środa, 31 października 2018

Cukierek albo psikus

"Cukierek albo psikus" - tymi słowami dzieci, młodzież witają gospodarzy, gdy ci otwierają drzwi 31 października. To hasło Halloween. Wiele lat temu, gdy ta tradycja dopiero raczkowała w Polsce, usłyszałam takie słowa, wypowiedziane chóralnie przez grupkę dzieci zgromadzonych przed moimi drzwiami w bloku. Dzieci były w "upiornych" czarnych strojach, z gotyckimi makijażami na twarzach i w dziwnych perukach czy czapkach. Zupełnie mnie zatkało. Do tego stopnia byłam zagubiona, że nie zrozumiałam, czego te dzieci ode mnie chcą. Cukierki albo psikus? Czy ja mam wybrać, co chcę? Cukierków nie chcę, więc może pokażą mi jakiś psikus? Naprawdę, tak wtedy pomyślałam. Przecież wtedy nie miałam pojęcia, że to nie jest pytanie, tylko "szantaż". Syn się wmieszał i jakieś słodycze dla dzieciaków się znalazły.  Ale nie polubiłam Halloween. Bo nie znoszę szantażu, czy groźby. Ciekawe, co za psikusa by te dzieciaki zrobiły, gdybym nie miała cukierków? Znacie jakiś zestaw psikusów?
Potem przeprowadziłam się na wieś. I tutaj, zupełnie nowi, też zostaliśmy odkryci przez miejscowych młodych. Tu już nie były dzieci, raczej starsi nastolatkowie (raczej dziewczyny), pięknie i pomysłowo przebrane za jakieś upiorne wietrznice, w szaro- czarnych zwiewnych sukniach, z fioletowym tapirem na głowie. Zaskoczona byłam zupełnie, bo nikogo tu nie znaliśmy. Ale cukierki jakieś się dla nich znalazły. Co roku na Halloween przychodziło kilka grup przebierańców, pozbywałam się wszystkich zapasów słodyczy (bojąc się chyba dowiedzieć, jaki to psikus mógłby mnie spotkać). Potem przez długi czas kłaniały mi się we wsi różne młode osoby, których zupełnie nie znałam ( może one mnie poznawały, a może wiejskim sposobem witały się grzecznie z każdą napotkaną osobą).
W zeszłym roku odwiedziły nas dzieci najbliższych sąsiadów i przynajmniej wiedziałam komu daję słodycze. Na ten rok też jestem zaopatrzona, sama cukierków nie jem, ale kupiłam, a nuż znów odwiedzą mnie przebierańcy? Nie moja tradycja, ale jeśli kogoś cieszy, to mogę się przyłączyć, co mi tam.
A lampionów z dyni nie robię. Nie obrodziły u mnie, a poza tym mam zasadę, że jedzeniem się nie bawię.

Jeszcze jesienny spacer w po drogiej sercu drodze.
P.s.
Już się wydawało, że "upiorki" nie przyjdą. A jednak o 20.00 dwa stadka dzieciaków (tak 7-8 klasa tutejszej podstawówki) przyszły i dostały swoje cukierki. :)

10 komentarzy:

  1. Na czym polega psikus dowiedzieliśmy się dwa lata temu. Musieliśmy wyjechać i wróciliśmy późno. Zastaliśmy bramkę wysmarowaną białą pastą
    :( Wiem, że zawdzięczam to łobuzom, bo większość dzieci grzecznie odchodzi nie zastawszy właścicieli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście nieprzyjemny psikus. W tym roku nikt nas nie odwiedził.

      Usuń
  2. No popatrz, a u mnie nie chodzą! nawet kolędnicy przestali chodzić...leniwa jakaś ta młodzież dzisiaj.
    Nie odbieram tego jako szantażu, wszak w naszej tradycji przed Wielkanocą tez różne psikusy się robi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, kolędnicy chociaż życzenia składają, a "upiorki" nawet, jak się uśmiechną, to nie widać ;) Żartuję, nic mi nie szkodzą (nie przyszli, znów będę wnukom cukierki rozdawać) :)

      Usuń
  3. Moja kuzynka doświadczyła co znaczy psikus, kiedy skrobała jajka z okien, kiedy skończyły jej się cukierki :P Ale pewnie okna oberwały od jakiejś starszej "dzieciarni", bo jakoś nie zauważyłam żeby rodzice, którzy chodzą z najmłodszymi, zabierali reklamówki z jajkami :P Ja mieszkam w Stanach, u nas wszędzie dynie. Choć ja nie mam do tego ręki i co roku świecę po prostu plastikowe :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Stanach, to ja rozumiem- wiekowa tradycja, to i "psikusy" różnego kalibru. Mój średni syn, pod koniec szkoły średniej całkiem zgrabnie wycinał w dyni oczy i nawet szczerbate zęby ;) i do środka świeczkę. Na spotkanie z rówieśnikami. Ale ogólnie spokojnie u nas w Halloween.

      Usuń
  4. Do moich wnuków przychodziły po kolei wszystkie dzieci z całego budynku. Wszystkie cukierki i czekoladki dostały...
    Fajne to jest.
    A żebyś widziała jak oryginalnie były przebrane i pomalowane...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy to ich koledzy, znajomi przychodzili? Stroje i malunki też miałam okazję podziwiać jakiś czas temu. W tym roku młodzież się nie wysiliła, tylko trochę twarze pomaźgali kolorkami.

      Usuń
  5. Moja Córka lubiła ten dzień, ja mam stosunek obojętny.
    Moc pozdrowień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie nasz czas, za naszej młodości tego zwyczaju nie było. Młodsze pokolenia juz się z tym zwyczajem zżyły.

      Usuń