niedziela, 2 września 2018

Ach, te brzoskwinie...

Znów się nimi cieszę.

Czyż nie są śliczne? Niby "tylko" takie nasze, krajowe, nie te szlachetne, letnie, ale mają też swój urok. Obrodziły. Ale niestety, lato nie było dla nich łaskawe. Wody z nieba miały, jak na lekarstwo. Okropna susza i spiekota nie sprzyjały większości drzew i owoców. Także brzoskwinie polskiej odmiany Rakoniewickiej wolą chłodniejszą i wilgotniejszą aurę. Co z tego, że były codziennie podlewane? Drzewa nie wyschły, żyły, ale owoce na nich mizerne. 
Te, które pokazuję powyżej rosną tuż przy domu, pod okapem. Południowe słońce (rosną od południowej strony) ich nie uszkodziło, a łagodne słońce popołudniowe i codzienne podlewanie dały efekty w postaci pięknych, dużych, dorodnych owoców w zadowalającej mnie ilości. To taka ilość, żeby się najeść do syta, jeszcze dać sporo każdemu z synów i nie męczyć się przetwórstwem.

To tylko dwie gałęzie (dwie pozostałe owocowały w lipcu, pisałam o nich wtedy).

Ale to nie jedyna brzoskwinia w moim ogrodzie. Brzoskwinie mają w naszej rodzinie długa tradycję uprawy. Gdy rodzice kupili swoją daczę, ugór i piach, to znajomy poradził, że na takim piaszczystym podłożu (po wzbogaceniu gleby) bardzo dobrze udają się brzoskwinie. I rzeczywiście. Przez prawie 40 lat na daczy rosły i nadal rosną różne odmiany brzoskwiń, łącznie z nektarynami. Ale brzoskwinie nie są długowieczne. To w naszym klimacie drzewa delikatne,  te  z cieplejszego klimatu źle znoszą nasze mroźne, szczególnie bezśnieżne, zimy, atakują je choroby. Drzewa nie żyją długo (15-20 lat). A polskie odmiany są zwykle dość późne (wrzesień) i nie tak soczyste i smaczne, jak te letnie. Ale też mają swoich amatorów. Te moje  tegoroczne(powyżej i poniżej) jedynie minimalnie ustępują wielkością i smakiem tym lipcowym.



Mam jeszcze dwa drzewa i klika drzewek. Te dwa drzewa mają już 10 lat i rodzą w pełni. Te pozostałe, to wszystko samosiewki, z owoców których w poprzednich latach nie zdołałam sprzątnąć. I na tych młodych drzewkach (w różnym wieku) miałam pierwszy raz owoce, po dwa, trzy - wszystko, jak 'rodzic' - rakoniewicka. Te starsze drzewa stoją cały dzień w słońcu i żadne podlewanie nie było w stanie pomóc owocom. Są małe, nie do końca jeszcze dojrzałe, a i tak opadają, podsuszone. I jest ich bardzo dużo, za dużo. Zmęczyło mnie ich przerabianie. A nie wyobrażam sobie, żebym mogła je tak po prostu zlekceważyć, pozwolić im się zepsuć, zmarnować. I to nie tylko z powodu tych hektolitrów wody wylanych pod drzewa (ale nie znoszę marnotrawstwa żywności i wody).

Tu widać wyraźnie różnicę, chociaż to ta sama odmiana, tylko różne warunki uprawy. 
Więc biedzę się i przerabiam te mniejsze na dżemy, robię kompoty na bieżąco i wydaję przetwory i owoce rodzince. 



Ale, gdy dziś znów przyniosłam do domu spory kosz spadów, postanowiłam pójść na łatwiznę. Zapakowałam umyty drobiazg do słoików, zalałam osłodzoną woda i zagotowałam. Są kompoty. A z pestkami sobie przecież poradzimy, nie ma problemu.


Mam na drzewach (i jeszcze w koszu) sporo tych "pipków" (tak moi rodzice określali  owoce i warzywa  drobne, niewyrośnięte). Na pewno zrobię kolejny placek z brzoskwiniami i pewnie jeszcze dżem. I za chwilę się brzoskwinie skończą, i będę za nimi tęsknić do przyszłego roku.

14 komentarzy:

  1. Takie swoje, nawet małe, są najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, mają niepowtarzalny "domowy" smak :)

      Usuń
  2. Uwielbiam brzoskwinie(najmniej nektarynki, bo brak zębów do gryzienia), i nawet te najmniejsze chętnie bym zjadła. Udanego przetwarzania życząc, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dojrzałe naktarynki też są miękkie, a skórę można obrać, jak w jabłku. Tylko, że w naszych sklepach nektaryny sprzedają twarde, jak ziemniaki.

      Usuń
  3. Jetsem ciekawym przypadkiem - bardzo lubie brzoskwinie, ale nie moge ich dotykać - ów meszek na skórce mi nie pozwala. Jak mi ktoś obierze, to z rozkoszą... albo pozostają mi takie z puszki. Z morelami jest nieco lepiej, wystarczy, że ktoś mi je wrzuci do wody - wtedy, po wykonaniu szeregu zabiegów, ale samodzielnych, juz jest ok.
    Więc zazdroszczę - mniej ich urodzaju, bardziej faktu możliwości wzięcia w rękę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli pozostają Ci nektarynki :) A brzoskwiniowy meszek widać nawet na zdjęciu, nie jest przyjemny, potrafi być, jak wata mineralna. Chyba nie ma owoców idealnych. Mój mąż jest uczulony na liście truskawek, parzą go jak pokrzywy. A ogórki gruntowe czasem kłują mnie dotkliwie. Najważniejsze, że możesz brzoskwinie jeść i nie uczulają.

      Usuń
  4. Faktycznie, w tym roku brzoskwinie i śliwki udały się wyjątkowo, chociaż wolę nektaryny, bo skórka brzoskwiń mnie zniechęca...ale smak niezrównany:-)
    W ubiegłym roku zrobiłam kilka słoików takich dżemów, ale połowa się popsuła, nie mam talentu do przetworów:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nakrętki były nieszczelne? Ja czasem tylko odwracam słoik do góry nogami, z jeszcze gorącym dżemem ("i pod kocyk" jak radziła w PRL-u pani Gumowska). Po 12 godzinach mam pewność, że słoik jest szczelny i zamknięty "na fest". ja robię dżemy, bo wszyscy w rodzinie je lubią, a owoców nie zmarnuję.

      Usuń
  5. też mam ich mnóstwo, jeszcze siedzą w większości na gałązkach. zwykle zalewam wrzatkiem, obieram ze skórki, jak pomidory, i dalej połówki do słoi lub do garnka i do piekarnika, gdzie spokojnie się smażą *(pieką) i w słoiczki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę wypróbować, czy po wrzątku skórka zejdzie. Sa takie wysuszone, że nie wiem, czy wrzątek da radę skórce. Dziękuję za podpowiedź. bez skórki kompoty i dżemy są smaczniejsze :) Ten garnek w piekarniku to tez dla mnie novum. A nie trzeba mieszać, w jakiej temperaturze się pieką? I czy z pokrywką? To by mi oszczędziło sporo pracy :)

      Usuń
  6. Witaj
    Jak zawsze odpowiadam z opóźnieniem na Twoje miłe słowa. Odpowiadam tutaj, bo sama praktycznie po raz drugi nie zaglądam tam, gdzie zostawiam komentarz.
    Masz rację, najpiękniejsze są wspomnienia z wakacji które spędziliśmy w Polsce. Jednak też dają mi we znaki upały. Z trudem je znoszę.

    Brzoskwinie... Uwielbiam je. Kończące sie lato zawsze przynosi nam w darze tyle pyszności. No i ogarnęło mnie dzisiaj uczucie wczesnojesiennego smutku.
    Ale tobie życzę:
    Mimo zbliżającej się jesieni rozejrzyj się dookoła. Zobacz świat na nowo i uśmiechnij się

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne plony!
    Ale będzie smacznie i zdrowo zimą!!!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawa jestem jakie to lato będzie. Faktycznie zeszłoroczne lato było gorące jak licho. Susza dała w kość. I to ostro.

    OdpowiedzUsuń