Teraz ja jestem teściową i próbuję kontynuować tradycję. Jednak goszczę moje dzieci znacznie rzadziej, niż ja byłam goszczona (bo też moje dzieci mają do nas dalej, niż my mieliśmy do naszych rodziców.). Na ich przyjazd przygotowuję się zawczasu, planuję i kupuję co potrzeba.
Codziennie "obiad musi być", a ja mam ciekawsze zajęcia, jak zastanawianie się, co zrobię na obiad. I nie jest to dla mnie tak istotne, żeby zaraz po śniadaniu zajmować się przygotowaniami do obiadu.
Codzienne decyzje obiadowe męczą mnie. Nie samo robienie obiadu, tylko wymyślanie, co na ten obiad zrobić, żeby nie było nudno, nie co dzień to samo. Tak bardzo odsuwam robienie obiadu w czasie, że potem spieszę się, żeby zjeść najpóźniej do godziny czwartej, chcę mieć już ten obiad z głowy. Jak w wojskowym powiedzonku : "obiad zjedzony - dzień zaliczony", u mnie obiad zrobiony i zjedzony, obowiązek odhaczony, reszta dnia do całkowitej mojej dyspozycji :)
Z tych powodów mój obiad musi być szybki (poza rzadkimi wyjątkami, gdy kupuję wołowinę i duszę gulasz wołowy z 3 godziny, do miękkości; albo ozorki - też trzeba je gotować najmniej dwie godziny, nawet o zwykłą pieczeń wieprzową w piekarniku też trzeba zadbać z godzinę przed obiadem, a często lubię "sobie zapomnieć" o obiedzie, z resztą nie lubię pieczeni).
Najszybszy standard, to zupa pomidorowa i kotlet schabowy. Zupę potrafię zrobić w mniej niż pół godziny. Oczywiście nie na rosole, bo ten też się musi pogotować. Ale taką jarską, z przecieru, z utartą marchewką i utartym selerem, z posiekanym porem, z lanymi kluskami, masłem i śmietanką, to ugotuję szybko. Schabowy też smaży się raz dwa, ziemniaków jadamy mało, pokrojone na ćwiartki i zalane wrzątkiem gotują się szybko. Do tego surówka z pomidorów albo ogórek konserwowy i obiad gotowy (wraz z zupą) w 40 minut.
Zupa z mrożonki też jest szybka, więc zwykle mam jakiś zapas w lodówce. Muszę mieć jakieś minimalne zapasy, bo niby w naszych dwóch wiejskich sklepach można sporo kupić (poza mięsem), ale nie chce mi się w trakcie robienia obiadu iść przeszło pół kilometra w jedną stronę (szczególnie w brzydką pogodę), a rower elektryczny mam dopiero od kilkunastu dni.;)
Na obiad "muszą" być 2 dania. Jak widać po cudzysłowie, dla mnie dwóch dań nie musiałoby być. Ale to są te kompromisy w związku. Jak Mój kocha zupy, to mu je robię. W ogóle Mój jest wspaniałym "konsumentem" , zjada wszystko, co uszykuję, nigdy nie ma uwag, wszystko mu smakuje, często chwali, a ja ze swej strony gotuję najsmaczniej, jak potrafię. Więc nie żałuję Mojemu tych zup, jeśli uważa, "że bez zupy egzystencja jest do d...py".
Ja za mięsem nie przepadam, ale mężczyzna domaga się mięsa. No i nie oszukujmy się, mięso robi się najprędzej. Taki schabowy, czy inne mięso smażone(kurczak, indyk, polędwiczki wieprzowe), także mielone (zawsze świeżo mielone, chude), to parę minut. Czasem gotuję klopsiki, lubię białe sosy (potem słyszę, że to szpitalne jedzenie, ale uświadamiam Mojemu, że na pewno nie byłoby tak smaczne, jak domowe). I ryby też smażę (póki zdrowie pozwala). Kawałki mięs duszone w warzywach też są dość szybkie w przygotowaniu i robię dość często. Czasem jest to bliższe jambalayi, czasem leczo. Jak mnie takie zwykłe potrawy znudzą, to robię makaron po włosku, czyli pastę zaczynając od sławnego "rozgrzej oliwę na patelni, podsmaż czosnek", a potem można dodać różne dodatki i ugotować różne makarony. Mnie najbardziej odpowiadają wszelkie wstęgi i wstążki (tagliatelle, fettuccine) i sosy śmietanowe.
Tu -Fettucine all'Alfredo, moja ulubiona pasta, bardzo prosta, jak widać po składnikach.
Czasem robię tylko zupę, taką rumfordzką, w Poznaniu nazywaną rumpą albo rumpuciem, jednym słowem "ajntop"( Eintopf). To wtedy, gdy mam ugotowane mięso z poprzedniego dnia albo mam kiełbasę, którą można do tej zupy dodać. Czasem kupuję gotowe kopytka , bo nie zawsze mam ochotę na ziemniaki (z obieraniem nie ma problemu, bo po pierwsze ich mało, a po drugie Mój zwykle obiera). Ale one jednak się trochę gotują, a kopytka są gotowe w parę chwil. Mam też zwykle w zapasie kuskus, jak już zupełnie nie chce mi się czekać ani na ziemniaki, kasze czy kluski.
Najczęściej gotuję obiad na świeżo, rzadko mi coś zostanie do następnego dnia (taka wyliczona jestem). Ale jak zostanie, to oczywiście mam szybki obiad. Ale jakoś jeszcze nie przestawiłam się na gotowanie na zapas. Mam też mały uraz z dawnych lat. Mama zawsze przygotowywała obiad przed pójściem do pracy, potem po powrocie wszyscy razem go jedliśmy w obiadowej jeszcze porze. W niedzielę mama lub tato, który lubił gotować, piekli mięso, które potem zjadaliśmy czasem przez tydzień. To było już 'nudne' mięso, po dwóch dniach jedzenia tego samego już mi zupełnie nie smakowało. Więc u siebie robię codziennie coś innego. Ale mam więcej pracy. Mój wybór.
A jakie wy macie pomysły na szybkie obiady? Może są dania, których nie znam, o których zapomniałam, a które robi się i podaje szybko? Może mi coś podpowiecie i dowiem się czegoś nowego?