W środę ma być +33 st.!! Chyba w ogóle z domu nie wyjdę ;)Ściskam!

      Usuń
  2. Można powiedzieć, że momentami pławiliście się w luksusie i dobrze, czasami i tego trzeba spróbować. Lubię taki wybór dań, smaków...
    Pokazałaś w swej relacji piękne widoki, podzieliłaś sie ciekawostkami, to jak podróż bez wychodzenia z domu, a te puste plaże, to nie do uwierzenia:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pasjami lubię puste plaże :) podejrzewam, że gdy nastaną wakacje szkolne (także w Hiszpanii)i temperatura powietrza jeszcze wzrośnie, to i morze będzie cieplejsze i plaże zaroją się wczasowiczami ;)
      Odrobina luksusu w czasie wyjazdu, to "wisienka na torcie" :)

      Usuń
  3. Dobrze się chodziło Twoimi śladami, patrzyło na piękne widoki, morze i plaże, smakowało czasem różne zupełnie od naszych potrawy! Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało. Zapraszam z 2-3 dni na ostatnia część. Jeszcze parę zdjęć pokażę. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Miejsce piękne, warte odwiedzenia.
    Ale...póki co muszę z powodów zdrowotnych zrezygnować z jakiegokolwiek podróżowania.
    Serdeczności zostawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja chcę zobaczyć, jak najwięcej się da, póki zdrowie pozwala, bo nie mam złudzeń, że tak będzie trwać...też nie jestem młodsza i zdrowsza, a odwrotnie, niestety. Dużo zdrowia dla Ciebie!

      Usuń
  5. I znowu zabrałąś mnie w wielki świat.
    Bardzo Ci dziękuję, bo u mnie kłopoty i jeszcze raz kłopoty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, kłopoty...jak zawsze życzę dużo zdrowia! Zdrowia nigdy dość.
      I cieszę się, że choć na chwilę oderwałam Cię od prozy życia:)

      Usuń
  6. Haniu PIĘKNE miejsce zwiedzaliście.Podziwiam w Tobie ten zapał do podróży ,ja niestety już nie daję rady na długie wyjazdy.Nawet do Polski już rezygnuję i nie tak często bywam.Zamiast sie cieszyć widokami ,to bym marudziła ,że trzeba chodzić ,gorąco,itd ☺☺☺ Ja lubię blisko i mieć wszelakie ulubione miejsca.Wiem ,że nuda ...ale nic już nie wskóram z wyjazdami.Taka ze mnie kura domowa..Ale Tobie pozytywnie zazdroszczę pięknych zwiedzających miejsc.Pozdrawiamy Was Serdecznie.Jedzonko i spanie super::))U nas 19 st,deszczyk codziennie obowiązkowo popada,pogoda super bo jest trochę słońca, trochę deszczu☺

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękna relacja. :) Bardzo dużo zobaczyliście.
    Podoba mi się ta alternatywa: obiad albo kolacja, pewnie zwiedzając, wybralibyśmy kolację...
    Pozdrawiam czerwcowo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdjęcia przepiękne. Wzgórza, woda i te mosty. Podobne widoki podziwialiśmy w Sorrento we Włoszech. Było podobnie. Na Capri też pełno kafejek i butików... drogich rzecz jasna. Nawet nie wchodzilam bo ceny mniemam przerażające. Ale willa San Michel przepiękna. O jej właścicielu lekarzu Axelu Munthe można się wiele dowiedzieć z jego książki pt. Willa San Michelle. Plolecam, bardzo przyjemmnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam, widziałam:) I właśnie o tej willi w Anacapri przeczytałam kiedyś chyba w Przekroju i o Axelu Munthe, i bardzo chciałam ją zobaczyć. I jechaliśmy tam takim małym krótki autobusikiem, po stromych wąskich asfaltowych "ściezkach". strach w oczach! Ale było warto :)

      Usuń